Czego powinnaś nauczyć się od swojego męża?
Czy widziałaś kiedyś mężczyznę – tatę w sensie – który wstydzi się tego, że nie zdążył ugotować obiadu? I że zamiast rybki podanej z warzywami na parze zabrał dzieci na frytki? No właśnie, ja też nie. Ale widziałam za to stanowczo zbyt dużo kobiet, które same do siebie mają pretensje w identycznej sytuacji!
Ja wiem, że społeczeństwo nie lubi matek, uwielbia za to wytykać ich błędy palcami. Jeśli ciągle ci się wydaje, że wszyscy patrzą ci na ręce i cię oceniają, to… Tak, masz rację! Ale wiesz co? W takim razie ty nie patrz na nich! Zupełnie jak facet przestań przejmować się tym, co ktoś sobie o tobie pomyśli! Chyba czasami warto uczyć się od naszych partnerów. A czego konkretnie?
1. Nie przejmować się błahostkami!
Nikt tak bardzo mnie nie wpienia jak mój mąż własny i równocześnie nikogo aż tak bardzo nie podziwiam. To absurd, ale gdyby ktoś zadał mi pytanie, jakie jego zachowanie najbardziej denerwuje mnie na co dzień, bez zastanowienia wypaliłabym: „Ano to, że nie widzi brudnego blatu w kuchni!”. Albo że zupełnie nie przeszkadza mu nieposkładane pranie na suszarce (po co zanosić do szafki, skoro można zdjąć i od razu ubrać?). Gdyby jednak ta sama osoba zapytała mnie, jaką cechę w Piotrze uwielbiam, to bez zająknięcia wskazałabym na… Nonszalancję!
Jeżu! Jak ja bym chciała mieć w sobie tyle luzu! Nie przejmować się, że dziecko znowu zgubiło rękawiczki. Piotr w takiej chwili założyłby po prostu na ręce skarpetki. Dla mnie to byłby koniec świata i nici ze spaceru. Chłopak potrafi się spiąć jak nikt inny, kiedy wymaga tego sytuacja, ale potrafi też odpuścić, dzięki czemu na co dzień zachowuje spokój ducha. Ja za to gonię w piętkę tuż przed zaśnięciem, bo tego nie zrobiłam, tamtego nie dopilnowałam, a o czymś tam jeszcze zupełnie zapomniałam!
2. Robić jedną rzecz na raz!
Na pewno to znasz! U nas zawsze scenariusz wygląda podobnie:
– Czy mógłbyś posprzątać po śniadaniu dzieci? – pytam, unosząc głowę znad komputera, zawsze wtedy, kiedy mój wzrok pada na stertę brudnych naczyń obok, na stole.
– Tak. Jak tylko skończymy się bawić – odpowiada, dalej układając tory. Jak gdyby nigdy nic!
Ja za to zawsze w czasie zabawy z dziećmi wycieram kurze na regale obok. Przy okazji przecieram również lampkę. A potem mój wzrok pada na podłogę, więc schylam się po wszystkie te małe, ale upierdliwe funie, wynoszę do śmieci, kosz pełen, opróżniam go, wystawiam worek do wiatrołapu, buty porozrzucane trzeba pozbierać, kurtki odwiesić, szaliki poskładać, mija godzina, a dzieci… Bawią się same. I znowu mam wyrzuty sumienia, że tak rzadko jestem z nimi na 100%.
Czy jakikolwiek facet miał kiedyś wyrzuty sumienia, że kiedy robi jedno, nie może zrobić drugiego? Że jak jest w pracy, to nie jest z dziećmi? Nie, on wie, że nie da rady być w kilku miejscach na raz. Więc dlaczego my tego nie rozumiemy?
3. Odpuszczać sobie!
Mężczyzna nic nie musi. Co najwyżej może. A już na pewno nie musi nikomu niczego udowadniać!
My za to jesteśmy mistrzyniami w tańcu na linie dorosłością zwanym. Mama na 100%, najlepsza żona, pracownica roku, a do tego dom na błysk i coniedzielny rosół na stole, jakby od tego życie naszych najbliższych miało zależeć, a już na pewno szczęście! Jakby to, ile w ciągu dnia obowiązków kolanem upchniemy, miało świadczyć o naszej wartości.
Powiem ci coś w sekrecie: nie szukaj na zewnątrz zapewnienia, że jesteś super – tę pewność musisz znaleźć w sobie.
4. Rozpieszczać się!
Mężczyźni są gadżeciarzami i nie mają ŻADNYCH oporów, żeby kupować sobie rzeczy, które ułatwiają im życie. Kiedy w ciąży poprosiłam męża, żeby przejął ode mnie odkurzanie naszego mieszkania, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było kupienie… Odkurzacza samochodzącego! Aha. Wpadłabyś na to?
My – matki – wszystko robimy dla innych, a siebie stawiamy na szarym końcu. Oszczędzamy, nawet kosztem własnej wygody, tylko po to, żeby kupić dziecku kolejną podobną zabawkę.
I tak rezygnujemy na przykład z wszelkich „ułatwiaczy” pomagających nam w codziennym życiu. Bo przecież damy sobie radę, po co nam to, nie szkoda kasy? Trochę, a nawet bardzo się z tym nie zgadzam! Ja sama jestem największą chodzącą po świecie fanką „domowych” gadżetów. Wiesz dlaczego? Bo uprzyjemniają mi codzienne obowiązki i uważam, że skoro Piotr ma kamerkę cofania w aucie, to mi się należy najlepszy mop na rynku i najgrubsze ściereczki z mikrofibry. Kiedy więc marka Vileda zapytała mnie, czy chciałabym przetestować ich nowe suszarki, bardzo się ucieszyłam!
Trochę dlatego, że uwielbiam ich produkty za jakość i wiem, że nie mają sobie równych, a trochę dlatego, że moja stara suszarka no name od dawna już doprowadza mnie do szewskiej pasji!
Po pierwsze – co widać gołym okiem – stara suszarka ma cieniutkie pręty, które pod ciężarem prania wyginają się. Kiedy zaczynam wieszać pranie z jednej strony (lub z jednej strony zdejmować), to oczywiście suszarka jest tak niestabilna, że się przewraca. Ale najbardziej wpienia mnie to, że ma tendencję do rozkładania się w najdziwniejszych momentach, na przykład w środku nocy w szafie, wyrywając całą rodzinę ze snu. Długo myślałam, że to duchy!
Ale nie, żadnych duchów nie ma, przygotuj się za to na czary. Choć moja stara suszarka po złożeniu zajmuje znacznie więcej miejsca niż suszarki Vileda, to jednak po rozłożeniu okazuje się, że właśnie one są dużo większe!
Tylko spójrz:
Przede wszystkim Vileda jest wyższa (sięga mi do pasa), co jest bardzo wygodne, bo nie muszę się niepotrzebnie schylać, żeby rozwiesić czy pozbierać pranie. Ale jest również praktyczne, bo koc nie szura po ziemi! W dodatku model Vileda Infinity w łatwy sposób rozkłada się aż do 2,5 metra, co jest wybawieniem na przykład wtedy, kiedy przebierasz pościel – zmieści się na niej spokojnie kilka kołder i prześcieradła całej rodziny, z którymi dotychczas wędrowałam po całym domu, rozwieszając je na krzesłach, kanapie, barierce schodów lub składając na starej suszarce, przez co pościel schła u mnie nawet tydzień!
Teraz pranie mogę robić rzadziej, bo na nowej suszarce po prostu więcej się mieści.
A jak chcę, żeby miała standardową długość, wystarczy zsunąć pręty ;).
Kiedy jest ładna pogoda, bez problemu mogę wyjechać z praniem na taras, bo większość suszarek Vileda jest na kółkach!
Wcześniej przenosiłam suszarkę, która była ciężka, pranie mi z niej spadało, musiałam je podnosić, a że często spadło już w ogrodzie, z powrotem trafiało do kosza na brudy. Byłam tym tak zniechęcona, że nawet latem rezygnowałam z suszenia na zewnątrz, przez co przez kilka dni musiałam patrzeć, jak pranie schnie sobie u mnie w salonie ;).
Z suszarki Vileda nie spadną nawet skarpetki, bo zamontowano na niej takie sprytne uchwyty!
Fajnym rozwiązaniem jest również suszarka Vileda Mixer 3 (też cała na kółkach!), która nie zajmuje tyle miejsca co tradycyjne suszarki i dzięki temu zmieści się nawet w łazience. Można ją ustawić na przykład pod prysznicem, żeby wszystko to, co pierzemy ręcznie (np. grube swetry) spokojnie sobie obciekło.
5. Być egoistą!
Egoizm nie kojarzy się nam najlepiej. Pępek świata, primadonna, nic poza czubkiem własnego nosa… A to nieprawda! W tak zwanym zdrowym egoizmie nie ma przecież niczego złego! Egoista po prostu potrafi o siebie zadbać. A ludzie w jego otoczeniu wcale przez to nie cierpią! Bo kiedy ktoś dba o siebie, ma zasoby, żeby dbać o innych. Można to porównać z człowiekiem bogatym i biednym: temu, kto ma dużo pieniędzy, o wiele łatwiej wspierać fundacje charytatywne, bo nie odbiera sobie od ust.
Wielu matkom macierzyństwo kojarzy się z poświęceniem. Dlatego, że – kiedy pojawia się dziecko – nie dbają o siebie. Nie dosypiają, nie dojadają, nie chodzą do toalety, kiedy czują taką potrzebę, tylko wtedy, kiedy dziecko im na to pozwoli. Siebie stawiają na drugim miejscu i czują się tym zmęczone. A nawet skrzywdzone! Trudno im wtedy wykrzesać uśmiech w stronę dziecka, a bardzo łatwo okazać zniecierpliwienie. Syknąć i krzyknąć zamiast przytulić czy wysłuchać.
Wystarczyłoby więc tak jak facet po prostu wyjść z domu. Na plotki do sąsiadki. Na siłownię czy do fryzjera. Albo na piwo ze znajomymi! Zrobić coś TYLKO dla siebie i nie myśleć, jak sobie w tym czasie radzi nasz maluch bez mamy. Naładować akumulatory, żeby mieć z czego oddać: spokój, miłość, zadowolenie z siebie i swojego życia.
Nikt (poza rodzicami w dzieciństwie) nie ma obowiązku o nas dbać. Serio. Ani twój mąż, ani tym bardziej dzieci. To twoje własne zadanie! I wiesz co? Bądź egoistką! Kto – jak nie ty – zasłużył na wszystko, co najlepsze??? Jest jeszcze coś: tylko w ten sposób możesz pokazać swoim dzieciom, jak to się robi. Że można, a nawet trzeba. I nie ma w tym niczego złego! A to już najlepszy „posag” jaki możesz im dać, zanim ruszą swoją własną drogą ku dorosłości.
Po prostu drogie mamy – nie spinajcie się tak! Wasze dzieci wolą uśmiechniętą mamę niż zestresowaną, że coś poszło nie tak, jak planowała :) To nie koniec świata!
A ja… no cóż. Zdecydowanie musiałabym zacząć naśladować mojego Gajowego w robieniu jednej rzeczy zamiast stu jednocześnie ;)
To prawda :) sekret udanego macierzyństwa nie leży w tym, ile rzeczy uda Ci się zrobić idealnie w ciągu dnia, ale jak bardzo będziesz wyluzowana, uśmiechnięta i spokojna przy swoich dzieciach :)
Dziękuję za dzisiejszy post.
Ekstra jest ta duża suszarka! Widziałam wcześniej u Pani Gadżet, a teraz to już na serio chcę!
Tak, na takie ulatwiacze-polepszacze jakosci zycia pani domu zawsze troche szkoda czy tez brakuje pieniedzy, a w koncu to jest bylo nie bylo „narzedzie pracy”. Mnie sie marzy robocik odkurzacz, juz od dawna sie czaje, ze niby poczekam na tansze i nowoczesniejsze modele.
u mnie vileda wytrzymała 2 lata, popękały te plastikowe części, gdzie się zgina suszarkę i była już zupełnie nie do użytku.
tylko muszę przyznać, ze co dzień lub co 2 ja używałam :)
w złości kupiłam zwykłą suszarkę za 30 zł, ale… ta już mi się wygięła po 3 miesiącach w różne strony, więc wracam do viledy :))
co do tego, czego powinnyśmy się uczyć od naszych partnerów/mężów to się zgadzam w 100%, ale nie wiem czy to jest wykonalne przez kobiety :)
ostatnio jak się bawiłam z chłopcami pociągami zauważyłam mały kurz na podłodze, potem następny, potem się przyjrzałam, ze polkę trzeba przetrzeć, idąc do łazienki pobierałam skarpetki z podłogi i po pół godzinie chłopcy się już bawili sami, a ja zamiast się bawić z nimi ogarniałam kurze. na tym się czasem przyłapuję niestety :))
Ale kto powiedzial ze mężczyźni maja lepiej, kobiety gorzej? Ze mężczyzna moze sobie ot tak wyjść z domu, nie przejmujac się niczym…
To kwestia podejscia i myślenia. Ja mam luz, nawet jak mlody lize kółka….
Nie, że mogą, tylko się nie przejmują, podczas gdy większość kobiet jednak już tak. Nie wiem, mam swoją teorię, że jednak są bardziej związane emocjonalnie przez ciążę/poród/karmienie piersią. Dla kobiety dziecko to jak część niej samej, dla mężczyzny już niekoniecznie :)
Gadżety to zdecydowanie mój mąż :D nie mam siły wyrabiać ciasta do chleba czy pizzy tak więc po kilku prośbach o pomoc kupił mi robot kuchenny… ?
to mój dzielnie wygniata ciasto na pizzę ;) ale też nie robię innych drożdżowych więc 1-2 razy w miesiącu nie jest dla niego utrudnieniem…. A robota/mikser planetarny bym chciała ale na razie nie mam na niego miejsca w kuchni – mam go w planach, jak w kiedyś przeprowadzimy się na swoje
To jest recepta na wzorzec Matki Polki – brać przykład z ojców. I słusznie! Niech poświęcenie przestanie kojarzyć się z macierzyństwem. A multitasking powinien iść się chędożyć, bo jest niemożliwy – dosłownie i w przenośni :-)
Tak, jest jeszcze druga strona medalu – społeczeństwo nie powinno od nas wymagać więcej niż od ojców, o!
Oj „Mężczyzna nic nie musi. Co najwyżej może.” – to mnie wkurza u męża, że jak mówię mu „musisz COŚ TAM” to słyszę, że nie musi, ale może… wkurza mnie to po prostu bo muszę omijać to słowo w moich zdaniach/poleceniach a ono wychodzi automatycznie….głupiego „musisz wytrzeć mu nos” nie mogę powiedzieć, tylko „wytrzyj mu nos” bo MUSISZ działa na niego jak jakaś płachta na byka grrrrrrrrrrrr
Co do gadżetów – przekonałam męża i od 3 dni testujemy suszarkę bębnową :) wybawienie :) nie muszę rozwieszać na sznurkach i suszarce (jakieś 10-20% prania zostaje mi do powieszenia, bo nie nadaje się do suszarki). Dziecko wypaćkało bluzkę którą koniecznie chciałam ubrać, wszędzie schnie pranie a ja nie mogę puścić kolejnego bo nie mam gdzie powiesić – koszmar którego już nie będę przeżywać :) Jakbym 3 lata temu miała suszarkę nie musiałabym po porodzie na szybko dokupować bodziaków i pajacy, bo każda zmiana pieluchy wiązała się ze zmianą całego ubranka a brudne po praniu musiały wyschnąć i potrzebne było więcej i więcej… Kocham moją suszarkę :)
Stwierdzam że jestem mężczyzną, nie dotyczy mnie żadna z powyższych kwestii, no może jedna czy dwie w 10%. Obiad gotuje,sprząta i dba o mieszkanie ten kto jest szybciej w domu, albo ma wolne jeśli oboje mamy dzień wolny to wspólnie. Nie mam wyrzutów jak wychodzę na miasto a mąż zostaje z praniem lub sprzątaniem, bo on też ma do tego prawo. Nie rozumiem tej całej spiny kobiet.
To wszystko jeszcze przede mną, ale Twój tekst dał mi do myślenia. Tak mi też macierzyństwo kojarzy się z poświęceniem siebie, ale… może właśnie wcale tak nie jest?
Dobrze się czytało! :)
Muszę to pokazać mężowi ;-) Chyba jest rodzynkiem. ;-) I jednocześnie ja. To ja jak jestem z dziećmi i się bawię nie przeszkadza mi pranie na suszarce, że na dworzu dziewczyny ledwo się pobrudziły. To że zamówiłam pizze na obiad. Za to mąż nie ma opcji, żeby zostawił w domu bałagan.Jednocześnie rysuje z córką i pranie składa. Jak mnie szlak trafia ta jego pedantyczność. ;-) A on się złości, że mi nie przeszkadza sterta naczyń. Jak się bawię z dziewczynami to nic innego mnie nie interesuje. U niego najpierw musi być sprzątnięte potem przyjemności. Stopniowo uczę go, żeby odpuszczał, ale ciężko idzie. A mój luz to chyba zawdzięczam mamie ;-)