Warto dawać klapsy!
Ten tekst dedykuję zwolennikom jak i przeciwnikom dawania klapsów. Mam taką cichą nadzieję, że po jego przeczytaniu zarówno jedna jak i druga strona w końcu się ze sobą zgodzi!
Warto dawać klapsy, jeśli chcesz:
1. Wytresować swoje dziecko jak małego szczeniaczka.
Bo z wychowaniem nie ma to nic wspólnego.
Wychowanie to kształtowanie postaw i zachowań poprzez tłumaczenie, objaśnianie świata tak, aby dziecko ZROZUMIAŁO, co jest dobre, a co złe. Wymaga to od groma czasu oraz cierpliwości.
Nie wszyscy rodzice mają ten czas i cierpliwość, wówczas uciekają się do tresowania, czyli wyrabiania w dziecku prostych odruchów warunkowych poprzez sytem kar i nagród.
Na pewno pamiętasz z lekcji biologii eksperyment Pawłowa. Pawłow trzymał psy w jakimś pomieszczeniu i uruchamiał dzwonek za każdym razem, kiedy dawał im jeść. Po jakimś czasie psy na sam dźwięk dzwonka zaczęły wydzielać ślinę zupełnie tak, jakby zaraz miały dostać pokarm, bo ten dzwonek zaczął kojarzyć im się z porą jedzenia.
Jak to się ma do dzieci? Ano prosta sytuacja: dwulatek wybiega na ulicę. Możesz mu tłumaczyć, że ulica jest dla samochodów, a chodnik dla ludzi i jak wyjdzie na ulicę, to samochód go przejedzie. Możesz pokazywać ten samochód, jego zbliżające się światła, aż w końcu dziecko zrozumie, że rozpędzony samochód to nie przelewki i zacznie na samochody uważać. Również na parkingu, na przejściu dla pieszych, na podjeździe.
Możesz też uznać, że nie masz czasu na tłumaczenie, ważne co TU i TERAZ i wlać dziecku za każdym razem, kiedy jego noga postanie na ulicy. Po jakimś czasie twoje dziecko zacznie kojarzyć, że noga na ulicy = lanie, więc będzie się bało postawić nogę na ulicy. Pozornie efekt osiągnięty, bo dziecko boi się ulicy, ale również spacerów z rodzicem, w końcu kojarzy je z laniem! Natomiast w nowej sytuacji z samochodem (na parkingu, przejściu dla pieszych, podjeździe) wlezie prosto pod jego koła, bo nigdy nie wytłumaczyłaś, dlaczego tak naprawdę nie wychodzimy na ulicę i że boimy się samochodu, a nie każącej ręki rodzica.
Wolisz, żeby twoje dziecko bało się rozpędzonego samochodu czy ciebie?
2. Mieć grzeczne dziecko. Kiedy na nie patrzysz.
Dziecko wytresowane nie jest dzieckiem grzecznym, choć takie może sprawiać wrażenie. Przy rodzicu. Bo jest dzieckiem zastraszonym. Zachowuje się dobrze, żeby nie dostać lania, ale jeśli tylko rodzic zniknie z pola widzenia, przestaje się bać i robi swoje. Często dlatego, że nawet nie wie, dlaczego robi źle, bo nikt mu tego nie wyjaśnił!
Wyobraź sobie, że masz już nastolatka, którego przyłapujesz na tym, że pije alkohol. Możesz dać mu lanie. Efekt? Dziecko nauczy się ukrywać, że pije alkohol, żeby nie dostać lania. Alkohol stanie się czymś w rodzaju owocu zakazanego, a owoc zakazany – jak wiadomo – kusi. Kiedy czegoś nie możemy, bo ktoś nam zakazał, chcemy tego jeszcze bardziej. Na pewno też tak masz.
Dlatego możesz wytłumaczyć swojemu dziecku, jakie są konsekwencje picia. Że nie ma niczego złego w wypiciu lampki wina czy jednego piwa, ale im wcześniej ktoś zaczyna, tym istnieje większe ryzyko uzależnienia. Że uzależnienie to nie zabawa i rujnuje całe życie. Możesz też wspomnieć o narkotykach, ogólnie tłumaczyć wszystko dziecku tak, żeby następnym razem na imprezie – na której ciebie przecież nie będzie! – samo rozważyło, czy to się mu opłaca czy nie.
Wolisz, żeby twoje dziecko samo podejmowało mądre decyzje czy chcesz je całe życie podejmować za nie?
3. Żeby twoje dziecko czuło się niesprawiedliwie potraktowane.
Wyobraź sobie przez chwilę, że jesteś dzieckiem. Zepsułaś zabawkę innemu dziecku. Przychodzi dorosły i daje ci za to lanie. Czy żałujesz, że zepsułaś zabawkę? Nie. Czujesz się skrzywdzona, bo teraz boli cię pupa. Zamiast współczuć temu drugiemu dziecku, które przez ciebie ma zepsutą zabawkę, współczujesz sobie. Chciałabyś się jakoś zemścić, najlepiej tak, żeby wszyscy popamiętali! Oczywiście wiesz już, że nie możesz niszczyć temu dziecku następnej zabawki, bo znowu będzie lanie, ale jakby tak po kryjomu podłożyć nogę? Popchnąć niby przypadkiem?
Wolisz, żeby twoje dziecko współczuło osobie, której wyrządziło krzywdę, czy współczuło sobie?*
4. Żeby twoje dziecko w przyszłości podejmowało ryzykowne zachowania.
Jeszcze raz postaw się w sytuacji zbitego dziecka. Zamiast przemyśleć swoje zachowanie (może to kara? Za co ta kara? Co zrobiłam źle?) zaczynasz obmyślać ZEMSTĘ. Szukanie odwetu to naturalna reakcja człowieka!
Jeśli na przykład mąż mówi ci coś przykrego, to mu odszczekujesz, a nie przyznajesz rację, prawda?
Tak samo jest z dzieckiem. Jednak ono nie może się zemścić na rodzicu, który je bije, bo znowu dostanie lanie. Zaczyna więc mścić się na sobie. Najczęściej w dorosłym życiu, kiedy jest już poza zasięgiem każącej ręki podejmuje różne ryzykowne zachowania: samookaleczenie, jazda po pijaku, narkotyki. Nieświadomie robi wszystko to, co może zranić rodzica. Tak samo, jak on kiedyś zranił dziecko.
5. Oddalić się od swojego dziecka o lata świetlne.
Kiedyś dzieci nie szły ze swoimi problemami do rodziców, bo mogły za to oberwać. Ważniejsze od dobrych relacji było utrzymanie dyscypliny.
Sama zdecyduj, co jest ważniejsze dla ciebie.
6. Obniżyć samoocenę swojego dziecka.
A co gdyby za każdym razem, kiedy zrobisz coś źle w pracy, szef cię uderzył? Albo mąż przekładał cię przez kolanko, bo zupa była za słona lub mięso za twarde?
Na pewno czułabyś się bardzo pewna siebie, skoro inni tobą pomiatają!
7. Nie móc NIC powiedzieć, kiedy twoje dziecko uderzy kolegę. Albo ciebie.
No bo co mu w takiej sytuacji powiesz? „Nie wolno bić innych!!!”? Dobre sobie!
A może powiesz: „Tylko dorośli mogą bić innych!” albo: „Tylko silniejsi mogą bić słabszych!”?
Zastanów się nad tym, zanim znowu podniesiesz na dziecko rękę.
Tak, ja też mam już dość czytania, że klaps to nic takiego. Nie do wiary, że mimo dzisiejszej wiedzy psychologicznej wciąż trzeba takie rzeczy ludziom tłumaczyć! Jeśli więc nadal uważasz, że nie bite dzieci to rozwydrzone dzieci, a bite dzieci to grzeczne dzieci – przeczytaj ten tekst od nowa. UWAŻNIE. I zastanów się, jakie pokolenia wyrastały dotychczas z dzieci, które były klapsami karane?
* BTW psychopaci wyrośli właśnie w rodzinach przemocowych. Oczywiście, nie każde bite dziecko będzie psychopatą mordującym innych ludzi z zimną krwią i współczującym przy tym sobie doznanych lub wyimaginowanych krzywd, ale miej na uwadze, że absolutnie wszyscy ludzie ze skłonnościami psychopatycznymi byli przez swoich rodziców karani fizycznie. Jak myślisz, warto ryzykować?
No i tu się rodzi pytanie jakim sposobem autor artykułu pomylił „klaps” z tytułu z katowaniem dziecka mieszając te pojęcia ze sobą dla „lepszego” efektu… Żałosne
Uwielbiam, jak ktoś tłumaczy, że klaps to przecież nie jest żadne bicie, więc nie ma wpływu na poczucie własnej wartości, relacje z dzieckiem, że dziecko nie czuje się wtedy niesprawiedliwie potraktowane ani poniżone, itp., itd.
A jak ktoś Ci pierdyknie w auto tylko raz i niezbyt mocno, ledwo co wgniecenie widać, to nie było żadnego wypadku, co się czepiasz! Aha.
Do niedawna uważałam, że klaps to nic takiego i w skrajnych emocjach zdarzyło mi się kilka razy go wymierzyć. Od jakiegoś czasu, może po przeczytaniu kilku poradników dla rodziców, a może po rozmowach ze znajomymi którzy biorą udział w warsztatach o wychowaniu, zaczęłam w takich sytuacjach wciskać hamulec. Co robię? Najpierw przytulam takiego rozzłoszczonego, wystraszoego itp jegomościa i kiedy czuję że złość nam obojgu nieco opadła wczuwam się w moje dziecko. Kiedyś od kogoś usłyszałam albo przeczytałam taką radę dla rodziców, że jeśli nie wiesz co zrobić, przytul dziecko. Wyobrażam sobie(wreszcie przydaje się moja wybujała wyobraźnia) że jestem moim dzieckiem. Zastanawiam się jaki miał powód, czego może nie rozumie itp. Później pytam, tłumaczę. Starszy synek uwielbia rozpatrywać potem podobne przypadki. Ostatnio wybiegł na ulicę za piłką i nawet teatrzyk zrobiliśmy poruszający tę tematykę. Dziś pouczał młodszego brata żeby szedł chodnikiem. Przy kolacji wylał mleko i zaczęłam krzyczeć „alarm alarm co trzeba zrobić a) uciekać b) pościerać c) wezwać policję” . Pościerał, nie rozpłakał się czegoś się nauczył. Ja później poprawiłam:).
Ja w dzieciństwie katowana nie byłam ale klapsy zdecydowanie się zdarzały i wiele wymienionych punktów rodzice zrealizowali. A niektóre sytuacje mogłabym dziś, po conajmniej 20 latach opisać z najdrobniejszymi szczegółami. Niby nic, a siedzi w głowie. A jak ktoś mówi że nas bili i wyrośliśmy na ludzi to mi się słabo robi. Pozdrawiam i czekam na kolejny wpis.
Tak! Ja też zawsze próbuję zrozumieć, czym kieruje się moje dziecko, postawić się w jego sytuacji, od razu łatwiej nam wtedy dojść do porozumienia.
Z synkiem idzie mi łatwo, bo ma bardzo podobny charakter do mojego, więc potrafię przewidzieć, jaka emocja stoi za danym zachowaniem. Z córką, cóż… Jest całkowicie inna, więc często jej nie rozumiem, ale daję sobie czas na jej poznanie i wierzę, że jak już zacznie zupełnie dobrze mówić – w końcu się dogadamy :)
Klapsy czy szarpanie dziecka – dużo rodziców uważa, że to nic takiego. Mi rodzice całe życie ani razu nie szarpneli ani razu nie dali klapsa. Oczywiście zdarzyło się, że na mnie krzyknęli, ale to naprawdę rzadko. Staram się podobnie wychowywać swoje dzieci. Czasem bywa ciężko, bo nie jestem tak opanowana jak oni. Ale uważam, że jakiekolwiek przepychanki z dzieckiem świadczą o tym, że rodzic sobie po prostu inaczej nie radzi.
Zdarzyło mi się kiedyś dać dziecku klapsa i potem jak o tym myślałam to nie była kara dla mojego dziecka tylko moja słabość, bo to ja byłam bezdradna, straciłam cierpliwość i wyładowałam się na dziecku. Też kiedyś powtarzałam, że przecież klaps to przecież nic takiego a teraz takie gadanie strasznie mnie wkurza
Też mnie wkurza takie gadanie, a już najbardziej: „Ja dostawałem klapsy i wyrosłem dzięki temu na ludzi”.
Plus gadanie, że jak ktoś nie bije dziecka, to wychowuje je bezstresowo, na wszystko pozwala, nie dyscyplinuje, „co z tego pokolenia będzie!”. Wrr…
Na innym blogu tez kiedys byla taka dyskusja. I argument – kiedys to tak nie bylo. A ja mowie – a kiedys wszyscy palili w domu i przy dzieciach, i ok, nie wszyscy mamy raka i astme, ale czy to oznacza, ze to bylo dobre?
Z tym beztresowym – nawet mojemu tacie, ktory nie bil nigdy, tez nie raz wyrwie sie takie zdanie. To chyba najwieksza przepasc miedzypokoleniowa.
A ja chyle czolo przed kazdym rodzicem, ktory sie opanowuje. Ostatnio w piaskownicy – dziewczynka moze 3letnia zaczela kopac z wsciekloscia swojego brata, takiego raczkujacego szkraba (pewnie cos jej zepsul). I podziwialam mame (byla sama), ze odizolowala starsza, unieruchomila, starala sie przez chwile zignorowac placz „ofiary”, zeby wrocic do niego, kiedy duza przestala sie rzucac i uspokoila i jego. Dala rade, choc sytuacja byla podbramkowa naprawde, a jednak wybrnela z tego bez przemocy, bylam pelna podziwu (jako ze mam duzy odstep miedzy dziecmi ten aspekt relacji miedzy rodzenstwem mnie ominal).
Pomijajac, ze sama tez pamietam lania z dziecinstwa, a przede wszystkim to poczucie niesprawiedliwosci (kara cielesna zawsze dotyka dziecko jako razaca niesprawiedliwosc, ktorej nie kojarzy ze swoim zachowaniem) i sama nie stosuje kar fizycznych (choc czasem groze, ze „zaraz szczele”, co prowadzi do tego, ze synek radosnie biega o domu krzycac „szczelaj, szczelaj w dupke” transkrypcja ;)), w Niemczech jest to sprawa karna. Wlasciwie w Polsce tez, o ile Polska przyjela Karte Praw Dziecka, czego nie wiem. Nauczyciele na przyklad maja prawo (i obowiazek) zglosic na policje, jesli dowiedza sie o czyms takim. I mam podobne obserwacje – dzieci „wredne”, „zlosliwe”, „krnabrne”, ale nie w sensie buntu dwulatka (czy trzylatka, czy wiadomo o co chodzi), tylko takie ktore czasem nawet w przedszkolu juz podloza noge (kiedys obserwowalam taka scene, a ze bohaterzy obaj czteroletni, to mnie az zatkalo) to sa wlasnie dzieci bite i ponizane. No niestety, nic nie bierze sie z niczego.
W Polsce też jest to nielegalne, natomiast podejście jest takie, że mała szkodliwość czynu i dopóki dziecko nie jest katowane – nikt nic z tym nie robi.
Nadal 50% społeczeństwa uważa, że klaps to dobra metoda wychowawcza.
Starszemu synowi lat 8 ani razu nie dałam nawet 1 klapsa. Natomiast mlodszemu lat 4 pamietam raz mu zdzielilam jak w starszego brata rzucił kamieniem 2 mm od oka. Tak mnie nerwy poniosły i tak, chciałam żeby się przestraszyl, że nie wolno w nikogo rzucac kamieniami. Straszy się o mało nie pozbył oka przez to. Powinnam pewnie mu spokojnie wytłumaczyć ze tak nie wolno, ale sytuacja mnie przerosła.
Najtrudniejsze są właśnie takie sytuacje, realnego zagrożenia zdrowia i życia. Bo że ktoś coś wylał albo od godziny płacze że chce truskawkę i jej nie chce…nasz starszy syn w pewnym czasie wymyślił sobie że znienacka będzie się nam wyrywał i wbiegał pod samochody i rowery. I co z takim? Dla niego frajda, a dla nas? Tłumaczyliśmy, opowiadaliśmy itd. Nic z tego! Zero instynktu samozachowawczego. Niestety skończyło się laniem. Byliśmy bezsilni i przerażeni. Czy przyniosło to jakiś efekt? Trudno powiedzieć. Myślę że bardziej zapomniał z czasem o tej „zabawie”. Chcę tylko powiedzieć, że są sytuacje, które absolutnie przerastają rodzica. Być może nie każdego. Ale my złapaliśmy się tego, byle uniknąć tragedii. Nie jestem dumna. To była chwila, a nie coś przemyślanego, typu: a teraz mama Cię zbije. To wszystko. Kto chce, niech rzuca kamieniem. (We mnie…)
Wlasnie jak czytalam Twoj tekst, to tez pomyslalam o tej opisanej sytuacji na ulicy. Kiedys bylam swiadkiem podobnej sceny – dwulatek moze, na rowerku o maly wlos by smignal pod samochod (ja, jako swiadek, niemal nie dostalam zawalu, a co dopiero rodzice). Udalo sie uniknac tragedii w ostatniej chwili, nie pamietam teraz, czy maluch dostal klapsa, ale na pewno reprymende bardzo ostra i wtedy sobie pomyslalam tez, ze rozumiem rodzicow. Ja strzelilam corke po lapach raz, ale tez pamietam. Powod byl taki – miala glupi zwyczaj wieszania sie na umywalce, klamce i kaloryferze. Oczywiscie tlumaczylam, ze koszta, ze mozemy sie zatrzasnac w lazience (jesli klamka), ze urwie sie w koncu cos a ona poleci i sie poobija. Tlumaczylam, tlumaczylam i w koncu ktoregos razu, kiedy po kolejnej pogadance uwiesila sie na czyms jakby specjalnie, bo wlasnie ten temat omawialysmy, nie wytrzymalam. Byla tak zaskoczona. Synek doprowadzil mnie kiedys emocjonalnie przy u nas bardzo ciezkim temacie mycia zebow (ciezkim, bo ma slabe szkliwo, najprawdopodobniej przez antybiotyki, i niestety mamy efekty i po prostu nie moze nie myc zebow (corka ma na przyklad raz do roku „Dzien Dziecka – wolno jej nie umyc)), ja nie mowie, jak zasnie w drodze do domu, ale normalna codzienna sytuacja. Przez dlugi czas byl to cholernie stresujacy moment, kiedy zblizal sie wieczor, juz bylam cala nabuzowana, wiedzac, ze znowu zaraz sie zacznie: uciekanie, namawianie, tlumaczenie, lapanie (a wiadomo i rozne szczoteczki byly w ruchu, i mycie „wzajemne” i ksiazeczka o skutkach niemycia, i pasta, ok, to nieElmex, jesli nie chce, moze byc truskawka, czy co tam sobie wybral – slowem caly repertuar madrego rodzica) i ktoregos dnia sytuacja tez mnie przerosla. To samo – zaskoczenie. Ale najgorsze potem – ten placz. :( Ale co mnie cieszy – z mezem prowadzimy „wloskie malzenstwo”, ale w tym sie zgadzamy akurat calkowicie – nigdy nie podniosl reki na dziecko, ma anielska cierpliwosc i jesli wrzasnie czasem, co bardzo rzadko mu sie zdarza, to dzieciaki sa juz wystraszone.
Tłumaczcie dalej 3 letniemu dziecku żeby nie wybiegalo na ulice, drugiej szansy aby dać klapsa możecie już nie dostać. Tłumaczyć swoją drogą trzeba zawsze, bo dziecko musi rozumieć za co była kara. Oczywiście lepiej tłumaczyć jak się dziecko uspokoi. Nie nadużywajcie klapsów!
Akurat trzylatek doskonale wszystko rozumie bez klapsów :) nie róbmy z dzieci bezmózgich istot.
Naprawdę wszystko? Zawsze? Każdy trzylatek rozumie wszystko co się mu powie? Tak jak powiedziałem z ta ulica to wystarczy że raz nie zrozumie… Dzieci lubia nas testowac i sprawdzac nasze granicę, samym gadaniem nie da sie zmusic dziecka do posłuszeństwa. A jak dziecko idzie koło jezdni to musi byc w 100% posłuszne…
Chciałem jeszcze dodac, że nie jestem fanem dawania klapsów i uważam to za ostatecznosc i zawsze staram sie tego unikac..
Jest w tym trochę racji. Drugiej szansy może nie być. Żeby potem nie myśleć, że nie zrobiło się wszystkiego…że można było. I dodam że mój trzylatek absolutnie nie rozumie wszystkiego…
Jak dziecko idzie koło jezdni, to rodzic musi zachować 100% uwagi. Klaps tego za niego nie załatwi.
Koło jezdni 100% uwagi, w domu 100% uwagi, bo też zdarzają się wypadki. Ciężkie jest życie rodzica…klaps oczywiście niczego nie załatwi. Wszyscy wiemy i chcemy zawsze zachować zimną krew i tą 100% gotowość przy jezdni itd.(przynajmniej tu na blogu, gdzie jest ciekawa i wartościowa dyskusja). Ale niech rodzice którym zdarzyły się tragedie tego rodzaju, niech wiedzą że są ludzie którzy tylko im współczują, nie potępiają, bo może to dotknąć każdego rodzica. Wielu tylko ma szczęście po prostu…
Zgadzam się z artykułem jak najbardziej ale mam pytanie o inne metody wychowawcze czy nie są również destrukcyjne a dokładnie o konkretną sytuacje ,, 12 letnie dziecko razem ze swoim znajomymi wymyslilo zabawę na fb kto napisze więcej przekleństw , matka dziecka zobaczyła co dziecko napisało, wydrukowała to i przy wspólnej rodzinnej kolacji kazała to płaczacemu dziecku czytać wszystkim na głos” czy to jest dobre rozwiązanie sytuacji??
12-letnie dziecko nie powinno mieć konta na fb, bo to wbrew prawu i regulaminowi Facebooka – można mieć od 13 lat i od tego zaczęłabym dyskusję.
Masz rację, że opowiadanie całej rodzinie o tym, co zrobiło dziecko, jest ośmieszaniem. Piszesz, że dziecko płakało, więc najprawdopodobniej zrozumiało już, że zrobiło źle. Myślę, że w tej sytuacji wystarczyłoby po prostu kilka rozmów.
Dokładnie a co raz częściej słyszę od rodziców którzy już zrozumieli że dziecka się nie bije tego typu historie pokazujące ,,nowe” metody wychowawcze, destrukcyjne jak te stare, gdzie niszczą poczucie wartości swojego dziecka.
Bawi mnie robienie różnicy między klapsem, a maltretowaniem. Przemoc domowa zazwyczaj zaczyna się od pierwszego „plaskacza”. Potem jest już tylko przesuwanie granic. Poza tym skoro klaps to nic takiego, to może pozwólmy naszym przełożonym na kary cielesne za przewinienia w pracy. Skoro to nic takiego…