Chcesz pomóc świeżo upieczonej mamie? To jej nie pomagaj!
Kiedy zostałam mamą po raz pierwszy, wydawało mi się, że wszystko robię nie tak. Nie tak podnoszę, nie tak trzymam, nic nie umiem i zrobię dziecku krzywdę. W efekcie przez pierwsze tygodnie panicznie bałam się zostawać z Kostkiem sama w domu. Naprawdę! Kiedy Piotr wychodził do pracy, drżałam jak osika na wietrze, a potem tysiąc razy do niego dzwoniłam z różnymi upierdliwościami typu: „Mały nie chce spać! Co teraz?”. Długo myślałam, że to całkiem normalne, każda z nas tak ma, że na myśl o samodzielnym wykąpaniu noworodka widzi połamane kończyny, ale potem zostałam mamą po raz drugi i coś zrozumiałam…
Bo z Kosteczką od razu wszystko poszło gładko. Ulewa? Chwytam ją pewnie przez ramię na odbicie, a ona beka jak stary, głośniej niż mój mąż po piwie. Nie chce spać? Biorę ją w ramiona, mocno ściskam, a ona do tego mojego uścisku jakby idealnie jest stworzona, no leży na mnie lepiej niż sukienka z Zary i już po sekundzie cichutko pochrapuje.
„MASZ JUŻ DOŚWIADCZENIE, DLATEGO SIĘ NIE BOISZ” – POMYŚLAŁAŚ SOBIE PEWNIE
I ja tak myślałam na początku. Ale potem przypomniałam sobie te wszystkie głosy, które słyszałam nad głową, kiedy urodziłam pierwsze dziecko:
– Co robisz? Nie tak!
– Daj, ja ci pokażę!
– Ubierz czapeczkę! Uszy przewieje, zobaczysz!
– No co robisz? Osłoń od słońca!
– Nie idź do lasu. Tam są komary!
– Nie idź do miasta. Tam są spaliny!
– Uważaj! Nie można dziecka trzymać za nogi przy przewijaniu! Pupę podnieś, pupę…
– Nie umiesz.
– Nie boisz się tak trzymać? Ja tak nie trzymałam.
I niby te dobre rady ze szczerego serca były dawane, ale ja dostawałam jasny sygnał: wszystko robisz źle, nie nadajesz się. Szybko w to uwierzyłam.
W EFEKCIE PRZESTAŁAM SŁUCHAĆ SIEBIE (I DZIECKA)
Za to czekałam na instrukcje z zewnątrz. Żeby mnie ktoś za rączkę poprowadził jak wtedy, kiedy miałam pięć lat i przechodziłam przez ulicę. I dokładnie tak się czułam! Jak mała dziewczynka na wielkim skrzyżowaniu, której już wszystko się miesza. Najpierw spojrzeć w prawo czy w lewo? Tyle tu samochodów… Robiłam krok do przodu i dwa do tyłu. Bałam się zejść z krawężnika, bo – o, Boże! – zaraz zginę.
Pamiętasz, jak uczyłaś się obsługi komputera? Idę o zakład, że dopóki ktoś pokazywał ci krok po kroku, trzymając twoją myszkę, jak stworzyć nowy folder, a ty tylko zerkałaś na ekran komputera zza ramienia tego ktosia, nie umiałabyś tego powtórzyć. Dopiero jak sama przed tym komputerem usiadłaś, sama znalazłaś rozwiązania i sama pierwszy folder utworzyłaś – zapamiętałaś raz na zawsze, jak to się robi.
Tak samo jest z dziećmi.
PRZY DRUGIM JUŻ NIKT MNIE NIE POUCZAŁ
Chwytałam Kostkę i nikt nie patrzył. Serio. Nikt. Żadnego: „Czekaj! Ja ci pokażę!”. Widocznie wyszli z założenia, że skoro Kostek żyje – i ma się dobrze – to wiem, co robię.
A to były dla mnie całkiem pierwsze razy. Pierwszy raz przewijałam pieluszkę dziecku z kikutem pępowinowym, bo trzy lata temu tylko w asyście męża. Pierwszy raz wciągałam bodziaka przez głowę, bo dla młodego długo kupowałam te zapinane kopertowo. Pierwszy raz tańczyłam z noworodkiem na sali, bo jego – jak był taką kruszyną – usypiałam na leżąco. Tak bardzo się bałam, że upuszczę. Czy też inni mi to wmówili tym swoim ciągłym: „Uważaj!”.
To było kilka dni temu. Kosteczka bardzo płakała, bo była już przemęczona i z jakiegoś powodu nie mogła zasnąć. Piotr chwilę gimnastykował się z nią w sypialni. Kiedy Kostek był w takim stanie, wolałam to zostawić na głowie męża, bo te wszystkie obce głosy w mojej głowie mówiły mi, że i tak nie pomogę, nie wiem jak, nie umiem. Ale małą znam lepiej niż ktokolwiek inny! Pobiegłam na górę, chwyciłam w ramiona. Zamknęła oczy, kiedy tylko poczuła mój zapach. A ja po raz pierwszy pomyślałam, że mam tę moc.
CHCESZ POMÓC ŚWIEŻO UPIECZONEJ MAMIE? TO JEJ NIE POMAGAJ!
Nie mów, co ma robić, jak ma robić i dlaczego robi źle. Nie pokazuj, nie pouczaj, nie radź. Nie zabieraj jej dziecka z rąk, bo ty wiesz lepiej!
Chyba że naprawdę chcesz pomóc. To wtedy ugotuj obiad. Załaduj naczynia do zmywarki. Zaoferuj, że poprasujesz wszystkie te mikroskopijne bodziaki. Jeśli masz za dużo wolnego czasu, możesz też pomyć okna ;).
Ale na wszystkie matki, co rozumy wszelkie pozjadały, daj jej się nacieszyć macierzyństwem po swojemu. Uwierz w nią, bo tylko wtedy ona uwierzy w siebie.
Powiedz: „Wiesz co robić”. I ona naprawdę będzie wiedziała!
Tak, kazda swiezo upieczona mama powinna miec taka dobra wrozke, ktora by jej szeptala do ucha – „Jestes swietna. To Ty jestes ekspertem w tej dziedzinie, jaka jest Twoje dziecko.” Ja tez nie kapalam starszej jako noworodka. I bardzo sie balam schodow – bo co by sie stalo, gdybym sie przewrocila z nia na reku? A jak kiedys tak plakala strasznie, a potem jej sie ulalo jak w „Egzorcyscie” i nagle taka spokojna byla, a ja rozdygotana, ze cos jest nie tak, a przeciez po prostu jej cos lezalo na zoladku. A z synkiem wrecz zalowalam, ze nie moglam urodzic w domu, taki spokoj i pewnosc na mnie splynely, podczas gdy na lozku obok pierworodka lkala w poduszke, a jej synek tak krzyczal w nocy. I widzialam jej bezradnosc, ktora przeciez tez moja byla kilka lat wczesniej. Tylko, ze bylam bogatsza o to przeswiadczenie, ze mimo to jakos poszlo, ze wiele rzeczy jednak zrobilam dobrze.
O! Schody! Zapomniałam o schodach – też się bałam po nich chodzić z dzieckiem.
Teraz nawet o tym nie myślę, kiedy zanoszę małą do sypialni ;).
O tak, właśnie tego się spodziewam kiedy w koncu (jeszcze 12 dni do terminu!!) urodze, właśnie widzę te wszystkie twarze najbliższych z tysiącem porad, krzywiace się na każdy moj ruch przy dziecku…. Eh..Tyle że z moim charakterem albo wywolam kłótnie rodzinną albo się wszyscy poobrazaja, nie dam sobie w kasze dmuchać, o nie! Tylko po co się dodatkowo tym stresować jak sam fakt opieki nad malenstwem będzie dla mnie wystarczającym stresem..?
Moją córkę rodzilam pod koniec lutego i od razu zapowiedzialam mamie, że nie chce, żeby do mnie przyjezdzala z pomocą. Sami z partnerem ustaliliśmy, ze chcemy się Małej nauczyć, bez wtracania się i rad innych. Mama uszanowala decyzje i do dnia dzisiejszego się nie wtrąca, jedynie subtelnie przemyca swoje rady :p a co do pozostania z dzieckiem samemu, to lapala mnie bezsenność na myśl o tym, że zostanę z Iga sama na cały dzień! Ale, że jest kochana i bardzo ładnie współpracuje, to żadna sytuacja nie jest mi straszna :)
Swoją drogą bardzo lubię Twoje wpisy, serdecznie pozdrawiam, Paula.
Moja mama całe szczęście się nie wtrąca, pewnie dlatego tak ciężko znieść mi uwagi innych, bo byłam raczej wychowana: „Sama wypracuje rozwiązanie, to nauczy się więcej” ;).
moja tez na szczescie malo sie wtraca i szczerze mowiac nie wiem jak ona – matka czworki dzieci- z wielka cierpliwoscia wysluchiwala roznych teorii wyczytanych przeze mnie w poradnikach na temat macierzynstwa…jejku, przez pewien okres nic innego nie czytalam jak poradniki i artykuly o ciazy i noworodkach, myslalam ze mi na glowe padnie;) te ksiazki czesto gesto mozna od razu na smietnik wyrzucic.
Swietny wpis!
Przy corce balam sie wszystkiego, mialam poczucie, ze nic nie wiem, nie umiem sie nia zajac jak nalezy, a w sytuacji kryzysowej sobie nie poradze. Pierwsze kilkanascie tygodni to byla szarpanina, czemu chce ciagle jesc, czemu nie chce jesc, czemu nie chce spac, ulewa, za duzo ulewa itd. Czulam sie niegotowa, niedoswiadczona, glupia i permanentnie zmeczona… Oczywiscie szczesliwa i zakochana w corce ale nieziemsko zmeczona, psychicznie takze.
Teraz gdy urodzilam syna, dzialam instynktownie i po prostu sie nie spinam, wiem juz mniej wiecej o co w tym chodzi i choc dzieci sie roznia miedzy soba zachowaniem a ja nadal nie posiadlam calej swiatowej wiedzy z zakresu wychowywania dzieci, rozumiemy sie bez wiekszych problemow. Mam gdzies dobre rady odnosnie czapeczek itd. Jestem mama, niedoskonala i nie porownuje sie juz z innymi matkami. Jestem bardziej zrelaksowana i szczesliwa, chyba juz troche innym,spokojnym szczesciem.Chce byc po prostu fajna i dobra mama dla swoich dzieci i tyle… :)
Pozdrawiam :)
Świetnie, że zwróciłaś na to uwagę: „zmęczenie psychiczne”. Myślę, że ono dokucza nam nawet bardziej na początku macierzyństwa niż to fizyczne. Przy córce nie byłam zestresowana ani trochę i jakoś te nieprzespane nocki też nie dają tak bardzo w kość jak trzy lata temu. A może po prostu już się przyzwyczaiłam?
Zgadzam się z tobą w 100%
Musze się tylko nie zgodzić z jedną rzeczą:to że się boimy niewiele ma raczej wspólnego z komentarzami innych. Tak chyba po prostu jest:)mi nikt nic nie mówi a boję się wszystkiego. no i wszyscy mówią,że to drugie macierzyństwo jest dużo fajniejsze, spokojniejsze,że ja już bym chciała mieć to drugie dziecko;) bo zestresowana jestem strasznie. Przebierania się nie boję, schodów też nie, ale każde zaczerwienienie, kichnięcie, krosteczka jest przeze mnie wnikliwie badana…za duzo je, za mało je, za dużo śpi, za mało śpi, płacze, nie płacze. MASAKRA. A przed porodem cwaniakowałam,że nie potrzebuje wsparcia, tak siedzę u rodziców i każdą duperelę z nimi konsultuje. Bo mężowi nie ufam, bo to jego pierwsze dziecko a rodzice odchowali dwoje ;). Czekam,aż trochę wyluzuje:)
Przez pierwsze trzy dni bałam się nosić Emilkę, a jak płakała to i ja w szloch, że na pewno ją zepsułam. Ale to minęło, nie ma wyjścia, trzeba jakoś sobie poradzić. Przyjaciółka (tez mama) mi powtarza – zobacz, Twoje dziecko żyje już 2,3,4 tygodnie, więc świetnie dajesz rade. I daję, nawet jak wpadnie w histerię ma środku restauracji ;) i zachowuję stoisko spokój jak słyszę od obcych: placze bo ma kolkę/bo zimno/bo głodna.
;)
Jesteś WIELKA !!! za tą bezinteresowną szczerość, do której inne blogomatki nie przyznałyby się za żadną cenę, bo przecież u nich wszystko zawsze jest idealne, gładkie i różowo-błękitne… ;) BRAWO szacun!
cos w tym musi byc. Ja od poczatku nie chcialam zadnej pomocy, wymyslilam sobie, ze musimy sami nauczyc sie „obslugi naszej corki”:) szczerze mowiac nie wiem nawet, czy bysmy taka pomoc otrzymali- jedni i drudzy rodzice mieszkaja setki kilometrow od nas. Momentami bylo i jest ciezko, ale efekt jest taki, ze od poczatku robie wszystko przy malej, ufam sobie i mezowi, i przede wszystkim nie boimy sie. Troche za duzo na poczatku czytalam i pytalam wszystkich naokolo „co jak, z czym, kiedy”… w koncu ograniczylam to wszystko i zdalam sie bardziej na swoj instynkt . zdaje sobie sprawe, ze niektorzy maja mnostwo doradcow blisko siebie i nie latwo zamknac im usta- badzcie asertywne, filtrujcie te rady, ale nie bojcie sie tez korzystac z pomocy. Ja na poczatku duzo bym dala zeby ktos nam np ugotowal obiad czy poprasowal:) samo zajmowanie sie dzieckiem jest dla mnie do ogarniecia, gorzej z reszta:-) na szczescie mam tolerancyjnego meza i nie jestesmy pedantami
Bardzo dobra zasada!! A Ty mamusiu wyglądasz rewelacyjnie!!
Jestem ojcem, facetem. Pouczanie a do tego jak wyjdę z dwumiesiecznym dzieckiem na spacer i sie rozpłacze to TE spojrzenia wszechwiedzących matek…. „nie radzi sobie”, „co on robi” albo „dlaczego nie robi”. Masakra
Oł noł! Właśnie zdałam sobie sprawę, że Wy faktycznie macie gorzej od nas!
Mój mąż do dzisiaj słyszy: nie rób tak, no jak chwytasz, nie tak wysoko, bo zrobisz krzywdę O.o
(z dzieciakami wcale nie radzi sobie gorzej ode mnie, a nawet w wielu sytuacjach lepiej, bo zachowuje spokój)