A Ty? Co robisz ze swoimi porażkami?
Co myślicie, patrząc na listę stu najbogatszych ludzi w kraju?
Nakradli, to mają.
Układy, układy, układy…
W czepku urodzeni!
Ja, patrząc na ich uśmiechnięte twarze, wiem, że długą drogę musieli pokonać, zanim znaleźli się tam, gdzie są teraz. Lata okupione stresem, życie podporządkowane pracy, kopniaki od losu.
Jeśli ktoś mi mówi, że za sukcesem stoi szczęście, wybaczcie, ale po prostu w to nie wierzę!
To są normalni ludzie. Ci z telewizji i okładek kolorowych magazynów. Te nazwiska we „Wprost” czy „Forbes”. Są tacy jak ja czy Ty. Na samą górę nie wywindowały ich szwindle, odpowiednio zawarte znajomości czy wróżka, która od urodzenia stała nad ich kołyską.
Ale mają coś, czego brakuje niektórym z nas. Umiejętność wychodzenia z tarapatów obronną ręką. Plus twardy tyłek.
Bliskie mi osoby – rodzina i znajomi – wiedzą, że mam wyjątkowego pecha. To ja byłam osobą, która pierwsza przed wychowawcą wpadała z fajkami, nawet jeśli na przerwie paliła cała klasa. To moi rodzice zawsze dowiadywali się o wagarach. Tylko mi krótko przed ślubem mógł spłonąć pałac, w którym planowaliśmy całą ceremonię. W drodze na rozmowę kwalifikacyjną zawsze pruje się moja spódnica, łamie obcas lub w środku miasta jest taki karambol, że nie mogę dojechać na miejsce o czasie.
A mimo to osoby, które mnie nie znają, uważają mnie za szczęściarę. Że niby zawsze z górki mam, nigdy pod górę. A jak sobie wyśnię, to się spełni. Niejednokrotnie słyszałam: „Ty masz takiego głupiego pecha! Ale ostatecznie zawsze spadasz na cztery łapy!”. To jest akurat prawda.
Często ze zdumieniem patrzę, jak ludzie radzą sobie, a raczej nie radzą z problemami. Kiedy dostają kopa w tyłek, oprawiają swoje nieszczęście w ramkę, którą stawiają na półce i każdego dnia do niego wzdychają jak do pamiątkowego zdjęcia z wakacji. Tak mi źle, świat jest niesprawiedliwy, ludzie podli, a ja – biedna! Pokazują potem przypadkowym gościom to swoje nieszczęście postawione na domowym ołtarzyku, opowiadają o nim, skupiają się na tym, co było, zamiast patrzeć przed siebie.
A ja? Największym kopem w dupę był mój poród. Dzień, w którym wszystko poszło nie tak. I co zrobiłam? Założyłam bloga, żeby to opisać! A on zaprowadził mnie w miejsce, w którym teraz jestem. Szczęściara? Chyba nie…
Wiem po prostu, że kłopoty są po to, aby nas czegoś nauczyć, a nie całkowicie pogrążyć. Bez nich drobilibyśmy w miejscu! Ludzie, którym się w życiu udaje, wcale nie odnotowują na swoim koncie samych sukcesów, ale przekuwają w nie swoje porażki. Nie biadolą, jak im źle, nie załamują rąk, nie szukają winy wokół siebie, tylko w sobie. A jeśli jej nie znajdują, zgniatają minione wydarzenia jak zapisaną nieważnymi notatkami kartkę z brudnopisu i wyrzucają do kosza, żeby zapomnieć i dalej robić swoje.
Ostatnio na moją głowę spadła lawina krytyki. Dodam, że – z grubsza – konstruktywnej, nie chodzi o zwykły hejt czy próbę zaszkodzenia mi. Miałam trzy wyjścia:
1. Załamać się pod jej wpływem, skulić po sobie uszy i zamknąć bloga, udając, że nigdy mnie tu nie było.
2. Bez pokory wyciągnąć szabelkę, żeby udowodnić własną rację i – wymachując nią na oślep – wykrzykiwać na portalach społecznościowych, że jestem niewinna, pokrzywdzona, czego wy ode mnie chcecie źli ludzie?!
3. Dźwignąć się jeszcze silniejsza, bo z dodatkową wiedzą, co się innym we mnie nie podoba, co warto zmienić i nad czym powinnam popracować.
Chyba wiecie, którą bramkę wybrałam?
A na ważne spotkania wychodzę z igłą i nitką w torebce, klejem Kropelka i – tak na wszelki wypadek – kilka kwadransów przed czasem. Jak widzicie – zawsze jestem przygotowana na fuck up. Moje porażki mnie tego nauczyły. A co Wy robicie ze swoimi?
Ciągle się uczę przekuwać je w czyn. Ale się uczę :-)
Bo każdego dnia trzeba postawić kropkę, przewrócić kartkę i zacząć na nowo.
I tylko dzięki temu brne do przodu, nie oglądając się za siebie. Choć czasami lubię powspominać złe czasy by umocnić się w przekonaniu że jednak twarda ze mnie babka i nic mnie nie złamie ;)
Bardzo lubie Twoj blog. Czytam regularnie. Akurat trafilas z tematem. Potrzebowalam czegos takiego by zmotywowac sie do dzialania i znalezc w sobie siłę, ktorej ostatni mi bardzo brakuje. Dla mnie to trudne by porazki przekuwac w sukcesy, ale ciagle mam nadzieje, ze sie naucze. Pozdrawiam
Niech moc będzie z Tobą :).
Również pozdrawiam :).
ja taka bezporażkowa, zachowawcza. jak mi się kiedyś coś zdarzy to będę w szoku, paraliżującym pewnie
Mądra babka jesteś, dasz radę!
idealnie!!!! to po prostu o mnie! uważam się za osobę która zawsze dostaje to czego chce- tak brzmi to strasznie wyniośle i w ogóle od razu ma się ochotę mi wywalić z płaskiej w twarz, żebym się ogarnęła, ale TAK JEST! dlaczego? bo na to pracuję! Bo z każdej życiowej porażki- a trochę ich było, wyciągałam wnioski i brałam się do roboty. Rozwód w wieku 23 lat? so what?! za to poznałam mega faceta! Awans w pracy (na ktory zapracowałam bardzo mocno), a po trzech miesiącach wieść o ciąży- no na poczatku dramat, jednak szybko się okazało, że po 4 miesiącach i tak była redukcja. Każda porażkę można przekształcić w sukces- da się! Nie miałam super łątwo w życiu. Przez rok mieszkałam z dwuletnim F, pracowałam po 60h tygodniowo, zarabiałam 2500zł z czego połowa szła na wynajmowaną kawalerkę. A i tak uważam, że to był jeden z fajniejszych okresów w moim życiu.
Super post! idealnie wpisuje się w moje myślenie. I tak samo uważam, że bogaci mają, bo zapracowali na to! fakt, ze niektórzy na starcie mają łatwiej- i co z tego, skoro mogą się okazać tępakami i półgłowkami ktorzy nie wykorzystują okazji. ale się rozpisałam! pozdrawiam!
Zawsze wiedziałam, że jesteś przebojowa! Tak trzymaj :).
Kochana, żyję w męskim świecie. Muszę być! haha
A ja tak dla odmiany uważam sie za osobę w czepku urodzona:) Choć po głębszej refleksji myslę, że chyba trochę to sobie wmówiłam bo zdarzały się i sromotne klęski, ale moje życiowe motto to „co Cie nie zabije to Cię wzmocni”. Nieważne wmówione czy nie, ważne że działa, i tak jestem w czepku urodzona i często głośno to mówię. Możesz sobie wyobrazić jak reagują na takie moje deklaracje znajomi – wieczne skrzeki i marudy:)
Gdy juz przydarzy mi sie jakas porazka, probuje jak najszybciej o niej zpomniec i patarze w przyszlosc. Na wiele rzeczy i tak nie mamy wplywu. „Zdrowie najwazniejsze, a cala reszta sie jakos ulozy”, tak jak moj maz mowi.
Nie wiem kto Cię skrytykował, ale w sumie… nie obchodzi mnie to, bo lubię na Twojego bloga zaglądać i choć należę do tych, co zdjęć dziecka nawet na FB nie wrzucają, to Twoje (tzn. robione przez Ciebie) mogłabym długo oglądać, bo fajne, a nie kolejna „modowa” sesja zdjęciowa.
Wracając do tematu, ja każdą porażkę staram się obrócić w sukces, a przynajmniej pozbierać się po niej i próbować dalej. Daleko mi co prawda do tych najbogatszych, ba – czasem jest naprawdę ciężko, ale w końcu to my jesteśmy kowalami naszego losu. Nie narzekam tylko biorę „d**ę w troki” i staram się coś zmienić.
To prawda! Nie można się poddawać! Tylko tak ciężko nieraz się podnieśc, ale kto nie próbuje ten nie wstanie! Twoje słowa trafiły w sedno. Jestem również e trudnej sytuacji i dziękuję, że piszesz tego bloga, bo Twoje słowa są niczym lekarstwo na ranę :-) Dają siłę i pozytywnego kopa, aby się nie poddawać. Tego było mi trzeba :-) Dziękuję i Tobie również życzę zawsze dobrego wyjścia z sytuacji i pozytywnego myślenia :-) Pozdrawiam i uściski dla synusia :-))))
Od niedawna czytam Twój blog, ale wsiąkłam i wracam regularnie.
Mądra z ciebie babka. Tak trzymaj!
Dzięki za miłe słowa! :)
Dokładnie tak samo mówią o mnie :)
?Ty masz takiego głupiego pecha! Ale ostatecznie zawsze spadasz na cztery łapy!?
Super zdjęcia ilustrujące bloga, będę zaglądać :)
http://www.odkrywajacameryke.pl
Cieszę się i oczywiście zapraszam częściej :).
Ciekawy wpis :-)
Jest udowodnione przez różne badania psychologiczne, że osoby, które nie mają w życiu na koncie porażek czy tzw/ pecha o wiele gorzej znoszą każde niepowodzenie, bo po prostu sobie nie potrafią radzić w takiej sytuacji i się szybciej załamują.
Przyznam szczerze, że ja np ciężko znoszę krytykę :)Strasznie się wkurzam, ale staram się też coś z tego dobrego wynieść, ale nie przychodzi mi to łatwo. Porażka sama w sobie to jakby inna kategoria i tak mnie nie dołuje :) Krytykę mi ciężej znieść.