A ja się nie mam zamiaru poświęcać dla mojego dziecka
Macierzyństwo to poświęcenie. Celowo nie użyłam słowa „rodzicielstwo”, bo tatusiów to poświęcenie jakby mniej dotyczy. A wiem co mówię! Wyobraź sobie, że kiedy mój mąż zdecydował się na roczną przerwę w pracy, żeby zostać z dzieckiem, od razu pojawiły się pytania: „Przemyślałeś to dobrze?”. Zupełnie tak, jakby miał piętnaście lat i ciągoty do zachowań ryzykownych, a nie trzydzieści pięć i pierwsze siwe włosy na skroniach. Zaraz potem usłyszał troskliwe: „Jak się czujesz?” i „Czy dajesz radę?” oraz (moje ulubione!): „A nie boisz się, że wypadniesz z rynku pracy?”. Nie, żeby te wątpliwości były całkowicie pozbawione sensu, ale zastanów się teraz dobrze: czy kiedykolwiek ktoś martwił się w ten sposób o ciebie? Bo o mnie – choć „siedziałam” z Kostkiem trzy lata w domu – nikt. Nigdy!
A więc to już ustaliłyśmy: poświęcenie jest wpisane w macierzyństwo. Że matka ma nagle kilka lat przerwy w zawodowym i towarzyskim życiorysie – nie obchodzi nikogo. Tak było, jest i będzie, jak długo będziemy myśleć, że kobieta jest przez naturę faworyzowana instynktem macierzyńskim, który jej każe i pomaga, więc to całkiem naturalne, że ona wychowuje dzieci, a on zarabia na dom. A przy okazji wychodzi na piwo z kolegami, na siłownię czy pobiegać i ogólnie dziecko w jego życiu zmienia tylko tyle, że częściej trzeba wynosić śmieci z pieluchami, a żona od jakiegoś czasu zasypia z potomkiem zamiast z mężem swoim.
Ale spróbuj tylko ty kobieto powiedzieć, że chcesz krótko po porodzie wrócić do pracy. Albo że wolisz iść na siłownię zamiast na plac zabaw. I że jak się umawiasz z koleżanką na kawę to tylko bez dziecka, bo ciężko się plotkuje o nowym facecie Kryśki, kiedy nieletni siedzi na kolanach i rozsypuje cukier, poza tym wtedy z góry wiadomo, kto zje twój sernik i że to wcale nie będziesz ty.
Oł noł. Już to słyszę: „Jesteś matką, musisz przestać myśleć tylko o sobie!”, „Tych chwil z dzieckiem nikt ci potem nie odda!”, „Dzieci się zachciało, a odpowiedzialności zero!”, „Ja bym nigdy nie zostawiła dziecka z nianią” czy już całkowicie po bandzie: „Co z ciebie za matka?!!1”.
ZAZWYCZAJ SĄ TO SŁOWA INNYCH KOBIET
Oddałabym wszystkie moje buty, żeby zobaczyć kiedyś grupkę facetów spierających się między sobą o to, czy poród naturalny jest lepszy od cesarki i dlaczego. Albo czy to dobrze zostawiać dziecko w żłobku, czy jednak najgorzej. Albo jak się kłócą, że moja żona to lepsza żona, bo karmiła dwa lata, a twoja tylko trzy miesiące, pewnie na piwo miała ochotę, co?
Jednak moje buty są bezpieczne. Wiesz dlaczego?
Bo ich to obchodzi jak koncert Justina Biebera, który odbył się właśnie w Polsce. Czyli wcale.
I znowu: wiesz dlaczego?
Bo oni się nie poświęcili. Z tymi porodami czy karmieniem cyckiem to jest tak, jak ze sprawdzianem, na który uczyłaś się całą noc, a twoja koleżanka z ławki spisała wszystko z zeszytu i teraz ona dostała piątkę oraz pochwałę pani, a ty trójkę z plusem. No niesprawiedliwość jawna cię spotkała, nie może przecież tak być!
No i się zaczyna… Ja kocham moje dziecko bardziej, ja mam z nim lepszą więź, moje będzie zdrowsze, szczuplejsze, mądrzejsze i w ogóle najbardziej wypasione na dzielni. Ja jestem ta dojrzała, ta odpowiedzialna, ta PRAWDZIWA MATKA. Bo ja nie myślę o sobie wcale. Oklaski, fanfary, owacje na stojąco dla tej pani.
A ja tylko widzę dziecko, które dorasta ze świadomością, że ktoś poświęcił dla niego całe swoje życie. I to nie jest tak, że ono będzie szanować swoją matkę bardziej. Raczej nie będzie, jeśli ona nie szanuje siebie. Dziecko wyfrunie pewnego dnia z gniazda i ani się obejrzy na twoje styrane dłonie czy podkrążone oczy. Chyba nie chcesz zostać wtedy z niczym?
NIE LUBIĘ TEGO WYRAZU – „POŚWIĘCENIE”
Nie lubię, bo oznacza jakąś stratę. A nie wiem jak ty, ale ja – od kiedy zostałam mamą – tylko zyskałam.
Gdyby nie dziecko, nigdy nie zaczęłabym pisać, bo nie miałabym potrzeby wykradać z codzienności tych kilku chwil tylko dla siebie. Nie poszłabym na nową „Bridget Jones”, żeby odpocząć od dwójki dzieci w zaciszu sali kinowej i nie zaczęłabym biegać, żeby pobyć w samotności.
Gdyby nie dziecko, nie miałabym siły, ochoty ani potrzeby zawalczyć o siebie.
I wiesz co? Nie musisz się wcale poświęcać, żeby być dobrą matką! Jeśli tylko kochasz swoje dziecko (a łatwiej jest przecież kochać, kiedy nie czujesz na każdym kroku, że z czegoś dla niego rezygnujesz), ono będzie kochać ciebie. Nie ma nic złego w tym, że kiedy wstajesz, najpierw myślisz o kawie dla siebie, a dopiero potem o śniadaniu dla niego.
Uwielbiam matki, które mają dzieci i dalej robią swoje. Które pokazują, że się da, że można, macierzyństwo nie jest pasmem wyrzeczeń tylko takim małym motorkiem napędzającym do lepszego życia.
macierzyństwo to żadne poświęcenie a wybór .. powinien być świadomy.. to jak karmienie cyckiem, nie powiem, żeby to była najprzyjemniejsza czynność ale wiem, dlaczego robię to już piąty miesiąc i wcale nie uważam,że się poświęcam … po prostu tak zdecydowałam i tyle…
zobaczysz po 2 latach jak slowa tego bloga sa trafne
amen!
ps dzięki za ten wpis:)
Ja sobie wydrukuje ten post. W marcu rodze swoje drugie dziecko. Już teraz boję się, że tak jak przy pierwszym popadne w depresję i obłęd że za mało się dla dziecka staram, za mało sobie poświęcam. Mnie otoczenie wrzuciło w ten zły stan psychiczny i długo trwało nim odzyskałam swój rozum. Oby tym razem było inaczej.
Będzie inaczej, zobaczysz :).
Jeszcze rok temu nie napisałam tych zdań – ale drugie macierzyństwo było mi potrzebne właśnie po to, żeby zacząć się w pełni cieszyć z roli mamy. I wrzucić na luz! To jest tak, że już naprawdę wiesz, co robić i absolutnie nikogo nie słuchasz (a też inni mniej się wtrącają, w końcu jedno odchowałaś i żyje, więc… Jesteś świetna w tym, co robisz ;)).
Zgadzam sie. Dodalabym jeszcze – szczegolnie gdy wychowuje sie w malej rodzinie, co nie zawsze jest wyborem, przy modelu 2 + 1 dziecko „skazane” jest na rodzicow, ale juz drugie ma dodatkowa wazna osobe czyli siostre lub brata. I latwiej nabrac dystansu do „dzieciakow” niz do jednego dziecka. I przez to duzo rzeczy staje sie latwiejsze. I oczekiwania sie rozkladaja, jedynak musi byc idealny, ale juz przy dwojce kazde ma prawo do swoich slabosci. Na tym polega to odpuszczanie, bo jesli pierwsze nie dostanie Nobla, to moze drugie.
Bardzo podoba mi się ten wpis ;-) Dzieci są świetne, ale każda z nas musi oprócz bycia mamą być kimś jeszcze ;-)
Uffff czyli nie tylko ja piję kawę przed śniadaniem dziecka :P
Święta prawda! Nie musimy się poświęcać by być dobrymi rodzicami!!
dobry wpis. no właśnie, gdyby nie macierzyństwo, też nie zaczęłabym biegać (może nie dlatego, żeby zgubić kilogramy, bo nie mam co gubić, ale dla wyłączenia się, choć przez godzine, dwie), nie czytałabym tylu ksiazek, bo pewnie czasu by nie bylo i nie zrobiłabym wielu rzeczy a juz na pewno nie przezyłabym wielu rzeczy i chwil :)pozdrawiam wszystkie mamy :) te mniej i bardziej „poświecające się”
Świetnie, że Pani o tym napisała! W Polsce powszechny jest wizerunek Matki Polki – cierpiętnicy, która całkowicie poświęca się dla rodziny. I rzeczywiście tak jest, że gdy dzieci wyfruwają z gniazda na studia do innego miasta, mama zostaje z niczym i nie wie, czym się zająć. Pozostaje jej masowe lepienie pierogów i robienie kanapek niczym Solejukowa z Rancza. A przecież to nie tak. Jeśli zatraci się w tym wszystkim siebie, nie będzie z tego nic dobrego.
Cieszę się, że ma Pani odwagę mówić o tym wprost i przełamuje to polskie tabu.
Pozdrawiam Panią i dzieciaki :)
Ech… fajnie to się czytało. Bo dokładnie tak właśnie jest. No i jakie cudne zdjęcia macie w tym wpisie. Boskie!
<3
Trzeba troszkę odróżnić poświęcenie od poświęcenia :) Ja mam 11 miesięcznego syna i 3,5 letnią córkę. Choćbym bardzo chciała, to jednak nie siadam popołudniem do książki, tylko rysuję Barbie albo prowadzę młodego bo uwielbia chodzić, a jeszcze nie umie. To jest na pewno poświecenie, bo chyba wolałabym jednak coś poczytać. A z drugiej strony po pierwszej i drugiej ciąży wróciłam do pracy po 6 miesiącach, bo ile można w domu siedzieć :P
Macierzyństwo jest super. Często myślę o komunikacie w samolocie nakazującym założyć maskę tlenową rodzicowi potem dziecku. Bo jak zadbasz o siebie to uratujesz dziecko. Nie odwrotnie. Również w życiu. I przy moich skłonnościach do przeziębień nie oddałam wczoraj w kościele rękawiczek nastoletniej córce by być zdrowa dla niej i jej rocznego brata. Choć 75%mszy o tym myślałam że ma gołe dłonie). A co rano po całuskach na przywitanie czas na moją toaletę z myciem głowy i depilacją. A maleństwo skacze w łóżeczku wpatrzone w drzwi łazienki. Potem dopiero wspólne z synkiem śniadanko. A w czasie jego drzemek…. nie sprzątanie bo sprzątamy w niezbędnym zakresie gdy nie śpi, lecz kawa i książka. Czasem naukowa bo gdy miał 7 miesięcy zapisałam się na studia doktoranckie. Zła mama? Nie, super mama. A cycem karmię nadal bo uwielbiam.
Też nie znoszę tego słowa poświęcenie. I nigdy nie powiem dziecku że coś poświęciłam dla niego. Mój mąż siedział prawie rok z dzieckiem kiedy ja wróciłam do pracy. Dał sobie niesamowicie radę i poznał że to ciężki kawałek chleba. Ale się nie poświęcił on po prostu był świadomym rodzicem.
Podpisuję się pod każdym zdaniem rękami i nogami! Idealnie ujęłaś to o czym sama myślę :)
Wszystko zależy od tego, jak definiujemy „poświęcenie”. Ja znalazłam co najmniej 3 definicje :
1. ?dokonać obrzędu święcenia?
2. ?oddać coś komuś lub jakiejś ważnej sprawie lub zrezygnować dla nich z kogoś, z czegoś?
3. ?zainteresować się kimś, czymś w sposób szczególny?
Osobiście 3 definicja jest mi najbliższa , jeśli w taki sposób rozumiem poświęcenie to jest to jak najbardziej naturalne – zresztą, każda matka to wie, że dziecko, jest kimś szczególnym, kto szczególnego zainteresowania potrzebuje – oczywiście w zależności od wieku dziecka to zainteresowanie powinno być na bieżąco modyfikowane.
Niestety większość mam poświęcenie definiuje przez tą drugą definicję i tu wcześniej czy później może się rodzić frustracja….
Dzieki Kochana za ten tekst. Jestes wielka. Potrzebowala go moja rozstrojona psychicznie glowa. Za 10 tygodni zostane mama po raz pierwszy i drze na sama mysl, ze moje dotychczasowe zycie sie skonczylo. Nie odnalazl mnie jeszcze tzw „instynkt macierzynski”, a z otoczenia czuje dziwna presje. 4 miesiace temu, mama zostala tez siostra mojego partnera i od tego czasu jakby wlaczyla tryb „musze byc we wszystki najlepsza, wszystko musze miec zaplanowane”. Ona ma juz teroretycznie wybrana szkole dla swojego syna, zapisala sie do specjalnej paraffi, ktora niby gwarantuje mu dostanie sie do tego „super” katolickiego przedszkola i szkoly. ( Notabene sama nie jest gleboko wierzaca, ale ponoc katolickie szkoly sa lepsze). Do wszystkiego goni, wszystko chce miec na tip-top, ciage kupuje jakies nowosc, gadzety dla dziecka (fotelik samochodowy wymieniala juz chyba z 2-3 razy). Wraz z wybiciem 4 miesiaca zycia jej potomka miala juz wybrana cala game organicznych sloiczkow dla dzieci do rozrzerzania diety- bo maly nie moze jesc byle czego, a te sa najlepsze ( sama nie swieci przykladem zdrowego odzywiania). Do tego nie ma zbyt wiele pomocy od parntera, wiec ciage narzeka, ze jest zmeczona, zestresowana i wszystko jest na jej glowie. Nie krytykuje jej, wyznaje zasade, ze kazdy zyje jak chce, ale troche przez jej postawe zaczynam miec watpliowsci co sie bedzie dzialo u nas, ze jak bede robic inczej to mnie wszyscy, z moja tesciowa na czele skrytykuja, ze jestem zla matka. Poza tym od kolezanke ciagle slysze: ” zobaczysz jak Ci sie dziecko urodzi to sie wszystko zmieni, ze wszystkiego bedziesz musial zrezygnowac, na nic nie bedziesz miala czasu, od razu zapomnij, ze wrocisz do biagania i cwiczen, ktore kolachas przed ciaza, juz nie bedziesz miala czasu na gotowanie tych Twoich wymyslnych obiadkow ( jestem fanka zdrowego, nieprzetworzonego jedzenia) itd, itp Czuje, jakbym wszyscy na okolo probowali mnie wpedzic w wyrzuty sumienia. Ciesze sie, ze chociaz tutaj u Ciebie na blogu moglam sie wyzalic :)
Dzięki za te mądre słowa – dzięki Tobie nie myslę o sobie jako o wyrodnej matce, która ma ochotę sama zjesc kawałek czekolady
Ja mam wymagające dziecko i moje macierzyństwo jest poświęceniem. Ja rowniez duzo zyskałam, ale nie zmienia to faktu, że z wielu rzeczy dla tego mojego Bobasa rezygnuje. Ale nikt mniw do tego nie zmusza. Robie to bo chce i uwazam, ze to jest piekne i wrecz naturalne. Dla mnie to ile jestem w stanie poswiecic dla mojego dziecka swiadczy tez o mojej milosci do niego, dlatego nie traktuję tego jako straty.
Bardzo przyjemny tekst, zwłaszcza końcowe przemyślenia. Wszystko trzeba poukładać sobie w głowie i nigdy nie rezygnować z siebie. I najważniejsze, mężczyzna musi wiedzieć że sprawy związane z dzieckiem, też jego dotyczą. On nie pomaga kobiecie, on wypełnia jedynie swoje obowiązki. Do stworzenia i do wychowania są potrzebne dwie osoby. Pozdrawiam
Balamuty jakich dawno nie czytałem. Kupa brednie z patologicznego punktu patrzenia na życie. Jak by ktoś się zastanawiał czy czytać to dla mnie szkoda czasu
Przepraszam, ale co to za glupoty. Jesli chce sie miec dziecko to nie dla posiwecenia ale z wyboru. nic co robie dla dziecka nie traktuje jako posiwiecenia, robie to bo tego potrzebuje moje dziecko. Nie chcesz rezygnowac ze swojego zycia bez dziecka nie miej dzieci. Ale moze jak sie ma dziecko w wieku 40 lat to wszystko wyglada inaczej.
Oo!!! Rewelacyjny wpis! Właśnie dzięki dzieciom stajemy się lepsze bo wtedy każda chwila bez nich jest wykorzystywana na maksa dla nas samych!
Bo to mam wrażenie, że jakaś moda zrobiła się na to żeby porównywać siebie jako matkę z innymi matkami. Też przez chwilę w to popadłam i chwilami myślałam ‚ a może jednak nie jestem najlepszą matką skoro wychodzę na kawę z przyjaciółką, a kobieta obok siedzi w kawiarni ze śpiącym dzieckiem’? . ( Niestety moje nie było takie potulne, żeby spać w nowym, ciekawym miejscu). Ale jak ojciec biegnie na dół na siłownię, albo na noc z kolegami to przecież ‚wiesz on musi odreagować po pracy’. Kocham to.
Zupełnie osobna kwestia to porównywanie dzieci. To dopiero uwielbiam. Szczególnie taka przypadłość dopada dumne babcie. A to Twój 2- latek nie mówi? Bo mój wnusio w tym wieku to już jeździł na rowerku, robił do nocniczka, mówił wierszyki z pamięci i potrafił liczyć do 100′ ;) a no nie- my cieszymy się dzieciństwem i na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.
Pozdrawiam
Dokładnie. Ja nie odeszłam z pracy. Mogłam robić swoje od czasu do czasu pracując z domu. I bardzo się cieszę bo teraz zostałam samotną mamą ale mam pracę i mam przyjaciół. Nie wiem co zrobiła bym bez tego w takiej sytuacji.
Super wpis :) uwielbiam kobiety które tak myślą, dbają o siebie a nie tylko o dziecko. Mężczyźni nie przejmują się w ogóle, to dlaczego kobieta na swoją głowę ma wszystko brać? I jeszcze udawać że wszystko jest okey?!
Dopóki my nie będziemy na głos wypowiadać swojego zdania nic się nie zmieni. W NAS TKWI SIŁA! :)
Nasze matki tak powiadają. Co one potrafią. Być nadopiekuncze ograniczają nie pozwalały się bawić bo mieliśmy się uczyć do nauki wołały. Co z was za głupie matki. My nie prosimy się na świat na wasze zawołanie. Nie będziemy żyć wedle waszych życzeń. Uczymy się dla siebie i swojej przyszłości. Przestańcie żyć gadaniem innych.
Ja też musiałam zrezygnować z pracy, brak pomocy ze strony najbliższych nie wyszedł mi na dobre. Do tego jeszcze całkowita utrata figury- co z tego że po porodach schudłam… cycków już nie mam, biodra i pupa jakby zapomniały o tym że powinny być, ale mojemu mężowi się nadal podobam. Na siłownię chodzę z rana, zanim dzieci się obudzą, kawę pije jak wszyscy jeszcze śpią, to moja chwila i uczę się cieszyć z tego. Poświecenie- tak to odbierałam, powoli zaczynam to traktować jako zmiana warunków życia. Kiedy mój świat wywraca się do góry nogami- staje na głowie żeby nadążyć;)
Sama prawda! Lubię być mamą, ale lubię też bycie kobietą, dlatego kiedy tylko mogę robię coś dla siebie ?? Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko ?
Jestem w trakcie powrotu do pracy .Mam 5 latka i 15miesieczna córeczkę. I w ukryciu miałam wyrzuty sumienia, że gdy jestem w pracy to jestem szczęśliwa. Robię coś co kocham, lubię i bardzo mi tego brakowało od czasu ciąży. Gdy szłam na siłownię i wracałam też miałam wyrzuty , robiąc sobie rano kawę, bez której nie potrafię funkcjonować często piłam ją zimna bo gdy brałam łyka miałam wyrzuty, że dzieci też są głodne.. a jednak nie płakały, nie umierały ze wściekłości…. Hmmm. ….
Masz rację … Musimy kochać i szanować same siebie.
CUDOWNIE, ŻE O TYM NAPISAŁAŚ . Nie trzeba się umartwiać , tylko dlatego, że panuje społeczne przekonanie, iż my mamy „coś musimy” !
Dziękuję !!!!
Bardzo pod mi się ten wpis. Kiedyś przeczytałam o oczekiwaniach względem mam. Większości się wydaje, że nieuprasowana koszula, brudne paznokcie u dziecka, bałagan w domu lub kupny obiad świadczą tylko o złej żonie, matce i gospodyni, nie o złym mężu, ojcu czy gospodarzu. A gdzie partnerstwo, wspólne dzielenie się obowiązkami? Niedawno zostałam mamą po raz trzeci i dopiero widzę, co po drodze zrobiłabym inaczej. Mam trzech synów i wspaniałego wspierającego mnie męża i dopiero teraz zaczynam budować siebie na nowo. Jeśli nie nauczę się być ładna, nie będę czuła się dobrze i nie będę zadbana/uśmiechnięta/pełna energii to jaki obraz kobiety będą mieć moi chłopcy? To okropnie trudne, ale warte zachodu :) małymi kroczkami tam zmierzam i wierzę, że szczęście przyciąga szczęście. Pozdrawiam
Ten drugi tekst też był prawdopodobnie mój :) krążył kiedyś po Facebooku: https://mumandthecity.pl/matka-polka/