Gdy organizm przestaje być dilerem, czyli jak zbudować naprawdę silną więź z dzieckiem
Więź matki z dzieckiem to najpiękniejsza nić tkana przez naturę od dnia poczęcia aż do śmierci. Naturze jednak trzeba pomóc, o czym nie każda mama wie. Bardzo często, zanim urodzi się nam (zwłaszcza pierwsze) dziecko, zastanawiamy się, w jakim wózku będziemy je wozić, na jaki kolor pomalujemy ściany w pokoju (na pewno nie na różowo!), a mniej myślimy o tym, jak będziemy budować relacje z naszym dzieckiem. A to błąd, bo przecież właśnie one są od wózka istotniejsze!
WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ JUŻ PRZY PORODZIE
Bardzo dużo mówi się o tym, że poród naturalny pomaga zbudować prawdziwą więź z dzieckiem, co niestety u matek po CC powoduje ogromne wyrzuty sumienia. Cóż… Chociaż bardzo nie lubię takiego gadania, nauczona doświadczeniem wiem, że jest w tym ziarenko prawdy. Zanim jednak się zdenerwujesz, doczytaj do końca :).
Synka rodziłam ze znieczuleniem zewnątrzoponowym i jak to często bywa przy zmedykalizowanym porodzie, nie wydzielił się u mnie hormon przywiązania (oksytocyna). Być może wpływ na to miał fakt, że poród przebiegał z komplikacjami i zaraz po nim zabrano maleństwo na Intensywną Terapię. Nie było więc żadnego kontaktu skóra do skóry, kangurowania czy pierwszego przystawiania do piersi. Zamiast tego mój synek trafił do inkubatora, gdzie spędził jeszcze godzinę pod czujnym okiem lekarzy i aparatury mierzącej funkcje życiowe. A kiedy w końcu przywieziono go do mnie, patrzyłam na niego trochę jak na obce dziecko. Niby moje, ale nie do końca. Całej miłości do niego musiałam się uczyć, przy czym mój własny organizm w tych pierwszych tygodniach wcale mi w tym nie pomagał!
Dlatego za drugim razem zdecydowałam się na poród bez żadnego znieczulenia. Bardzo się cieszę, że mogłam to przeżyć :). Kiedy dostałam córeczkę na ręce, płakałam (zupełnie inaczej niż przy synku, bo łzami wzruszenia, a nie strachu). Powtarzałam w kółko, że jest najpiękniejsza, a w moim organizmie buzowała taka dawka hormonów, że… Czułam się trochę jak na haju ;). Te hormony niosły mnie jeszcze przez kilka miesięcy po porodzie, ułatwiając opiekę nad wymagającym noworodkiem. Nie przeszkadzało mi wcale, że nie dosypiam i nie dojadam, bo miałam w sobie ogromne pokłady energii i radości. To była klasyczna miłość od pierwszego wejrzenia ze wszystkimi jej symptomami :).
Za to miłość do synka pojawiła się wraz z przywiązaniem. ALE całe szczęście nie jest tak, że miłość od pierwszego wejrzenia jest bardziej intensywna, trwalsza czy lepsza od tej budowanej na przywiązaniu. Nie! Dzieciaczki swoje kocham zupełnie tak samo. To trochę jak z miłością damsko-męską: nie wystarczy, że pewnego dnia trafi w ciebie grom z jasnego nieba, bo przecież każdy ogień kiedyś się wypala, jeśli do niego nie dorzucamy. W końcu organizm przestaje być twoim dilerem – nie dostarcza już tak absurdalnych dawek hormonów jak na początku – więc te minuty na porodówce w żaden sposób nie przesądzają, jaką będziesz matką i jak silna więź was połączy.
FIZYCZNY KONTAKT JEST WAŻNIEJSZY
Fizyczny kontakt, czyli na przykład karmienie piersią. Mam swoją teorię, że kiedy karmisz piersią, przedłużasz ten naturalny haj, który pojawia się po dobrym porodzie (dobrym, czyli takim, który wspominasz z rozrzewnieniem, a nie ze strachem), a to dlatego, że wtedy również wydziela się hormon przywiązania – oksytocyna. Nie biczuj się jednak, jeśli z jakichkolwiek powodów karmić nie mogłaś, bo o fizyczny kontakt można zadbać na przeróżne sposoby: poprzez głaskanie, kangurowanie, kołysanie, noszenie, chustonoszenie czy wspólne spanie.
Nie słuchaj więc wszystkich tych, którzy mówią: nie noś, bo się przyzwyczai! Przecież właśnie o to chodzi! Tylko znowu – bądź dla siebie w tym wszystkim dobra. Nie za wszelką cenę, wbrew sobie, bo ktoś powiedział, że tak trzeba. Ja na przykład nie lubię spać z dziećmi. No ciasne mamy łóżko i lekkie sny. Dzieci moje wybudzają się w takiej sytuacji co kwadrans, wystarczy, że podrapię się po nosie :), więc wstaję obolała, w końcu całą noc starałam się ze względu na nie trwać w bezruchu. Nie, to zdecydowanie nie dla nas!
Zamiast tego wybieram na przykład wspólną kąpiel przed snem. Kosteczka bardzo lubi wodę, a jeszcze bardziej cieszy się, kiedy może wejść do wanny z mamą – naprawdę polecam ten rodzaj bliskości każdej z was!
Ponieważ od zawsze mam przesuszoną i atopową skórę skłonną do podrażnień, bardzo mi służą delikatne, dziecięce kosmetyki, które nie tylko myją, ale równocześnie pielęgnują i nawilżają. Nie będzie pewnie dla was żadnym zaskoczeniem, bo pisałam o tym już TUTAJ, że od czasu drugiego porodu wybieram emolienty z serii NIVEA BABY: nawilżający płyn do kąpieli z oliwką oraz łagodzący żel do mycia ciała i włosów. U nas sprawdziły się jak żadne inne – moja córka nigdy nie miała żadnych problemów ze skórą.
Jeśli chciałabyś wypróbować kosmetyki, których używamy, koniecznie zajrzyj do Klubu NIVEA BABY, gdzie możesz otrzymać darmowe produkty do przetestowania!
Po kąpieli jeszcze masujemy małą – to rodzaj tego kontaktu fizycznego, który nasza córka uwielbia nie mniej niż kąpiel.
Mam taką specjalną książeczkę „Przytulanki czyli wierszyki na dziecięce masażyki” z instrukcjami, jak masować dziecko. Wystarczy po prostu wycisnąć odrobinę kosmetyku – ja wyciskam mleczko intensywnie nawilżające NIVEA BABY – i w trakcie czytania prostego wierszyka wykonywać dłońmi to, co jest napisane obok.
PIERWSZY ROK ŻYCIA DZIECKA TO CZAS WYJĄTKOWY
Choć jeszcze do niedawna pokutowało przeświadczenie, że przecież niemowlę nie pamięta pierwszych miesięcy swojego życia. Dzisiaj już wiemy, że to nieprawda. Że to właśnie one są kluczowe nie tylko dla rozwoju fizycznego, ale również… Emocjonalnego. I że to, co się wydarzy w ciągu tych dwunastu miesięcy, ma niebagatelny wpływ na (naprawdę!) całe życie.
Dlatego w tym czasie powinno się zaspokajać WSZYSTKIE potrzeby dziecka. I to w możliwie jak najkrótszym czasie! To jest tak, że ono myśli, że jesteście jednym ciałem (twoja ręka jest po prostu przedłużeniem jego ręki), więc wydaje mu się naturalne, że jeśli zapłacze, to jego sprawniejsza trzecia ręka poda mu zabawkę albo nakryje kocykiem. Kiedy tak się nie dzieje, dziecko traci wiarę we własną moc sprawczą i w dorosłym życiu może mieć np. problemy z podejmowaniem wyzwań.
Odpowiadając więc na płacz niemowlęcia (sygnalizującego w ten sposób nie jakieś tam „zachcianki” rozpieszczonego dziedzica, tylko swoje autentyczne potrzeby!), sprawiasz, że nabiera ono pewności siebie oraz zaufania do świata. A że na początku całym światem jesteś ty, to nabiera zaufania do ciebie :).
Budowanie bliskiej więzi z dzieckiem jest bardzo ważne, ponieważ to właśnie ona jest podstawowym składnikiem przepisu na szczęśliwe życie. To jest ta mąka, bez której nie będzie żadnego chleba, dlatego nie zapomnij jej dodać jeszcze przed wyrośnięciem ciasta :)
Bardzo dobry wpis. I piękny :)
U mnie byl porod naturalny, ze „znieczuleniem” gazem rozweselajacym, a milosci rowniez musialam sie nauczyc. Mielismy 2h kontakt skora do skory po porodzie. Karmie piersia synka od urodzenia. Nosze w chuscie, spalam z nim niejedna noc, gdy tego potrzebowal, jest niespelna rocznym chlopcem, ktorego kocham najmocniej na swiecie:) codziennie czuje sie tak, jakby serce mialo od tej milosci eksplodowac :) pozdrawiam!
Ja mam wrażenie, że dzieciaki zajęły część mojego serca, tak bezpowrotnie, na amen, przyspawane po prostu i już :D
Mogę wyjść z domu bez nich, ale on i tak w tym sercu gdzieś tam ciągle będą, zajmując część myśli przez calutki dzień.
U mnie było identycznie! Urodziłam córeczkę i zanim zdążyłam się z Nią przywitać, została zabrana na oddział noworodków na obserwację. Ja, leżąc na sali poporodowej 2 godziny bez córeczki, miałam mieszane uczucia… niby byłam już mamą, a nie miałam mojego dziecka przy sobie… Zosia była już na świecie, a ja nie mogłam jej nawet dotknąć, ale za tym nie tęskniłam… strasznie źle się z tym czułam i trochę trwało, zanim nauczyłam się kochać moje dziecko. Teraz Zosia ma prawie 6 miesięcy a ja tęsknię za Nią, jak śpi dłużej, niż godzinę ;) ale pamiętam ten początek, ciągle jedna myśl „co jest ze mną nie tak, że nie jestem zakochana we własnym dziecku i czy/kiedy to się zmieni???” Na szczęście zmieniło się, nawet nie wiem kiedy :) dziękuję za ten wpis i pozdrawiam Cię serdecznie! :)
Hej! Absolutnie wszystko z Tobą w porządku! Nawet nie wiesz ile jest takich matek, na które nie spada miłość jak grom z jasnego nieba, tylko czują ją, kiedy już lepiej poznają swoje dziecko – to taki trochę temat tabu, bo wiadomo, matki wstydzą się o tym mówić, ale na samym początku bloga pisałam już na ten temat i naprawdę odezwało się do mnie sporo babek :)
Bardzo fajny wpis taki potrzebny :) a od ktorego miesiaca mozna z niemowlakiem razem w wannie sie pluskac? Pozdrawiam
Myślę, że od samego początku, o ile mama jest pewna i się nie boi :).
Ja już z synkiem wchodziłam dosyć wcześnie (nie trzymał jeszcze główki), ale niezbyt często i zawsze w asyście męża (ja go przytulałam do siebie, a mąż opłukiwał).
A jak mama nie czuje się pewnie, to może poczekać pół roku – z takim półroczniakiem to już sama zabawa :).
Po połogu można śmiało :)
Rodzilam naturalnie, bez znieczulenia, po porodzie coreczka od razu dostawiona do piersi i caly czas przy mnie. Ciaza bardzo chciana i dobrze wynoszona, a mimo tego tez zajelo mi kilka tygodni, zeby zakochac sie na maksa w swojej coreczce. Mysle, ze wszystkie czynniki, o ktorych piszesz moga miec wplyw , ale wydaje mi sie, ze istotne jest rowniez to, ze zostalas mama po raz drugi. Wiele kobiet jest bardziej swiadomych przy drugim dziecku i zupelnie inaczej, w pewien sposob lepiej i pelniej przechodza macierzynstwo. Zobaczymy jak bedzie u mnie. Mam nadzieje, ze zaleje mnie fala milosci od samego poczatku:)
O tym nie pomyślałam, ale możesz mieć rację :).
Wg mnie najwięcej do powiedzenia ma właśnie to, które to dziecko. Ja mam trójkę i przy każdym kolejnym zakochuję się w moich dzieciach coraz mocniej (wszystkich). I długie karmienie piersią, hormony działają tak, że żal mi na myśl że będę musiała w końcu odstawić :) No i rozczula mnie każdy widok noworodka:)
Ja rodziłam pierwszego syna przez cc i choć byłam załamana tym faktem operacja w fantastycznej atmosferze i wyjątkowo dostałam możliwość że położono mi syna na chwilkę skóra do skory, płakałam.jak bobry że taki najpiękniejszy, zaraz po zażyciu dostałam go już również skóra do skóry ale po cc były cie zwie momenty, płacz, żal i brak akceptacji że nie dałam rady naturalnie i teraz mam wrażenie że zabrakło tego wyrzutu hormonów tej mocy sprawczej że mogę wszystko. Po 3 latach urodziłam drugiego naturalnie bez znieczulenia i sam poród aż się dziwię mniej wzruszający bardziej skupiam się że uff już wreszcie wyszedł;) ale po czułam różnice…chyba ta dawka hormonów i właśnie jak na haju…moc sprawcza i dam radę ze wszystkim mimo że właśnie też drugi „egzemplarz bardziej wymagający”:). I tak noszę ile wlezie:) i cieszę się, cieszę się każda chwila bo dzieci tak szybko nam z tego wzrosną
..:(
po kazdej nocnej pobudce mowie sobie, ze dzieci szybko z tego wyrastaja:)
U mnie tez pierwszy porod – nieplanowane tzw. „pospieszne” cc. Moje uczucia wtedy najlepiej okresla slowo – szok. Smutek, ze cos sie skonczylo, ale bez placzu niestety, plakalam dopiero w domu. Zdziwienie – to juz? Obojetnosc, bo straszliwy bol przyszedl dopiero, kiedy zelzalo znieczulenie, a wczesniejsze skurcze byly w sumie lekkie. Rozczarowanie i pytania -Dlaczego ja? Dlaczego my? Nie bylo innego wyjscia? Dlaczego nie bylam bardziej asertywna? Jedynym pozytywem jest powszechna w Niemczech wiedza o wiezi. Coreczke dostalam szybko, od razu przystawilam do pustej jeszcze piersi. Wiem, ze w wypadku narkozy stosuje sie kontakt skora-skora z Tata. To musi byc niesamowite przezycie dla ojca. Niestety cesarka okazala sie byc z komplikacjami, ale teraz mysle, ze to paradoksalnie wzmocnilo moja wiez, rowniez to, ze byla tak trudnym maluchem. Po prostu obie mialysmy nielatwy start w nowe zycie, to nas polaczylo. Porod naturalny u synka, bez wywolywania i bez znieczulenia byl cudowny, choc jako VBAC nie mialam takiej swobody, jak rodzace bez takiej historii. I mialam synka w ramionach kilka sekund pozniej. Euforia, ktora utrzymywala sie jeszcze dluuugo.
Też mam wrażenie, że to, że mój synek był dzieckiem wymagającym paradoksalnie sprawiło, że mam z nim bardzo mocną więź. Może dlatego, że właśnie takie dzieci wymagają bardzo dużo uwagi, miłości i czasu? Aż mam czasami wyrzuty, bo Baśka wychowuje nam się trochę „sama” – synek, mimo że starszy, nadal wymaga sporo naszej uwagi.
U nas jest tez zycie mlodszego zawsze bylo podporzadkowanej starszej. Pamietam, jak w drugiej ciazy rozplakalam sie w pracy, ze w pierwszej ciazy koncentruje sie czlowiek na pierwszym dziecku a w drugiej… tez na tym pierwszym. Ale trzeba pamietac, ze mlodsze dzieci nie znaja innej sytuacji. Tez ciagle wyposrodkowuje, nie jest to latwe. Kto pierwszy, kto drugi? Czy wazniejszy „projekt” synka czy relacja z wydarzen w szkole corki? Ale widze, ze synek odkad mowi potrafi tez o swoje zawalczyc. Starsze sa wypieszczone, a mlodsze zahartowane – jak zwykle i tu i tu sa jakies plusy i minusy.
Ja się śmieję, że trzecie dziecko wychowałam ” w międzyczasie”, pomiędzy zaspokajaniem potrzeb starszych, ale też małych dzieci. Chwila wolna, to może przewinę najmłodsze; jeść chce, to poczekajcie chwilkę, tylko się nie bić, zaraz wracam! I też mam wyrzuty sumienia, bo właściwie nie zauważyłam kiedy najmłodszy przestał być bobasem, bo ciągle moją uwagę przykuwały starsze. I oczywiście najstarszy potrzebuje najwięcej poświęconego czasu
Tak, kontakt skóra do skóry jest ogromnie ważny. Ostatnio wyszła metaanaliza badań nad wczesnym kontaktem skin-to-skin: poprawia on fizjologiczne parametry noworodków, zmniejsza problemy ze spadkami cukru we krwi i pomaga mamom dłużej karmić piersią. Taka prosta rzecz!
piękny wpis i bardzo osobisty, tak osobisty że az czuje się własne uczucia i myśli… super
przy pierwszym dziecku tez nie poczulam tej milosci od razu…musialam sie tego nauczyc…moze tez przyzwyczaic do nowej sytuacji? natomiast gdy urodzila sie corka – pojawily sie i lzy wzruszenia i milosc – od pierwszego wejrzenia…(oba porody „lekkie”, naturalne, dzieci karmione piersia)…moze to dlatego ze do drugiego dziecka podchodzimy bardziej swiadomie? choc kochamy swoje dzieci bardzo mocno to jednak kazde troche inaczej…ciekawa jestem jak to bedzie za pare dni (aaaaa!!!!!)…przy moim kolejnym ;-)
Co do kosmetyków uwielbiam ten krem SOS nie ma lepszego zwłaszcza zimą na mrozy!
Jestem wręcz zakochana w swoim 2-miesięcznym synku. Śpię z nim, przytulam, całuję, kołyszę…mimo „życzliwych” rad, słucham matczynego instynktu. Syn potrzebuje, syn ma. ? Daję z siebie 200%, żeby kiedyś nie żałować, że nie dałam mu poczucia bezpieczeństwa.
Każdy dzień to taka cegiełka do jego uczuciowego dorosłego życia.
Nie zgodzę się, że mamy po cc mają problemy ze zbudowaniem więzi, bądź że jest im trudniej. Ja obie córeczki mam z cc i za każdym razem płakałam ze wzruszenia gdy je poraz pierwszy zobaczyłam i dostałam do pocałowania. A kochałam bezgraniczną miłością odkąd zobaczyłam bijące serduszko na USG ? A dzięki temu, że mnie musieli jeszcze szyć, mąż miał okazje budować swoją silną więź,bo przez pierwsze dwie godziny to u niego na piersi dziewczyny leżały i czuły jego bicie serca.