Jak dziecko zmienia życie?
Tego nie można sobie wyobrazić. Jeśli czytasz blogi parentingowe takie jak mój – a nie masz jeszcze dziecka! – prawdopodobnie zamykasz karty internetu z przeświadczeniem, że na temat rodzicielstwa wszystko już wiesz.
Ale ono i tak Cię zaskoczy!
Nie jesteś w stanie się do tego przygotować. Obojętnie ile książek na temat pielęgnacji niemowląt i wychowania dzieci przeczytasz. Możesz przeprowadzać wywiady z posiadającymi potomstwo osobami w promieniu setek kilometrów. Wypytać babcie, mamę, siostrę, przyjaciółki, koleżanki i znajome z pracy. Podglądać zza firanki sąsiadki. Znać na wyrywki odcinki „Superniani” i tej drugiej, Kasi Cichopek. Możesz nawet skończyć studia pedagogiczne i od lat pracować w zawodzie z myślą, że pozjadałaś wszystkie rozumy.
Ono i tak Cię zaskoczy.
Na początku szok. Bo też ile nieprzespanych nocy człowiek jest w stanie przeżyć? Ile godzin z płaczącym dzieckiem w ramionach udźwignąć? Ile nieodczytanych sygnałów musi się pojawić, zanim nauczymy się siebie nawzajem?
Dokładnie tyle, ile nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, ale nie więcej, niż naprawdę potrafisz znieść.
Cały świat wywraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Nie raz, a dziesięć razy. Albo i więcej? W końcu już sama nie wiesz, czy wszystko wróciło do normy, czy nadal jest do góry nogami. Bo o życiu przed po prostu się zapomina! Tak jakbyś w bólach rodziła nie tylko dziecko, ale przede wszystkim nową siebie. Mamę. Rodzinę, bo ojciec czuje chyba podobnie.
Matki często mówią, że po jakimś czasie zaczynają żyć po staremu: dbać o siebie i swój związek, funkcjonować jak dawniej. Nie wierzę. Wiecie dlaczego? Bo ja już po prostu nie pamiętam, jak to było przed porodem! Wtedy, kiedy chodziłam do fryzjera, kiedy była taka potrzeba, a nie możliwość. Kiedy każdego dnia bez żadnych ograniczeń mogłam wyjść z mężem na randkę. Wtedy też sama zjadałam całe ciastko, z nikim się nim nie dzieląc. I w każdej chwili mogłam pójść w stronę, w którą chciałam iść, nie oglądając się na nikogo. Dzisiaj brzmi jak abstrakcja!
Chociaż bardzo się staramy. Żyć jak dawniej, aktywnie, nie dostrzegać żadnych ograniczeń, które przecież są, potykamy się o nie na każdym kroku, ale dla siebie – dla niego – nie zatrzymujemy się.
Dlatego zdarzają się szybkie wypady do restauracji, kilkuminutowe zakupy ciuchowe bez mierzenia (całe szczęście istnieje opcja zwrotu – wymyślona chyba specjalnie dla mam!). I kufel zimnego piwa wieczorem… Jednego, bo dziecko patrzy.
Teraz zawsze i wszędzie jesteśmy we trójkę.
Bo właśnie! Zmieniło się myślenie. Zamiast „ja” w mojej głowie wyświetla się wielki napis „my”. To o resztki dawnej siebie walczymy przez pierwszy rok, ale w końcu musimy się poddać.
Stąd kryzys pierwszych miesięcy, po którym pojawia cicha zgoda na to, co później. Stąd też wrażenie, że znowu jest po staremu. Bo nie towarzyszy nam już żaden bunt. Rodzicielstwo tak nagle okazuje się lekkie i przyjemne. Maluch śmieje się coraz głośniej – a my razem z nim.
I w sumie lepiej, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jaką rewolucję zgotuje nam przyjście na świat pierwszego dziecka. Bo gdybyśmy to wiedzieli – ludzkość już dawno by wyginęła! Człowiek to wygodna bestia, hedonista, zawsze stara się iść po najmniejszej linii oporu, nigdy naokoło i pod górkę.
O naszym życiu nie zawsze jednak decydujemy sami. Czy to jakaś wielka, w każdej religii nazwana inaczej siła, przypadek, a może po prostu matka natura – nieważne! Większość z nas pozna kiedyś smak rodzicielstwa. Możemy się zarzekać, odwlekać, spluwać przez lewe ramię, zabezpieczać, ale… Spójrzcie chociażby na Agnieszkę Chylińską czy Annę Muchę! Jakie są szczęśliwe! Jak odżyły dzięki nowej roli życiowej, w której na początku tak trudno było im się odnaleźć.
I ja jestem szczęśliwa. Bez rodziny życie nie miałoby najmniejszego sensu! Fajnie budzić się ze świadomością, że jesteśmy komuś potrzebni, nawet jeśli czasami nam się wydaje, że nie udźwigniemy nawet myśli o tym ciężarze.
Nie jesteś w stanie się do tego przygotować. Nie musisz. Wszystkiego i tak nauczysz się w trakcie. Nie obserwując inne matki. Nie słuchając rad starszego pokolenia. Nie czytając mądre książki autorstwa Kasi Cichopek. Nauczysz się tego, trzymając własne dziecko w ramionach.
A czego się nie nauczysz, doimprowizujesz. Bo rodzicielstwo to naprawdę żadna filozofia! To sztuka improwizacji.
Wszystkie odpowiedzi znajdziesz w sobie. I w tych oczach, w których siebie zobaczysz…
Fajny tekst, przekazujący wiele pozytywnych emocji. Ostatnie zdjęcie powiększa uśmiech na buzi. Świetny chłopczyk.
Pięknie napisane! Nic dodać, nic ująć :).
Rzeczywiście bardzo dobrze napisane:) Zmieniłabym tylko 360 stopni na 180 stopni. Bo 360 to tak jakby powrót do punktu zero:)
U mnie wszystko po urodzeniu dziecka wywróciło się do góry nogami. Miałam dużo dużo planów na pierwsze miesiące macierzyństwa. Takich związanych z domem, podróżami, moją edukacją (że nie da się? jak to? ja nie dam rady?). A skończyło się tak, że przez ostatnie pół roku nie spędziłam bez dziecka więcej niż 1,5 h. Na początku marzyłam o tym kiedy wyrwę się w końcu z domu… minęło pół roku i teraz się zastanawiam: po co w ogóle miałabym się wyrywać? I co ja miałabym robić poza domem?
Fakt, racja! No i wyszło szydło z worka, że matma to moja pięta achillesowa ;).
Też byłam z tych „gotowych na wszystko” ;) Życie zweryfikowało, niejednokrotnie przysparzając mi sytuacji, o których wcześniej zdecydowanym tonem powiedziałabym „o nie nie, nie dam rady”. A dałam i jeszcze wiele przede mną:) Każda z nas odkryje w sobie supermamę!
To prawda, opowieści, książki, porady są niczym wobec własnych doświadczeń. Ale powiem więcej doświadczenie przy pierwszym też jest niczym kiedy pojawia się kolejne dziecko :)
Słyszałam! Każde dziecko jest inne i to, czego uczymy się przy pierwszym (jak usypiać, uspokajać, co gotować, żeby smakowało) przy drugim do niczego się nie przydaje, bo trzeba wypracować nowe metody ;).
Jak jeszcze bylam w ciazy i przez pierwsze tygodnie po porodzie, czytalam hurtowo takie poradniki. Czytalam obgryzajac paznokcie ze strachu, ze nie jestem przygotowana, ze kiepska ze mnie mamucha. Od kilku miesiecy po prostu jestem dla corci, nie czytam juz tego typu rzeczy i jestem o niebo szczesliwsza, mniej zestresowana, ze czegos tam nie wiem. Jest dobrze, bo zycie to najlepszy nauczyciel.
Nie straszcie, jakaś wiedza i umiejętności się na pewno przydają :P
Umiejętności – tak, teoria – raczej nie :).
A to dlatego, że ciężko stworzyć jakąkolwiek teorię, skoro każde dziecko jest zupełnie inne!
Swietnie to opisalas! Dokladnie tak, jak ja to czuje! Pozdrawiam.
Ubrałaś w słowa to co od dawna czuję. Mądrze napisane, zwłaszcza to:”Tak jakbyś w bólach rodziła nie tylko dziecko, ale przede wszystkim nową siebie”. I chyba właśnie pogodzenie się z tym faktem jest dla mnie najtrudniejsze w macierzyństwie.
Dla mnie też było. Wszystko trzeba przewartościować! Że nie ja na pierwszym miejscu i nie to, czego chcę, a właśnie potrzeby tej małej osóbki (swoją drogą – taki mały, a jak potrafi ode mnie egzekwować wszystko, co mu się należy ;)). Że niczego nie można zaplanować nawet godzinę do przodu, bo i tak wszystko zależy od niego. A potem nauczyłam się żyć bez tego planu, bardziej spontanicznie (sprzątam, jak mały jest w nastroju, a nie dlatego, że mamy właśnie sobotę ;)), pewne sprawy zaakceptowałam, o innych przestałam myśleć (bałagan w domu, pranie trzeba zrobić) i jest naprawdę fajnie!
Macierzyństwo to jedna wielka improwizacja jeszcze z jednego powodu – wciąż żyjemy w kraju, w którym ludzie chyba są przekonani, że matka z dzieckiem powinna siedzieć tylko w domu lub na spacerze, ewentualnie na zakupach w hipermarkecie (przy nich są „przewijalnie”). Dlatego już chociażby wyjście na kawę wymaga tej improwizacji, by nie przewinąć dziecka na oczach publiki, na stole, tylko w toalecie zupełnie do tego nieprzystosowanej.
O, dokładnie!
Uwielbiam Twojego bloga, jego nienachalność, neturalność i odmienność od pozostałych blogów parentingowych. Wiele postów, zwłaszcza tych o macierzyństwie, pomogło mi uporządkować własne myśli, a ten tekst jest po prostu genialny :) Idealnie w punkt tak jak się czuję :) Bardzo rzadko piszę komentarze, taka już moja natura czytacza i podglądacza, ale tutaj nie mogłam przejść obojętnie :)
pozdrawiam serdecznie
Witam, dziękuję za przemiłe słowa i również pozdrawiam!
A to może ja kogoś rozśmieszę, bo zanim się nam urodził syn, to miałam w planach z takim niemowlakiem zapisać się jeszcze na dodatkowe studia wieczorowe (bo wydawało mi się, że będę miała mnóstwo wolnego czasu i chciałam to pożytecznie wykorzystać :P). Takie miałam pojęcie o dziecku w domu.
Haha, pewnie jak każda z nas ;).
piękny tekst, 2 tygodnie temu urodziłam córeczkę, dziękuję za te słowa
:)
Pamiętaj, że im w dalej w las, tym mniej chaosu i powoli wszystko wraca do normy. Teraz to już nawet nie pamiętam, jak moje życie wyglądało bez Kostka! Jakieś puste było i nudne.
Pozdrowienia dla Mamusi i Córeczki!
Czytam Twojego bloga od deski do deski, stąd wykopywanie starych wpisów. No ale ten tekst „To o resztki dawnej siebie walczymy przez pierwszy rok, ale w końcu musimy się poddać.” – jaki jest prawdziwy, dosłownie moje słowa. Genialny! Każda przyszła mama powinna to przeczytać.
Jestem na etapie porządkowania tych myśli… trzeba wyluzować i nauczyć się żyć inaczej. To nie jest łatwe, ale realne ? dla mniej najgorszy jest „niewiadomy” czasem płacz niemowlaka ?