Bareja by tego nie wymyślił, czyli absurdy koronawirusowe w placówkach naszych dzieci
Pamiętasz, jak zamknęli lasy? Okazuje się, że to wcale nie było najdziwniejsze z covidowych obostrzeń. Prawdziwa kopalnia zabawnych pomysłów – mających nas uchronić przed koronawirusem – znajduje się teraz za drzwiami placówek, do których chodzą nasze dzieci. Ponieważ różne historie przedszkolno-szkolne słyszałam, zapytałam o absurdy koronawirusowe u was, a potem… Cały wieczór się śmiałam z kwarantanny cukierków. Mówię wam, Bareja by tego nie wymyślił!
Ten wpis powstał, żeby rozładować napięcie w tym trudnym dla nas wszystkich czasie. Wszelkie nienaukowe komentarze typu: „maseczki to kagańce” czy: „grypa jest groźniejsza” z miejsca będą usuwane, więc nawet nie trać na ich pisanie swojego cennego czasu ;)
ABSURDY KORONAWIRUSOWE
ZABAWNE OBOSTRZENIA W PRZEDSZKOLACH I SZKOŁACH PODESŁANE PRZEZ MOJE CZYTELNICZKI:
1. „Cukierki urodzinowe trzeba przynieść 3 dni wcześniej, bo są na kwarantannie”.
2. „Nie można przynosić zabawek. Ale skarby jesieni już tak”.
3. „U nas nawet kasztany, żołędzie i liście miały kwarantannę”.
4. „Lalki w przedszkolu są bez ubrań”.
Dobrze, że nikt nie wpadł na to, żeby je oskalpować ;)
5. „Zabawki po zabawie są dezynfekowane, czyli wiszą w reklamówce za oknem do następnego dnia”.
6. „Nie można zabierać prac plastycznych do domu. Ale zdjęcia od fotografa można”.
7. „Dzieci, które cały dzień siedzą w jednej klasie, bawią się razem na przerwach, na boisku, na wuefie, jedzą na stołówce obok siebie, nie mogły mieć zdjęcia grupowego, bo DYSTANS”.
8. „Nie można wnosić pluszaków. Opaska czy ozdobne spinki to pluszak. Ale bluza-miś to nie pluszak”.
9. „Musieliśmy zrezygnować z prezentów na Dzień Chłopaka. Ale na Dzień Nauczyciela mogliśmy przynieść”.
10. „U nas prezenty na Dzień Chłopaka przechodziły kwarantannę”.
11. „Chyba tylko pieniądze na komitet i ubezpieczenie nie potrzebują kwarantanny”.
12. „Codziennie dostaję do prania pościel i ręcznik dziecka”.
13. „U nas zakazano przynosić kocyki. Oficjalnie nie ma drzemek. Nieoficjalnie: dzieci śpią na dywanie”.
14. „Z naszej sali usunięto wszystkie dywany, dzieci siedzą na zimnej podłodze”.
15. „Każde dziecko bawi się na swoim materacyku, którego nie może opuścić”.
16. „Dzieci na spacerze nie mogą stać w parach i trzymać się za rączki. Ale w sali razem się bawią”.
17. „Dzieci w przedszkolu mogą śpiewać tylko na świeżym powietrzu, nie w środku”.
18. „Mojemu dziecku nie zaśpiewano sto lat w dniu urodzin, bo pani się bała, że się zarazi”.
19. „Na placu zabaw każda grupa bawi się w swojej strefie. Ale po południu dzieci, które zostają dłużej, są łączone. Zajęcia dodatkowe też odbywają się razem”.
20. „U nas podzielili plac zabaw taśmą, żeby grupy się nie wymieszały. Jednak taśma jest zawieszona tak wysoko, że kilkulatki bez problemu pod nią przebiegają”.
21. „Klasy nie mogą się spotykać na boisku. Ale obiady jedzą razem”.
22. „Grupa jest dzielona na dwa, żeby w czasie posiłków zachowała większy dystans. Ale przez resztę dnia te same dzieci bawią się w jednej sali!”.
23. „Jestem nauczycielką. Muszę uważać, żeby klasy nie mieszały się na przerwie. Mogą się spotkać dopiero po lekcjach, w świetlicy”.
24. „U nas jest zakaz używania suszarek do włosów na basenie”.
Jak będą chodzić z mokrymi włosami – na pewno nie zachorują ;)
25. „W szkole zamknęli szatnię. Dzieci cały dzień noszą kurtki przy sobie”.
26. „Syn codziennie musi przynosić buty na zmianę, bo nie mogą zostać w szkole, bo się zarażą”.
27. „Dzieci mają rękawiczki na szachach, ale na informatyce już nie”.
28. „Na wuefie nie ma piłek!”.
29. „Farby były na kwarantannie. Na szczęście plastelina kwarantanny nie potrzebowała”.
30. „U nas w szkole dzieci nie mogą wnosić bidonów z wodą, a jedzenie tylko w jednorazowych pojemnikach”.
31. „Książki i zeszyty mają kwarantannę, więc zadanie domowe leży w szkole przez 3 dni”.
32. „Po napisaniu kartkówki czy sprawdzianu kartki lądują na 24 godziny w kartonie”.
33. „U nas sprawdziany odbywają kwarantannę na parapecie”.
34. „W tym roku w przedszkolu zrezygnowano z książek, bo papieru nie można dezynfekować. Ale każde dziecko ma swoją teczkę z zadaniami”.
35. „Nie możemy wchodzić po dzieci, więc gdy przychodzę odebrać moje, pukam w okno sali i krzyczę: Oskar, do domu!”.
Halo, halo, czy leci z nami pilot? Wpis zostawiam na pamiątkę, bo mam nadzieję, że za kilka lat wszystkie te absurdy koronawirusowe będą już tylko zabawną anegdotką przy rodzinnym stole. A tymczasem uważaj na siebie. Trzymaj dystans, noś maseczkę, dezynfekuj ręce, obyśmy wszyscy mogli cieszyć się zdrowiem jak najdłużej!
Dołożę coś od siebie. U nas dzieci nie mogą myć zębów. U starszej córki kazali zabrać szczotki do włosów do domu a u młodszej kazali przynieść…
U nas też nie ma mycia zębów. Ale kiedy usłyszałam, że jest to podyktowane tym, że dzieci często mylą szczoteczki, wymieniają się nimi (oraz przypomniałam sobie, jak my w przedszkolu wymienialiśmy się pastami, bo ktoś miał kolorową albo o lepszym smaku i szła tubka przez całą grupę, od szczoteczki do szczoteczki) plus w łazienkach jest mało miejsca i często te szczoteczki się stykają ze sobą, to w sumie… Przyznałam rację :)
Przekonałaś mnie, nie pomyślałam o tym.
U nas szkoła nie ubezpieczała dzieci, twierdząc, że takie jest stanowisko MEN I Rady Rodziców. Ja jestem w tejże Radzie i nikt mnie o zdanie nie pytał. Ok, bali się pewnie zbierać „zakażone” pieniądze, tak więc stwierdziliśmy, że pieniędzy na Radę również zbierać szkoła nie będzie. A gdzież tam… taką kasę już trzeba przytulić, ale (!) pieniądze (te zawirusowane oczywiście) mieli zebrać skarbnicy z trójki klasowej i broń borze nie wpłacać ich do sekretariatu (no tak, skażone), tylko iść do banku i wpłacić na konto szkoły. Wiadomo, skrabnika wirus nie tyka ? Ogólnie prezenty z różnych okazji muszą przejść kwarantannę, z zakazu grania w piłkę na szczęście zrezygnowali ?
Dyrektor takiej placówki nie ma żadnych uprawnień i żadnej podstawy prawnej, by ubezpieczać grupowo dzieci (chociażby ze względu na przepisy RODO)
Dobre z tymui pieniędzmy. Co do ubezpieczenia to problem jest już 2 lub 3 lata. Trzeba samemu.
Nie chodzi o zbieranie pieniędzy na ubezpieczenie. Placówka/dyrektor nie ma podstawy, by ubezpieczać grupowo.
w przedszkolu syn m?gł przynosić sniadaniowke wielorazową ale butelke z wodą jednorazową. sniadaniowke mogl zabrac do domu ale bidonu już nie …
Uff, u nas całe szczęście nikt nie robi problemu ze śniadaniówką i bidonem :)
Dziewczyny jeszcze pisały, że u nich nawet w stołówce nie ma naczyń wielorazowych, same jednorazówki. A myślałam, że koronawirus ginie polany detergentami i spokojnie wystarczy te naczynia po prostu myć :)
w stołówkach powinny być chyna o obowiązkowo wyparzarki albo zmywarki do naczyń. ale widocznie wolą jak naczynia trafiają bezpośrednio do śmietnika…
Słuchajcie tego:
– w tym roku na stołówce będzie tylko drugie danie, bo jest koronawirus
(rozumiem, że tylko w zupie lubi pływać).
A teraz hit nad hity:
– na lekcje muzyki trzeba przynosić tylko dolną część fletu żeby ćwiczyć palce. Ustnika nie można przynosić, bo jakby wszyscy naraz dmuchali to wirus fruwałby po klasie :D
Padłam! :)
Na lekcjach muzyki dzieci śpiewają w maseczkach.
Padłam i wstać nie mogę
Tylko drugie danie ponieważ dzieci mają mniej czasu na obiad, są harmonogramy wg których klasy udają się do stołówki, w stołówce w jednym czasie mogą przebywać max 2-3 klasy, nie ma czasu na ploteczki przy zupce?tak jest przynajmniej w naszej szkole. Nauka gry na flecie bez ustnika jest logiczna i też bym tak uczyła kto pamięta jakie dźwięki wydaje flet edukator ten zrozumie??
Numer z fletem wygrywa wszystkie punkty!
Mnie przy niektórych punktach chciało się płakać. Jest mi smutno, że dzieci muszą żyć w takich absurdach. Każde na swoim materacyku ma się bawić? Spanie na podłodze? Dla mnie to jest horror. Dzisiaj dzieciaki z grupy przedszkolnej mojej córki wyszły na dwór. Nie na spacer, tylko na przedszkolne podwórko. Zamiast oddychać świeżym powietrzem ganiały się w maseczkach. W sali nie muszą, na powietrzu już tak… Dla mnie to jest potwornie smutne. Chociaż wiele innych punktów mnie rozbawiło :D
Tak, przy niektórych punktach można się zadumać i mi też jest przykro, że dzieci nie mają tak beztroskiego dzieciństwa jak my… Ba! Jak same miały rok temu.
ALE wyjątkowe czasy wymagają wyjątkowych środków. Tupnięcie nogą nic tu nie da, bo to po prostu trzeba przetrwać (jak wojnę na przykład). Mój sposób na przetrwanie to cicha akceptacja tego, na co nie mam wpływu. Całe szczęście dzieciaki mają identyczne podejście: szybko się dostosowują. Mój syn np. wita się z kumplami łokciem i traktują to zupełnie naturalnie, jak my traktujemy przywitanie się dłonią.
Chociaż to, że dzieci na przedszkolnym podwórku (jeśli przebywa tylko jedna grupa) muszą być w maseczkach jest dziwne. To tak, jakbym ja do własnego ogrodu musiała wychodzić w maseczce :D totalny absurd!
Jakie to wszystko prawdziwe! Absurd goni absurd… U nas także tego było tyle…chociażby ?niech dzieci przyniosą dary jesieni: kasztany, żołędzie, liście- chociaż nieee liści nie zdezynfekujemy? ? teraz tak: Pani ma covid więc cztery klasy, które miały z nią lekcje w danym dniu przeszły na nauczanie zdalne ale ale- połowa uczniów klas na nauczaniu on-line ma rodzeństwa w klasach starszych/młodszych, które chodzą do szkoły nadal ????? Ehh już nie wiadomo czy się śmiać czy płakać ?????
Podobno się przygotowywali do drugiej fali przez 6 miesięcy.
Ale od znajomych chorych słyszę, że ŻADNE procedury nie są wypracowane.
Dokładnie tak jest… na początku roku szkolnego tacy nauczyciele zadowoleni, że się udało nam spotkać w szkole a nie przez komputer a tu bach! Dziś rano info, że jednak zdalne dla wszystkich do końca października… Takie przygotowania a jednak coś poszło nie tak.
Na kwarantanne idzie cała rodzina, a nie tylko dziecko, co chodziło do klasy zarażonego nauczyciela. Więc rodzeństwo z innej klasy nie może chodzić do szkoły. Wydaje mi się, że to jest w całej Polsce tak. U nas w szkole na pewno jest cała rodzina objeta kwarantanna.
U nas kasę na komitet zbierali do puszek i tam przechodziła kwarantannę :D
U nas na konto w banku – mi to pasuje, bo ja od marca nie byłam w bankomacie (w sklepach płacę kartą, choć i tak większość kupuję online teraz) :)
Akurat zabawki, a dary jesieni to jest różnica :) dzieci swoje zabawki na ogół biorą do buzi nie ważne czy jest to pluszak czy samochodzik, więc na nich są dziecięce balterie itp. Natomiast kasztana czy jarzębine jest małe prawdopodobieństwo, że weźmie do buzi. Wiadomo, że są takie dzieci, że zaraz hop do buzi, ale na ogół tego nie robią. Niestety niektóre te zasady to absurd :( pracuję w przedszkolu i widzę, że my nie zwariowaliśmy tak bardzo, ale to też zależy od sanepidu. Jedne pozwalają duwan, inne nie. A co może taki dyrektor..robi co mu każą :(
Ogólnie wirus jest przenoszony z buzi na rękach. Więc wszystko, czego dotykamy, może być zainfekowane.
Są dzieci, które niczego nie włożą do buzi (to moje osobiste dzieciaki), a są takie, które włożą wszystko, liście i kasztany również (jest to raczej związane z integracją sensoryczną: jedne lubią odczuwać poprzez smak, inne czują niechęć, patrz: niejadki).
Patrząc na to, jak dzieciaki chorują od początku roku szkolnego, my to możemy sobie wprowadzać obostrzenia, ale one zarażają się jak w poprzednich latach. Wniosek? Zarażają się nie od zabawek, piasku w piaskownicy, książek, tylko do siebie.
Mam wrażenie, że moje miasto, a przynajmniej przedszkole mojej córki pozostało jak jakaś maleńka wysepka na oceanie tych wszystkich absurdów. Misie są, zabawki są, leżakowanie jest, baa nawet nowe piękne dywany mają :) Wczoraj widziałam na zdjęciach, że nawet rytmikę mieli przez ludzi z zewnątrz prowadzoną. Ale ciii, bo ktoś mnie namierzy i mi zamkną przedszkole :p
26. ?Syn codziennie musi przynosić buty na zmianę, bo nie mogą zostać w szkole, bo się zarażą? = moje ulubione
Pracuje w szkole. Tydzień temu miałam lekcje z klasą, której wychowawczyni okazała się „pozytywna”. Dzieci po lekcji ze mną zostały zabrane na kwarantannę wraz z rodzicami. Na moje pytanie co ze mną i innymi, którzy mieli kontakt odpowiedź brzmiała „chodzi o izolacje dzieci, nie nauczycieli”. Czyli jak się zaraziliśmy, możemy dalej zarażać swobodnie innych ??
Sporo z moich znajomych jest teraz pozytywnych. I wszyscy twierdzą to samo: jest bałagan, człowiek jest zdany na siebie, brakuje procedur. Np. mama jest pozytywna, sanepid do rodziny dzwoni po kilku dniach i narzuca kwarantannę, a do tego czasu? Mogą robić, co chcą i być, gdzie chcą.
Trochę logiki w działaniu ludzi potrzeba. Mama pozytywną= rodzina na kwarantannie, nawet jeśli sanepid poinformuje o tym z opóźnieniem.
Moja przyjaciółka mieszka z osobą z pozytywnym wynikiem (dodajmy, że przechodzi zakażenie objawowo, choć na szczęście dość łagodnie). I co? Pozostali domownicy do tej pory nie widnieją w systemie, więc nawet nie mają podstawy do L4 w pracy. Oczywiście nie są badani, bo po co – skoro mieszkają z chorym, to sami z automatu teoretycznie też są traktowani jak chorzy. Ale jednocześnie w świetle prawa mogą sobie łazić, gdzie chcą i zarażać innych, bo oficjalnie nie są na kwarantannie. Żeby było śmieszniej, niektóre osoby, które miały kontakt z nimi, już na tej kwarantannie są. Przyjaciółka wydzwania do sanepidu, ale nikt nie potrafi wyjaśnić tej sytuacji. Ona jest porządna i nie wychodzi, ale ile osób na jej miejscu zrobiłoby inaczej, narażając innych na śmiertelne niebezpieczeństwo?
Drugi przykład: cała rodzina jest na kwarantannie, bo koronawirus pojawił się w przedszkolu jednego z dzieci. Testów w takiej sytuacji się nie wykonuje. Po dziesięciu dniach wszyscy mogą wyjść i bez żadnych badań łazić, gdzie chcą (a także gdzie być może nie chcą, bo przecież czymś trzeba płacić za rachunki). Ani na początku, ani na końcu skróconej od jakiegoś czasu kwarantanny nikt nie sprawdza, czy przypadkiem nie przechodzą zakażenia bezobjawowo. Mogą w tym czasie zabić babcię i zarazić pół biura. Z tego, co ja czytałam, to dziesięć dni od kontaktu to stanowczo zbyt krótko, by mieć jakąkolwiek pewność. Zwłaszcza, jeśli nie wykonuje się żadnych testów. A komercyjne kosztują od 500 zł za osobę.
Ten system to jest burdel na kółkach. Jesteśmy ewidentnie nieprzygotowani na to, co się teraz dzieje. Testuje się wyłącznie osoby objawowe, które same się o te badania dopraszają. Sama w sierpniu przechodziłam bardzo silne przeziębienie i wisiałam na linii kilka godzin przez dwa dni, zanim udało mi się połączyć z sanepidem. Ile chorych osób ma tyle siły i samozaparcia? Na badanie musiałam pojechać samochodem do innego miasta, bo w moim wolne terminy były za kilka dni. Miałam nadzieję, że do jesieni te procedury ulegną poprawie, ale niestety jest wręcz przeciwnie :/
Dobra
Czyli są zakazane komentarze
Czyli mamy przyjmować idiotyzmy bezrefleksyjnie?
Po prostu śmieszkujemy sobie nie zdając sprawy że ma to drugie dno i niewątpliwie źle świadczy o kondycji naszego zastraszonego społeczeństwa
NIENAUKOWE (sprzeczne z nauką) komentarze, bo wprowadzają w błąd. Np. ja miałam naprawdę dobrze ponad tysiąc odpowiedzi na pytanie o absurdy w placówkach. Wybrałam 35. Wiesz dlaczego tak mało? Bo te odpowiedzi (o kwarantannie cukierków czy podzielonym placu zabaw) pojawiały się wielokrotnie, więc MAM PEWNOŚĆ, że skoro powiedzmy 10, 20, 30 mieszkających w różnych częściach Polski mam pisze to samo, to jest to prawda i takie obostrzenia mają miejsce.
Celowo również dyskusję poprowadziłam w wiadomościach prywatnych, a nie publicznie, żeby ktoś przypadkiem nie został wprowadzony w błąd za pośrednictwem kanałów, które stworzyłam. Tutaj nie ma miejsca na fake newsy, kłamstwa, wymyślone historie. I mam prawo U SIEBIE dbać o rzetelność przekazywanych informacji.
Tak samo z mojego domu wyprosiłabym osobę, która stanęłaby na moim na dachu, żeby krzyczeć na całą ulicę, że maseczki to symbol zniewolenia.
Wielki szacun za takie podejście :)
Znamy z autopsji ? moje dzieci nie mogły przynieść urodzinowych cukierków do zerówki ale za tydzień Na Dzień Nauczyciela Pani już pozwoliła przynieść prezenty dla siebie…
U córeczki w przedszkolu można przynieść urodzinowe cukierki, ba nawet tort można ze świeczkami, ale nie wolno ich zapalić, bo zakaz dmuchania (ćwiczenia oddechowe też zakazane).
Zabawki plastikowe lub drewniane, a lalki również nagie :/
O! To mój syn chodzi na logopedię w szkole, przynosi zadania, które wykonywał w klasie (żebyśmy w domu też poćwiczyli) i tam jest dmuchanie. Pani jest odważna :)
Ja dodam coś o cukierkach. U nas nie można na urodizny przynosić w ogóle cukierków i rozdawać w klasie jak do tej pory. Ostatnio syn w śniadaniowce miał papierek od cukierka i mówi że koleżanka miała urodizny. Pytam się, ale jak to nie można przynosić cukierkow i częstować w klasie przecie. A Syn mówi: tak, ale ona rozdawała te cukierki na przerwie! :))
Haha, jak widać nie tylko dorośli potrafią obejść system :)
U nas taki absurd: próbna ewakuacja całej szkoły gdy na dworze była ulewa… dzieci nie mogły zabrać kurtek, plecaków… bo przecież ewakuacja… Więc biedulki stały godzinę w deszczu na dworze (wszystkie klasy razem, żadnego dystansu społecznego). Na pewno nikt się nie rozchoruje :P
Hmmm mnie to nie śmieszy :/ Absurdem dla mnie były np wesela i to, że dorośli ludzie zachowywali się przez wakacje jakby koronawirusa nie było. Kwarantanna przedmiotów i inne obostrzenia w placówkach to tylko (aż!) zdrowy rozsądek.
U nas też wesoło. Po dziecko nie można wejść do szkoły (zerówka), za to przez okno wygląda pani woźna i krzyczy ?po kogoooo?!?… dodatkowo wejście dla zerówki jest osobno, dzieci na korytarzach się nie mogą spotykać, ale za to w stołówce siedzą wszyscy razem z innymi klasami, tylko zerówka musi poczekać aż reszta zje :/ cóż :/
U moich dzieci w szkole nie wolno było nic przynosić, pożyczać itd. Jak zaniosłam papeterię z pracy w torbie, bo nauczycielka napisała dopiero w środę wieczorem, że na jutro dzieci mają przynieść kolorowe tkaniny, kartki i brokaty do pracy plastycznej przy strojach karnawałowych to zabrała to tym dzieciom tłumacząc się kwarantanną. Tylko mieszkamy na wsi, szkoła też na wsi nie ma gdzie latać po marketach, szukać tiuli i kokardek po sklepach. I te biedne dzieci nie mogły nic zrobić, mimo iż dostarczyłam materiały.
Za to jak była zbiórka pieniędzy na akcję charytatywną (w tym samym mniej więcej czasie) to można było zanosić do szkoły samodzielnie pieczone babeczki na sprzedaż…