Co zrobić, żeby polubić siebie taką, jaka jesteś?
Z tą akceptacją siebie to jest tak, że zwłaszcza nam – kobietom – jej brakuje. Zupełnie tego nie rozumiem, bo jesteśmy przecież piękniejsze od naszych drugich połówek! Tymczasem, gdyby ktoś zapytał Piotra, czego w sobie nie lubi, nie zrozumiałby pytania, bo przecież on jest idealny! ;) A gdyby zapytał mnie… Cóż, jednym tchem odmówiłabym całą litanię do dużego nosa, cellulitu na udach i tyłka, którego nie mam.
To jest tak, że facet z oponką dumnie prezentuje swoje wdzięki na plaży, a kobieta wstydliwie zakrywa się pareo. Nie mam pojęcia, dlaczego tak trudno nam polubić siebie (czy to wychowanie? Czy społeczeństwo wymaga od nas więcej? A może my same?), ale hej! Czas to zmienić!
Dzisiaj podpowiem ci jak :).
3 LEKCJE, DZIĘKI KTÓRYM ZAAKCEPTUJESZ I POLUBISZ SIEBIE!
LEKCJA NUMER 1: Zrób sobie zdjęcie w bieliźnie!
Serio, ja wcale nie żartuję! Zazwyczaj jest bowiem tak, że obraz siebie, jaki nosimy w głowie, jest zdeczka… zaburzony. Ja mam tak, że jak o sobie myślę, to mi się wydaje, że jakaś fatalioza, Bóg się cokolwiek pomylił, kiedy rozdawał geny, albo stanęłam nie w tej kolejce co trzeba i teraz mam łydki niekształtne oraz brzuch, nad którym ciągle muszę pracować.
A potem patrzę sobie w lustro i widzę, że ten brzuch jest płaski, jakby go wciągnąć, a jak stanąć odpowiednio pod światło, to nawet jakieś mięśnie widać. Że owszem, u dołu trochę skóry wisi po dwóch ciążach, może wcięcia nie ma dużego, ale nie jest wcale tak, że muszę rezygnować z bikini oraz z czekolady.
Najlepiej jednak się czuję, kiedy zobaczę siebie na zdjęciu. No, klękajcie narody! Mamuśka! Sama bym się za tobą obejrzała na ulicy! Żartuję sobie teraz oczywiście, ale już wiesz, o co chodzi?
Osoby z niską samooceną często wyobrażają sobie, że wyglądają dużo gorzej niż wyglądają naprawdę. Dopiero widząc zdjęcie, potrafią spojrzeć na siebie obiektywnie. Jak na kogoś obcego, czyli… Przychylnym okiem!
Więc zrób sobie to zdjęcie i patrz na nie w chwilach, kiedy jest ci źle z samą sobą. Od razu pukniesz się w głowę, jak mogłaś być tak surowa dla tej uśmiechniętej i zajebistej babki?!
LEKCJA NUMER 2: Dbaj o siebie!
Nawet nie wiem, w którą stronę tak naprawdę to działa: czy najpierw siebie nie lubimy, więc przestajemy o siebie dbać, bo po co? Czy: przestajemy o siebie dbać (z braku czasu na przykład), więc jakoś tak mniej chętniej patrzymy potem w lustro?
Dbanie o siebie jest ważne wcale nie po to, żeby wyglądać zajebiście, ale żeby tak się czuć. To jest efekt placebo i ja to potwierdzam, bo sprawdziłam na własnej skórze, że działa!
Wystarczy, że poćwiczysz dwa dni i już te pośladki jakby bardziej sterczące, a brzuch płaski, nawet jeśli mąż – co obiecywał na dobre i na złe – wcale tego nie potwierdza. Wystarczy, że na kolację wszamasz sałatkę zamiast hamburgera i już jakaś zdrowsza się czujesz. Wystarczy, że nałożysz maseczkę i już możesz blaskiem cery samą J.Lo przyćmić!
Też tak masz?
Jeśli tak jak ja lubisz się czasami porozpieszczać, specjalnie dla Ciebie przygotowałam rabat 20% na genialne, naturalne kosmetyki do wykorzystania w sklepie www.hello-body.pl – wystarczy, że wpiszesz hasło: MUMANDTHECITYBLOG
Hello Body to moje ostatnie odkrycie – są to kosmetyki naturalne, nietestowane na zwierzętach. Powstają na bazie oleju kokosowego i są tak apetyczne, że za każdym razem, kiedy ich używam… Mam ochotę zlizać je z twarzy! Co zresztą już mi się zdarzyło, bo naprawdę ciężko się powstrzymać, tak pięknie pachną…
Ponieważ pytałyście mnie o to na Instagramie, żeby ułatwić wam wybór, opiszę, co dotychczas od nich testowałam. Pierwszy niech będzie krem do rąk Coco Touch. Przyznam szczerze, że nie jestem jakąś wielką fanką kosmetyków do dłoni, ale ten krem mnie do nich przekonał!
Ale od początku. Mam jakąś dziwną manię na punkcie czystych dłoni. Nienawidzę wprost, kiedy coś je oblepia, są mokre albo tłuste. Po użyciu zwykłego balsamu albo kremu szybko myję ręce, bo inaczej boję się dotykać włosów, ubrań czy mebli (ślady tłustych paluchów, brrr…). I chociaż moja skóra nie raz była przesuszona, kremów unikałam. Do czasu, aż po raz pierwszy użyłam Coco Touch!
Krem wchłania się błyskawicznie! Mogłabym przysiąc, że niczym nie smarowałam dłoni, gdyby nie to, że stają się aksamitnie miękkie. I to na kilka dni!
W dodatku ten krem jest mega wydajny – wystarczy odrobina, żeby porządnie nawilżyć całe ręce.
Kolejnym produktem jest detoksykująca pianka do mycia twarzy Coco Fresh – obok olejków pianki to mój ulubiony produkt do demakijażu.
Pianka Coco Fresh pachnie jak jogurt kokosowy i jestem pewna, że absolutnie wszystkie kobiety spróbowały, jak smakuje, kiedy wycisnęły ją po raz pierwszy. No po prostu nie da się inaczej!
Tak jak w przypadku kremu do rąk pianka też jest super wydajna – wyciskasz na dłoń ociupinkę i okazuje się, że dokładnie tyle wystarczy – no chyba, że chcesz zjeść jeszcze trochę ;).
Moim hitem okazała się błotna maseczka Coco Clear z naturalnej glinki Heilmoor o właściwościach detoksykujących. Ma takie małe drobinki, więc już w trakcie nakładania robisz skórze delikatny peeling, a potem drugi w trakcie zmywania. Kiedy zasycha, nie usztywnia całej twarzy jak inne maski na bazie glinki, ale ja czuję takie delikatne mrowienie, co oznacza, że właśnie oczyszcza twarz z toksyn :).
Jak wszystkie kosmetyki od Hello Body obłędnie pachnie i serio, dopóki ich nie użyłam, nie wiedziałam, że zapach może aż tak relaksować i wprowadzać w błogi nastrój!
Za to krem na noc do twarzy Coco Soft to produkt dla tych, którzy lubią lekkie, błyskawicznie wchłaniające się konsystencje. Osobiście – jako posiadaczka suchej cery – wolę, kiedy (w przeciwieństwie do rąk) twarz mi się świeci. Czyli, że używam tłustych kremów na noc i jak nie przyklejam się do poduszki, to się nie liczy!
Krem Coco Soft natomiast idealnie matowi, więc – chociaż na noc – moim zdaniem świetnie sprawdzi się także pod makijaż i tak będę go używać najczęściej, tym bardziej, że po jego zastosowaniu mam wrażenie, jakby skóra była delikatnie ściągnięta, a zmarszczki spłycone. Po trzydziestce bezcenne!
No i mój ulubiony scrub do ust Coco Kiss, który niestety regularnie podbiera mi córa. Raz, że ma przesłodkie opakowanie, dwa, że jest w przesłodkim różowym kolorze, a trzy: ma przesłodki smak! Bez kitu, uzależniłyśmy się od niego i kłócimy o to pudełeczko jak – nie przymierzając – dwie nastolatki ;).
Dopełnieniem naturalnego scrubu jest bogaty balsam do ust Coco Rich. I to jest tak, że dzięki peelingowi usta są gładkie, bardziej czerwone oraz pełniejsze (i to bez operacji!), a dzięki balsamowi mega odżywione i nawilżone.
LEKCJA NUMER 3 (AŁĆ! BRUTALNA!): Musisz zdać sobie sprawę z tego, że lepiej nie będzie.
Kiedy miałam 15 lat, wydawało mi się, że jak tylko trochę schudnę, to będę wyglądać lepiej.
Kiedy miałam 20 lat, wydawało mi się, że jak tylko pozbędę się cellulitu, to będę wyglądać lepiej.
Kiedy miałam 30 lat, wydawało mi się, że jak tylko trochę poćwiczę, to będę wyglądać lepiej.
Na każdym z etapów walczyłam z czymś innym, co miało sprawić, że „jeszcze tylko to” i już w pełni, bez przeszkód będę mogła polubić siebie. A to tak nie działa! Zrzucisz 5 kilogramów, to zobaczysz pierwsze zmarszczki. Ostrzykasz sobie te zmarszczki, to ci żylaki wylezą. Wyleczysz żylaki, pojawią się inne typowe dla wieku „defekty”.
Paradoksalnie wtedy, kiedy wyglądałam najlepiej – gdzieś tak mniej więcej koło osiemnastych urodzin – najbardziej siebie nie lubiłam! A co mi przeszkadzało siebie nie lubić? Czy te kilka kilogramów do zrzucenia? Nieee. Czy grube kostki? Nieee. A może trzy pryszcze na brodzie? Nieee. To byłam ja sama!
Nie czekaj, aż staniesz się „lepszą wersją siebie”! Kochaj siebie tu i teraz. Nie bądź dla siebie wrogiem, który tylko szuka wad, a najlepszym przyjacielem! Takim, co to akceptuje bez żadnego „ale” :).
Znam te kosmetyki z instagrama są mega także chwytam zniżkę i biegnę po zakupy :)
Piekna łazienka a twoja figura powiem krótko wow
Z tymi zdjęciami, to ja bym jednak polecała przyjaciółkę lub siostrę, która czuje foto bluesa, zwłaszcza dla osób, które tak jak ja fotogeniczne bywają raz na 150 zdjęć. Bo tak jak ładne zdjęcie potrafi pozytywnie podnieść na duchu tak nieudana fotka może zaserwować niezłą porcje frustracji – choćby mieć nie wiem ile dystansu do siebie.
Wiesz co, jak robisz sobie sama zdjęcie odbicia w lustrze to świetnie się ustawisz, a jak się nie ustawisz, to od razu powtórzysz, na bieżąco korygując to jak wyglądasz (tu wciągniesz brzuch, tam staniesz na paluszkach, itp.) :)
Mało która kobieta ma taką świadomość swojego ciała, że potrafi ustawić się korzystnie do fotografa, jeśli się nie widzi – dlatego pewnie wydaje Ci się, że wychodzisz dobrze na 1 fotce ze 150 :)
Ostatnim to pocieszyłaś :p ale masz racje lepiej nie będzie. Może zdjęć sobie robić nie będę ale jakoś się zniosę :p
O niebo lepiej żyje sie gdy polubimy, zaakceptujemy samą siebie. Mi trochę to zajęło ale dałam radę.