Matka Polka Walcząca

DSC_0092

Jest w każdej z nas. Odzywa się zawsze, gdy ma ku temu powód lub wtedy, kiedy tylko go sobie wymyśli.

Jako pierwszy zauważył ją mąż. Nie znał jej wcześniej! Nie z nią chodził za rękę przez te wszystkie lata, nie dla niej szukał pierścionka zaręczynowego i na pewno nie taką kobietę do ołtarza prowadził.

Zmieniłam się. Nie lubi tego.

Podobno potrafię teraz krzyknąć tak, że cała ulica słyszy. Bo śmieci nie wyniesione, a specjalnie postawiłam je pod drzwiami w wiatrołapie, żeby w drodze do pracy zabrał. A on nie zauważył! Kiedyś potulnie zabrałabym je sama, teraz zwyczajnie nie mam na to czasu! I wolnych rąk, bo jak idę na zewnątrz, to wózek pcham, a w wózku dziecko 11 kg, z którym bezpiecznie chcę po schodach zejść. Czapka z daszkiem w zębach, pod pachą butelka i jeszcze po kieszeniach pieluchy czyste upycham. Wracam po parasolkę przeciwsłoneczną do spacerówki, tak na wszelki wypadek i drugi raz po mokre chusteczki. Bo to nigdy nic nie wiadomo. Bułkę jeszcze w locie chwycę i jakieś drobne, bo dziecko na pewno borówki na straganie wypatrzy i nie pozwoli przejść obojętnie.

A one tam leżą na środku korytarza. Potykam się. Wózkiem po nich przejeżdżam. Kiedy wypuszczam Kostka po spacerze, szelki tylko odpinam, a on już chce zajrzeć, co w środku. Spleśniałe jedzenie, stara pielucha. Dlatego krzyczę, bo tych śmieci miało tam przecież nie być!

Kobiety zazwyczaj mówią, że macierzyństwo nauczyło je spokoju i cierpliwości. To zawsze dobrze brzmi, jednak z prawdą ma niewiele wspólnego.

Ja nauczyłam przepychać się łokciami. Stawiać na swoim i podnosić głos.

Czy to hormony, czy jakiś dziwny zew natury, który budzi w nas drapieżcę gotowego stanąć w obronie własnego dziecka zawsze i wszędzie – nie wiem. Zmieniłam się. Kiedyś potulnie zajmowałam ostatnie miejsce w kolejce i jeśli ktoś się przede mnie wpychał, udawałam, że tego nie widzę. Kiedyś, gdy drzwi do wyjścia z autobusu były zatarasowane przez inne osoby, potrafiłam przejechać swój przystanek, żeby nie kłócić się o należne mi miejsce i przejście. Dzisiaj mój czas nie należy tylko do mnie…

Piszę o sobie. Specjalnie. Bo mnie też one dobijają. Matki Polki Walczące. Wszędzie są! Tylko ja wiem, ile takich na odcisk nadepnęło mi na placu zabaw, w przychodni lekarskiej, w toalecie publicznej z jednym przewijakiem czy tutaj, w internetach.

A jednak. Jestem jedną z nich. Razem walczymy na barykadach. Niekoniecznie ze sobą, raczej z całym światem, który przeciwko naszemu dziecku śmie się kręcić.

Matka Polka Walcząca jest w każdej z nas?

DSC_0094

(1 153 odwiedzin wpisu)
17 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Kasia
Kasia
10 lat temu

a to widać zależy od charakteru.
bo mnie właśnie macierzyństwo uczy cierpliwości, bo z natury jestem wybuchowa :)

Ilona Kostecka
10 lat temu
Reply to  Kasia

Zawsze myślałam, że to taka ściema ;), która w dodatku wpędza mnie w kompleksy, bo ja wprost przeciwnie, w ciągu ostatniego roku stałam się bardzo asertywna, nie boję się już odezwać, zawalczyć o siebie i – przede wszystkim – o dziecko. Nie ma to nic wspólnego z cierpliwością i spokojem!

Kasia
Kasia
10 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

czyli pasuje. byłaś spokojna wcześniej, teraz nie jesteś.
a ja nie byłam spokojna wcześniej i raczej waleczna, a teraz wg mnie się wyciszyłam przy dziecku, co nie znaczy, ze mnie nie wyprowadza z rownowagi. wyprowadza i owszem, ale uczę się reagować spokojem. dlatego mi macierzyństwo się kojarzy z NAUKą spokoju.

Monika z Mroźnego Trójwymiaru

Ja zawsze byłam typem włoskiej kobiety: głośna, wybuchowa i talerzemi rzucająca bez mrugnięcia okiem;);) Teraz przy dziecku wyciszam się i tłumaczę sobie pod nosem, że to tylko dziecko! Ale gdy mąż pojawia się na horyzoncie, albo babcia to od razu przestaje się krygować, gdzieś to w końcu zejść musi;);)Myślę o zajęciach z boksu, ale lepszym rozwiązaniem było by codzienne spotkania z normalnymi, dorosłymi ludzmi, by pogadać wyżalić się i odetchnąć. Co do matki walczącej w przychodni…nadal stoję na swoim miejscu i czekam na swoją kolej bo uczę córkę kultury, poprzez przykład;);)

Ilona Kostecka
10 lat temu

Eee, ja też nie walczę, to nie leży w mojej naturze :), ale jak ktoś mi nadepnie na odcisk, to potrafię już odpowiedzieć, bo kiedyś spuściłabym po prostu głowę.

Na nerwy na pewno pomaga sport – jak poćwiczę, to już nie mam siły ani ochoty na nic i na nikogo się denerwować. Te słynne endorfiny naprawdę działają!

U nas w przychodni panie z recepcji nie odbierają telefonów, a jak pojedzie się osobiście, to same proponują, żeby spróbować dostać się do lekarza poza kolejką i poprosić o nadprogramową wizytę, dlatego zawsze dochodzi do dziwnych sytuacji. A dopiero co zmienialiśmy przychodnię, bo do poprzedniej też nigdy nie można się było dodzwonić.

Malwina
Malwina
10 lat temu

Zgadzam się, że wszystko zależy od charakteru. Ja akurat mam podobnie do Ciebie – kiedyś cicha i pokornego serca, teraz gdy trzeba walnę pięścią w stół aż zadudni. Nie przestają mnie też zadziwiać dzikie pokłady cierpliwości, które odkryłam w sobie po urodzeniu małego.

Ilona Kostecka
10 lat temu
Reply to  Malwina

Hmmm… No właśnie jak moje dziecko płacze pół dnia nie-wiadomo-o-co, to jestem ostatnią osobą na tej planecie, którą można nazwać cierpliwą i spokojną.

Malwina
Malwina
10 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

Ale zauważ, że jednak tracisz tę cierpliwość dopiero w połowie dnia:)

hania
hania
10 lat temu

Ojjj ja też czasami nie poznaje sama siebie a mój to ciągle powtarza że moja Hania została w szpitalu teraz mam inna …

Ilona Kostecka
10 lat temu
Reply to  hania

Całkiem podobne słowa słyszę od męża…
On nawet się zastanawia, czy tak długo się kamuflowałam, czy po prostu zmieniłam.

Sylwia W-K
10 lat temu

W końcu nie czuję się dziwnie, wyobcowana, inna… Mam tak samo. Drobiazg potrafi wyprowadzić mnie z równowagi, a szczególnie sytuacje podobne do tych „śmieci”. U nas ta sytuacja często się powtarza. Tyle że ja zamiast wózka targam drugie dziecko ;-P
Jeszcze przed urodzeniem córeczki byłam spokojna, ale w ciąży z córeczką sporo przeszłam, potem było już tylko gorzej i nerwy mi nie wytrzymały.

Dobre Chęci
10 lat temu

Matka walcząca, matka lwica, matka furiatka… zwał jak zwał – powód do dumy moim zdaniem, chociaż potrzebne takiej są nerwy ze stali. Im nas więcej tym lepiej, żeby się nie dać i na koniec dnia móc sobie samej powiedzieć, że nie jestem bierna w swoim życiu i biorę sprawy w swoje ręce kiedy okazuje się znowu, że Polska to nie kraj mlekiem matki płynący.

http://dobrecheci.wordpress.com/

Matka Antyterrorystka
10 lat temu

Jakbym o sobie czytała:) jak huknę to całe osiedle na pewno słyszy…:)ale jak nie krzykniesz to możesz tygodniami prosić o zrobienie pewnych rzeczy…a tak raz dwa i jest:)

Blisko Dziecka
10 lat temu

Warto pamiętać o tym, że jesteśmy wzorem dla swoich dzieci – jeśli mama jest/będzie agresywna, wybuchowa, nerwowa to wielkie szanse na to, że z czasem jej dziecko się do niej upodobni. Krzyk nie będzie mu obcy, więc krzykiem będzie się domagało swojej racji. Uważam, że macierzyństwo nie daje cierpliwości i spokoju w prezencie, tylko jak to się określa – uczy tych rzeczy. Nabieramy świadomość o której piszę powyżej i dokładamy wszelkich starań do tego, by żyć w spokoju i harmonii. Warto na czas macierzyństwa zwolnić, odpuścić perfekcjonizm, pedantyzm i inne cechy, które umiejętnie utrudniają przejście obok niewyrzuconych śmieci (w tym temacie moja rada brzmi nie wystawiaj ich mężowi przed drzwi, niech sam wymieni worek, założy nowy etc. A jak zapomni to będzie sprzątał całą szafkę, bo śmieci wysypią się z kubła – ale taka nauka najbardziej popłaca).

Mamowo-życiowo
Mamowo-życiowo
10 lat temu

O rany, jakbyś napisała o mnie. A byłam przerażona, że coś mi odbiło, bo zawsze byłam grzeczna i można mnie było dowolnie przestawiać z kąta w kąt. Ostatnio wracamy ze sklepu, wykończeni, Mała marudzi, mi pęka głowa, spieszymy się – no, takie typowe rodzinne zakupy. Mąż wpina fotelik, ja marzę o szybkiej kawie – a tu jakieś panienki krzyczą do mnie z samochodu, że mamy natychmiast zamknąć drzwi, bo one muszą koniecznie JUŻ zaparkować obok (mniejsza z tym, że pół parkingu wolne). Dziecko niezapięte, ja się ledwo organizuję na tylnym siedzeniu, z upadniętą grzechotka w zębach, a tym przeszkadza poczekać 30 sekund… (oj, na samo wspomnienie się irytuję ;)) Normalnie bym pewnie nawet próbowała przepraszać i tłumaczyć, wczuwać się w ich sytuację i w ogóle, ale z tego wszystkiego powiedziały mi się (bardzo głośno) takie rzeczy, że Mąż zamarł zaskoczony, po czym, dla porządku, szepnął: „Ciiii”, a panienki odjechały. Nie powiem, trochę mi głupio, bo, właściwie, o co się pieklić. Ale z drugiej strony…

Ilona Kostecka
10 lat temu

Nie odbiło Ci! Grzeczne na macierzyńskim stają się lwicami!

Paulina
3 lat temu

Mnie macierzyństwo nauczyło przede wszystkim cierpliwości i funkcjonowania bez snu :) Każda z nas jest inna, pozdrawiam :)