Dzień świstaka – czyli o czym myśli każda mama. Codziennie!
Tak, wiem, o czekoladzie. Ale… Nie tylko!
Poniżej siedem myśli, które miewa każda z nas, choć pewnie nie każda się przyzna ;).
1. „Legginsy czy dres?”
Pokazać tyłek czy powyciągane na kolanach spodnie? Co jest mniejszym obciachem?
2. „Gdzie u diaska są parówki?”
Jak to, nie ma ich w lodówce? Niemożliwe! Przecież wczoraj byłam na zakupach! Czekaj, czekaj… A może to było w zeszły piątek?
3. „Znowu nie wymyłam włosów. Zwiążę w kitkę, może nikt nie zauważy?”
Już wiadomo, dlaczego matka dziesięć miesięcy w roku chodzi w kitce. A pozostałe dwa – w czapce.
4. „Boże, dopiero południe?!”
Przecież od rana zdążyłam: zrobić śniadanie, pranie, posprzątać kuchnię, wymyć podłogę, ułożyć z dzieckiem tryliard puzzli, zbudować najwyższą w dziejach ludzkości wieżę z klocków, zapełnić bazgrołami pół bloku rysunkowego, bawić się w chowanego i ganianego, obejrzeć trzy bajki, odśpiewać dziesięć piosenek, a na końcu odbyć kilometrowy spacer wokół osiedla… Jakim cudem dopiero południe??? I najważniejsze: co robić z dzieckiem przez resztę dnia???!
5. „Jest zmęczone. Na pewno jest zmęczone. Musi być zmęczone. Zaraz pójdzie spać!”
Zaczynam myśleć każdego dnia gdzieś tak koło południa, a nadzieja nie opuszcza mnie do… Późnych godzin wieczornych. W końcu zawsze okazuje się, że miałam rację! To nic, że czasami dopiero po dwudziestej drugiej…
6. „Obudzę je! Ale najpierw wypiję kawę. Nie, najpierw je obudzę. Bo jak nie obudzę, to będzie biegać do północy. Tylko że wtedy mąż będzie w domu… Niech też się trochę pomęczy! Dobra, najpierw wypiję kawę.”
Staczam walkę za każdym razem, kiedy jednak dziecko przycina komara w ciągu dnia. Naprawdę, mam jeszcze tyle roboty! Przeczytać ulubione blogi, przejrzeć fejsa i instagram, obejrzeć powtórkę „Żon Hollywood”…
7. „Ma to po ojcu!”
Myślę w chwilach największego zdenerwowania. To jasne, że nie po matce się upiera i nie chce wyjść ze sklepu bez nowej zabawki. Przecież ja nie mam z tym najmniejszego problemu. Nigdy! Nawet w obuwniczym na wyprzedaży…
A może jest coś, o czym zapomniałam, a co chciałabyś dopisać?
Punkt pierwszy odpada bo codziennie „stroję się” do pracy. Punkt drugi spoko ale u nas to są kabanosy :) Punkt trzeci: polecam suchy szampon. punkt czwarty: tylko w weekendy – na codzień mam tak: o ja! Już 17-sta? 5,6,7 – taaaaaaak! :D
Moje ulubione to 3 i 5 :D Chyba pójdę do fryzjera ściąć włosy… Choć wtedy będę musiała kupić spinki ;)
„Tylko że wtedy mąż będzie w domu? Niech też się trochę pomęczy! Dobra, najpierw wypiję kawę” :D
Zanim wróciłam do pracy drzemka dziecka była moim ulubionym punktem dnia ;) też zawsze zwlekałam z wybudzeniem dziecka…a konsekwencją tego były harce do północy ;)
Skąd ja to znam!
A w domu mam śpiocha, potrafi w dzień spać nawet cztery godziny! Wiesz jak to kusi???
Chyba jeszcze nie jesteśmy na tym etapie, bo większość tych myśli jest dla mnie nowych. Na razie zdarza sie u mnie 3,4 i 5. 4 najczęściej, choc z trzymiesieczniakiem puzli nie ukladam, to jednak bardzo czesto zastanawiam sie jak tu ją zajac. Jakos nigdy nie zastanawialam sie czy budzic dziecko czy nie. Jak spi, to niech spi, nawet jak najdluzej :).
Nie, takie maleństwo to nie <3.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy dziecko już nie musi spać w dzień (u nas dopiero po drugich urodzinach), bo wtedy masz do wyboru:
– wytrzymać dzień bez drzemek i od 20 mieć wolny wieczór,
– położyć, bo marudzi i się słania, wtedy możesz w spokoju wypić kawę, ale do północy masz w domu dyskotekę :).
Mój problem z kitką skończył się po obcięciu włosów :D Podziwiam Twoją autentyczność! :)
Jak się pracuje, to 1 i 3 odpada. 2 – u mnie odpada, bo jak ktoś w domu czegoś nie może znaleźć pyta mnie – ja wiem wszystko! :) 4 – oj, czasem czas tak wolno leci… a czasem znów za szybko… Pod 5, 6 i 7 chyba też się nie podpiszę… Czyli – zostaje mi myślenie o czekoladzie (albo jakimś pysznym ciachu) i czasem 4! :)
U mnie w zasadzie myśl, ktora sie przewija każdego dnia o różnych porach: Kiedy juz będzie wieczór i pójdą spać :) u nas kapanie jest miedzy 19 a 20 i zasadniczo okolo 21 starszy i młodszy śpią :) rano mam bieg w poskokach (zerówka i trzeba tez wziąć młodszego ze sobą, a wiec wózek, sniadania itd:) potem tez jakos leci. Jak mieliśmy jedno dziecko, to czas sie bardziej dluzyl. Teraz jest troche inaczej ;)
Z tym czasem przy dziecku to jest w ogóle dziwnie, bo minuty/godziny się dłużą, a tygodnie/miesiące i lata lecą nie wiadomo gdzie ;).
codziennie mam tę samą myśl z rana, gdy się budzę – „chce mi się spać, dziś wcześnie się kładę!”
Włosy myje codziennie :p inaczej czuje się źle i wstydzę wyjść z domu. A kite noszę tak czy siak, mam za długie kudły ;)