Rozmowy bez limitu #9: małżeński romantyzm
Nie należymy do jakichś strasznie sentymentalnych par. Jedno z pytań, które ZAWSZE zostaje bez odpowiedzi, to to o datę naszego ślubu. Kiedy tylko ktoś się tym interesuje, pomiędzy nami zapada niezręczna cisza. Piotr drapie się w głowę, próbując sobie przypomnieć, czy przysięgę składaliśmy pięć, a może jednak siedem lat temu, a ja pamiętam jedynie, że działo się to w pewien bardzo deszczowy, lipcowy dzień. Dokładnie wtedy, kiedy zmarła Amy Winehouse a Anders Breivik dokonał masakry na wyspie Utoya. Dla niektórych więc nasze rozmówki małżeńskie mogą być małym przegięciem, ale całe szczęście żadne z nas nie ma pretensji o to, że prezenty pod choinkę kupujemy sobie sami, a ja zamiast kwiatów o wiele bardziej wolę dostać od męża wolny wieczór, kiedy to on kładzie dzieci spać.
– Telefon mi padł! – wołam do męża w samochodzie i chowam do torebki telefon, który wyłączył się w trakcie kręcenia filmu na InstaStories.
– Nie kupowałbym po tobie telefonu – stwierdził mąż z przedniego siedzenia.
– Co? Dlaczego? – zupełnie go nie rozumiem.
– Bo non stop go używasz. Jest już totalnie zajechany.
– Tak – zastanowiłam się nad tym głębiej i musiałam przyznać mu rację – Jest zajechany. Ja wszystko wykończę. Telefon… Wózek! – przypomniałam sobie, jak w wózku odpadło ostatnio jedno koło – Każdego laptopa…
– … Męża… – dodał do mojej wyliczanki Piotr z cichym westchnieniem rezygnacji.
***
W IKEA:
– Co zjesz? – pyta mnie Piotr.
– Pierogi!!!
– Pierogi? Zabrałem cię do luksusowej restauracji, a ty wybierasz pierogi???
***
Jedziemy autem na lody. Nagle z parku nad Maltą wyłania się para z dzieckiem i przechodzi przez ulicę. Stoimy na czerwonym świetle i tak sobie z Piotrem obserwujemy, każde myśląc coś innego.
Bo kobieta niosła przewieszony przez jedno ramię plecak. Do tego targała koc i plecak mniejszy, należący najwidoczniej do dziecka. A to dziecko w wózku. Pchanym oczywiście przez nią przez pasy. I obok jej facet: uśmiechnięty, w krótkim rękawku, bez ani jednego tobołka.
A kiedy dziecko coś zawołało, to ona z tym kocem i dwoma plecakami pochyliła się nad wózkiem, żeby wyjąć i podać dziecku pić. Koc spadł. Podniosła go spod nóg swojego partnera. Spojrzał tylko, że za wolno.
– Widzisz? – odezwał się do mnie Piotr, kiedy rodzina przeszła już na drugą stronę jezdni. Po czym dodał z żalem – Tak to powinno wyglądać! Coś poszło u nas nie tak…
***
Mam mocne włosy i paznokcie. Ma to swoje dobre strony, bo nigdy nie musiałam stosować żadnych trików, żeby dodać włosom objętości; nie potrzebuję też hybryd.
Ale ma też strony słabe, bo na włosach notorycznie łamię grzebienie, a na paznokciach nożyczki.
Więc teraz wyobraź sobie, jak moje na co dzień mocne włosy i paznokcie wyglądały w ciąży. Nie wiem, co było grubsze: mój brzuch czy warkocz? Natomiast paznokcie… Nie będę się wdawać w szczegóły, ale mąż się śmiał, że za takie paznokcie kiedyś palono na stosie, bo wyglądają jak u czarownicy.
Minął rok, a te ciążowe paznokcie jeszcze nie odrosły do końca, więc do dzisiaj mam z nimi spory problem przy każdym obcinaniu. Widząc to, Piotr zaoferował mi swoją pomoc:
– Ja ci je obetnę, tylko przynieś obcążki. Będą lepsze od nożyczek.
– Ale obcążki się połamią! – ostrzegłam, bo pamiętam doskonale, jak załatwiłam ostatnie.
– Nie martw się. Wtedy pójdziemy do stolarza.
***
– Ilona! Obudź się! – mąż wyrwał mnie z zamyślenia – Ciągle jakaś nieprzytomna chodzisz!
– Bo mam niskie ciśnienie!
– Ciśnienie? Przecież piłaś kawę!
– Kawa nie pomaga! – poskarżyłam się – Nie masz nawet pojęcia, jak to jest żyć z niskim ciśnieniem. Ciągle chce mi się spać… No chyba że się rozruszam, pobiegam na przykład. Wtedy mam energię. Ale z dzieckiem nie mogłam iść dzisiaj biegać!
– To trzeba było dom posprzątać!
***
Wieczór, a właściwe noc już, bo Kostek nam wczoraj zasnął w samochodzie, więc dopiero po 22 mamy czas dla siebie, bez dzieci.
Piotr idzie pod prysznic. Nagle wystawia głowę z łazienki i woła:
– Kochanie!
– Tak? – pytam uprzejmie, ale nie ruszam się z miejsca. To znaczy sprzed komputera. Jak coś chce, to sam przecież przyjdzie!
Przyszedł. W bokserkach. I wyciąga przed siebie dwa ręczniki. Białe, niezbyt duże, na pierwszy rzut oka takie same.
– Kochanie – pyta zakłopotany – który do włosów, a który pod nogi?
Patrzę na niego i nie rozumiem. Jak można pytać o takie oczywiste oczywistości? Przecież to jasne! Faceci są jak dzieci, zawsze im musisz mówić, co mają zrobić! Wzruszam więc tylko ramionami i odpowiadam:
– Powąchaj!
***
Piotr siedzi przed komputerem i ogarnia maile, a ja w tym czasie bawię się z młodym. Nagle krzyk. Przytrzasnął sobie palec szufladą!
Poruszenie. Połykam łzy, żeby nie pokazać przed dzieckiem przerażenia, kiedy sprawdzam czy palec złamany, Piotr szuka kolorowego plasterka, a Kostek… Płacze wniebogłosy.
Kiedy w końcu się uspokoiliśmy, zaczęłam objaśniać mężowi całą sytuację:
– No i zrobił to odruchowo, chciał zamknąć szufladę, ale zapomniał o palcu!
– Taki jesteś gapcio? – Piotr nieudolnie próbował obrócić wszystko w żart.
– To nie jego wina – zaoponowałam.
– To nie moja wina – podchwycił od razu młody – to wina taty!
– Zawsze wina taty – obruszył się Piotr – Gadasz zupełnie jak matka!
***
Korzystając z tego, że starszak w przedszkolu, idziemy do centrum handlowego:
– Szkoda, że nasza córka jest jeszcze taka mała, że nie można jej wrzucić w kuleczki i skoczyć na kawę – mówię do męża na parkingu.
– …
– Słyszałeś? – postanowiłam się upewnić, bo mąż nie odpowiadał, mocując się w tym czasie z wózkiem.
– Tak. Wiesz, w ogóle szkoda, że jeszcze się nie wyprowadzili!
***
Piszę właśnie tekst na bloga, więc proszę męża:
– Kochanie! Zrobisz mi kawę?
– Dziesięć lat – powiedział, stawiając przede mną filiżankę.
– Co? – nie zrozumiałam.
– Dziesięć lat doświadczenia zawodowego, a skończyłem jako asystentka od parzenia kawy!
***
– Piotr! – wołam rozdzierająco z łazienki – Piotr!!!
Przyszedł.
– Piotr! – nie mogę się uspokoić – Pająk w wannie!!!
Wielki, czarny, włochaty.
Piotr się nad nim pochylił.
– Ooo… – rzekł ze wzruszeniem – Jaki słodki…
***
Zamówiliśmy sushi na kolację. Dojechało przed czasem, więc nie mogę się doczekać wieczoru we dwójkę, ale najpierw muszę położyć dzieci spać.
Kątem oka widzę, że Piotr w tym czasie otwiera piwo.
– Serio??? Kasztelan do sushi? – nie wierzę własnym oczom.
– Ej! Ale niepasteryzowane!
– No i…? – trochę się boczę – Piwo to piwo! Nie pasuje do naszej romantycznej kolacji.
– Nie pasuje – przyznał mi rację – dlatego wypiję przed.
***
Przy sobocie, więc tym razem obiadem zajął się Piotr. Utłukł kotlety, obtoczył w panierce i usmażył. Tak bardzo mi smakowało, że wzięłam dokładkę. A ja to raczej z tych bezmięsnych jestem.
– Super ci wyszło! – chwalę więc męża – Naprawdę pycha! Pierwszy raz schabowe mi smakowały!
Spojrzał na mnie – i drapiąc się po głowie – rzekł zmieszany:
– Bo to był indyk, Ilona.
***
Późną nocą buszuję po necie. Przypadkiem trafiam na przepis.
Mówię więc do męża:
– Ej, zrobię ci jutro śniadanie! Ale będziesz miał śniadanie! – cieszę się.
– Tak? Zrobisz mi śniadanie? – Piotr się ucieszył, ale również zdziwił, bo ja rzadko robię śniadania.
– Tak! Pyszne śniadanie! Zobaczysz, jak będzie ci smakować! – biegnę do spiżarki i wyjmuję pomidory w puszce, żeby mieć na rano – Czekaj, czekaj? Są jajka? – przypominam sobie nagle.
– Nie, nie ma jajek – zmartwił się Piotr – ale to miłe, że o mnie myślisz…
– Szfak! Szkoda – nie słucham go już – tak ładnie by to śniadanie wyglądało na Instagramie…
***
Jedziemy zrobić ostatnie przedświąteczne zakupy. Ponieważ kilka poprzednich wypadów spędziliśmy na wybieraniu prezentu dla mnie – a długo zastanawiałam się, czy kupić coś do nowego domu czy jednak tę wiśniową szminkę w MACu, na której w końcu stanęło – teraz mówię do męża:
– Kochanie, może tym razem wybierzesz coś dla siebie? Może nową patelnię albo chlebak?
***
Wieczorna rozmowa z mężem:
– Kochasz mnie?
– A czemu nie?
Uśmiałam się nieziemsko, jesteście fantastyczni! ?
Fajnie :) dobrze jak między mężem i żoną jest poczucie humoru :) rozładowuje wiele sytuacji :)
nasze:
1. Jestem na spacerze z synkiem, piszę smsa do męża „Jesteśmy z Tomciem w parku, potem idziemy do Pauliny na kawę”. Co dostaję w odpowiedzi? „Pozwalam” :P
2. Śmieje się z jakiejś totalnej głupoty
mąż: „Z kim ja się ożeniłem”
ja: „Ej przynajmniej jak powiesz jakiś dowcip to ktoś się śmieje”
mąż: „też fakt” ;)
ogólnie lubimy się przekomarzać :)
Do luksusowej restauracji :) Dziesiec lat… :)
Padłam przy schabowym indyku :D
„Tak to powinno wyglądać! Coś poszło u nas nie tak?” -to jest najlepsze ???
Ale po co Piotrowi ręcznik do włosów?! :)
Żeby nie wycierać głowy ręcznikiem do stóp :)
A tak całkiem serio – mężczyźni bez włosów używają nawet szamponów :)