Gadżety przydatne w czasie karmienia butelką
O ile karmienie piersią sprawia problemy głównie w początkowej fazie, o tyle karmienie butlą – zwłaszcza nocne – bywa upierdliwe praktycznie cały czas. Ale proces przygotowania jedzenia dla naszego dziecka można dzisiaj ułatwić, używając przydatnych gadżetów. Wszystkie przetestowałam na własnej rodzinie i z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że ratują tyłek. Dzięki nim karmienie mieszanką staje się szybkie i nieskomplikowane.
1. Podgrzewacz do butelek Avent.
Must have każdej mamy butelkowej. Bez tego naprawdę nie da się żyć! O ile w ciągu dnia uszykowanie wody w temperaturze 40 stopni (wrzątek + przegotowana wcześniej woda zimna w odpowiednich proporcjach) nie stanowiło większego problemu, o tyle w nocy… W nocy to mission impossible. Włączony i ustawiony przy łóżku podgrzewacz był moim zbawieniem. Nakarmiłam dziecko, wkładałam do środka następną uszykowaną przed snem butelkę z wodą i kładłam się spać.
Okazał się na tyle wygodny, że korzystałam z niego nawet w dzień, bo idealnie odmierzał temperaturę wody.
Mój podgrzewacz (starsza wersja tego ze zdjęcia) miał też specjalną końcówkę, dzięki której można go było używać w aucie. Świetna sprawa w czasie dłuższych podróży z noworodkiem.
2. Szczoteczka do mycia butelek Beaba.
O ile samą butelkę można wymyć ściereczką lub gąbką (ze względów higienicznych zawsze powinna to być inna myjka niż ta używana do dorosłych naczyń!), o tyle wszystkie zakamarki smoczka bywają problematyczne, no chyba że zaopatrzysz się w takie cudo z dwiema końcówkami ;).
3. Suszarka do butelek oraz smoczków Boon.
Kiedy karmisz mieszanką, butelek w domu jest dużo… Za dużo ;). Poniewierają się zazwyczaj wokół zlewu wraz ze smoczkami, nakrętkami i innymi przydatnymi duperelami. Nie jest to zbyt higieniczne, bo w trakcie przygotowywania obiadu (surowe mięso, brudne warzywa!) istnieje ryzyko zanieczyszczenia bakteriami. Ten gadżet rozwiązuje wszystkie problemy. Sam w sobie jest ozdobą (co – w przypadku suszarek wszelakich – nie zdarza się często!), więc bez oporów można go wystawić na kuchennym blacie.
Suszarki używamy cały czas, chociaż Kostek już od roku nie pije z butelki. Teraz suszą się na niej jego sztućce, miseczki oraz kubki.
Na spacerze jak znalazł, bo pomaga trzymać wodę w odpowiedniej temperaturze. To pomieści w środku dwie butelki.
5. Pojemniki na mleko modyfikowane Beaba.
Zabierałam je na spacery – w butelce ciepła woda, w pojemniku odmierzona porcja mleka. Pojemnik ma podajnik, dzięki któremu w trakcie przesypywania do butelki nic nie rozsypywało się na zewnątrz. Można nosić ze sobą jeden lub trzy pojemniki w zależności od tego, jak daleko się wybierasz. To jasne.
Ale z tego gadżetu korzystałam również w nocy. Zbudzona o północy, a potem o trzeciej i szóstej nad ranem ledwo widziałam na oczy, więc całe moje łóżko było w mleku modyfikowanym (w półśnie miarką nie zawsze trafiałam tam, gdzie powinnam, czyli raczej obok butelki niż do niej ;)). Często też przygotowywałam mleko na tyle mechanicznie, że potem nie pamiętałam: cholerka, wsypałam już cztery łyżeczki czy tylko dwie? Wszystkie problemy skończyły się, kiedy przed snem zaczęłam odmierzać porcje do tych pojemników. Potem tylko siup do butelki i gotowe.
Korzystałam jeszcze ze sterylizatora, ale celowo go tutaj nie umieściłam, bo moim zdaniem to zbędny wydatek. Jego obsługa była tak samo czasochłonna jak po prostu wrzucenie na kilka minut butelek do garnka z wrzącą wodą. Nie wspomnę już, że taki garnek myło się o wiele szybciej niż wszystkie zakamarki profesjonalnego odkażacza ;).
A tak poza tym myślę sobie, że dobrze być mamą w XXI :).
Boziu, nie używałam ani jednego, wyparzaliśmy butelki zalewając je wrzątkiem, albo wbijając do mikrofali (BTW jakie butelki, w użyciu była w zasadzie tylko jedna, aż się zużyła, to się kupowało następną, po co w ogóle dużo butelek?), zamiast podgrzewacza mieliśmy kubek termiczny na usb podłączony do komputera, na spacer butelkę z wodą gotową do zrobienia mleka owijaliśmy pieluszką (na dalsze trasy miałam rezerwowo wrzątek w termosie do dolania, gdyby za bardzo ostygła), a mm na zewnątrz wsypywałam do strunówek, odmierzoną ilość, wystarczyło otworzyć i wbić do butelki. :)
Pewnie, że się da, ale jak można sobie ułatwić, to czemu nie?
Jedna butelka? To by oznaczało, że w nocy po nakarmieniu muszę wstawać, myć ją, napełniać wodą… Nie, nie, nie… Dziecko budziło się co 3 godziny, godzinę jadło, pół godziny nosiliśmy do beknięcia, kolejne pół usypialiśmy, więc przy godzinie snu dla mnie każda minuta była na miarę złota! No i problem co na dłuższym spacerze: gdzie wymyć, skąd woda?
No ja też nie używałam żadnego z tych przedmiotów. Na spacer.. flaszka przed wyjściem i jedna z wrzątkiem do torby to starczyło na 6 godzin, chyba nigdy nie byłam bez dostępu do czajnika dłużej ;) Na początku miałam 2 flaszki do mleka, potem i do teraz jedną. Jedynie co zawsze mam wodę w czajniku i zimna w dzbanku (w razie jak przesadzę z podgrzaniem ;) ). Nigdy nie sterylizowałam butelek, myję z płynem i raz po raz wyparzam wrzątkiem. Smoczki wiadomo zmienia się częściej. No i mleko przygotowuje w kuchni, żadnego bałaganu w sypialni :)
podgrzewacz tez sobie chwalę, chociaż mój był no name, za to wchodziły do niego wszystkie butelki dostępne na rynku, nawet TT. Mieliśmy również pojemnik na proszek MM, mamy do dzisiaj, tyle że BabyOno, dla mnie bardziej funkcjonalny, na 4 porcję mleka, ale zajmujący mniej miejsca. Reszty nie używałam. Butelki miałam dwie, ale syn był na MM od 6 miesiąca i w nocy nie jadł (na moje szczęście) osobnej suszarki nie miałam, butelek nie poddawałam sterylizacji.
Jak dziecko jest starsze, to pewnie, że nie trzeba aż tak dbać o sterylizację, doczyszczanie szczoteczką, itp.
Tak, pojemników na mleko jest sporo – od wyboru do koloru. Podobnie szczoteczek, termoopakowań, itp. :). Ja wybrałam te głównie ze względów wizualnych, a tu jak wiadomo: każdemu może się podobać coś innego.
Nasz podgrzewacz też nadawał się na wszystkie butelki, my używaliśmy akurat Avent, bo mały strasznie ulewał, a dzięki nim trochę jednak mniej. Kiedy podawałam w innej butelce, strach go było odłożyć, bo tryskał i się krztusił, więc szybko sobie podarowałam. A podgrzewacz dostałam w spadku od brata (razem z odkażaczem, tylko już nie pamiętam jakiej firmy, tak rzadko go używałam ;)), dlatego nawet nie interesowałam się, czy nie ma rynku czegoś lepszego. Ten jest ok, zdał egzamin :).
u mnie o coś innego chodziło. Jak dzieci były młodsze to dostawały z butelek wodę i czasami moje mleko, albo MM jak mojego nie było, a musiałam wyjść z domu. Nie mieliśmy nigdy problemów z brzuchem, wiec nie widziałam powodów by sterylizowac, tym bardziej ze uważam ze nie można bronić dostępu do tzw domowego syfu, bo odporność z czegoś musi się robić. jednak mogę się założyć, że gdyby były np jakieś problemy z brzuchem to by była sterylizacja co godzinę :)
Wiesz co, jak butelki są często używane (kilka razy dziennie), to powstaje na nich osad, a te wszystkie trudno dostępne miejsca… No, brudzą się. Ja nie wkładałam do zmywarki, bo mniej się bałam zarazków niż detergentów, z tego też powodu bardzo ostrożnie używałam płynu do mycia naczyń, dlatego co kilka dni trzeba było przegotować. Jak Kostek skończył pół roku, to już coraz rzadziej.
Z wszystkich przedstawionych tutaj rzeczy używałam tylko podgrzewacza do butelek i uważam, że to najcudowniejsze urządzenie jakie wymyślono aby ułatwić życie młodym matką. W zasadzie to używamy go nadal bo młody pije ejszcze mleko. Jak jadł obiadki ze słoiczków to też używaliśmy go do podgrzania. Do szybkiego rozmrażania zupek też jest super. No cudo po prostu :)
Miałam podgrzewacz, ale używałam go właściwie tylko do podgrzewania odciągniętego mleka. Po przejściu na mieszankę jakoś w ogóle nie pomyślałam o jego używaniu, w nocy po prostu włączam (właściwie mąż włącza) czajnik z wcześniej przegotowaną wodą na kilkanaście sekund i gotowe. Dużo bardziej upierdliwe było dla mnie zawsze nocne mycie butelki, także jakiegoś robocika, który by to zrobił za mnie przygarnęłabym bardzo chętnie ;)
Zakup termoopakowania rozważałam, ale kilka osób, które pytałam o zdanie mówiło, że szału i nie ma. I ostatecznie na spacery czy wyjazdy zabieram ze sobą po prostu mały termos. Gadżet nr 5 natomiast wydaje się super. Używałam takich malutkich pojemniczków z Ikei, ale zawsze się stresowałam, że wieczko spadnie i wszystko się wysypie. No i nie można ich tak połączyć jak te na zdjęciu.
Ja to jednak jestem leniwa – nigdy nie myłam butelek w nocy. Przed snem szykowałam dokładnie tyle, ile razy mój syn miał w zwyczaju się budzić, brudną odkładałam na tackę przy łóżku i dopiero rano schodziłam z nimi wszystkimi do kuchni :).
Ja sobie chyba za bardzo wzięłam do serca zalecenie na opakowaniu żeby butelkę zawsze myć OD RAZU po nakarmieniu ;) Znacznie lepszy patent z klkoma butelkami, chociaż jak maluch budzi się często, to chyba niezłą kolekcję trzeba mieć pod ręką ;)
Tak, w najlepszych momentach było ich nawet… siedem.
Całe szczęście zalecenia na opakowaniu nie doczytałam ;).
Juz przy pierwszym dziecku dałam spokój z podgrzewaczem. Zamiast tego porządny termos – taki, który zabiera sie w góry – trzyma temperaturę wody nawet 12h. I w zasadzie cały dzień miałam w nim ciepła wodę- taka idealną do mleka. Pojemnik na porcje mleka Baby Ono, czyste butelki i siup siup mleko było gotowe w 30 sek. Teraz z najmłodszym tylko raz w nocy tak robię. Sterylizatora parowego używałam krótko przy pierwszym synu i bez przerwy prz drugim. Krótko karmiłam piersią, a on miał skłonność do pleśniawek wiec smoczki codziennid i butelki po każdym użyciu. Szczotki ze względów higienicznych od lat używam Mam- jest gumowa. Do tego płyn do mycia butelek lub mydełko niemowlęce w tym samym celu :)
Z tego wszystkiego używałam tylko podgrzewacza, ale nigdy nie zostawiałam go włączonego na noc. Używałam go tylko wtedy, gdy karmiłam jeszcze swoim mlekiem. Potem było prostsze mieć w termosie ciepłą wodę i w butelce zimną. Mieszałam i od razu gotowe. Początkowo miałam sterylizator do mikrofali i przydał się bardzo. Jeszcze z racji karmienia własnym mlekiem moim nieodłącznym gadżetem był laktator ;-)
podgrzewacza nie uzywałam ani przy jednym ani przy drugim dziecku. tzn mam ‚na stanie’, ale moim zdaniem lepiej sie sprawdza ciepla woda w termosie.tak samo na wyjazdach roznych termos sie bdb sprawdza.
Rzecz w tym, że przez te wszystkie gadżety nie mam w domu ani jednego termosu – zastanawiałam się nad zakupem jak Kostek miał kilka miesięcy i w końcu stwierdziłam, że teraz to już nie potrzebuję ;).
Podziwiam mamy karmiące butelką. Serio! Tyle zachodu, tyle rzeczy, o których trzeba pamiętać – przeraża mnie to, bo karmienie piersią bardzo mnie rozleniwiło. Wcale nie uważam, że matki karmiące piersią są „lepsze”, raczej właśnie „wygodnickie i leniwe”, przynajmniej ja ;) Gadżety, które polecasz rzeczywiście mogą wiele ułatwić.
Podoba mi się suszarka na butelki. Dodałabym jeszcze sterylizator do butelek. Po prostu niezbędny dla wszystkich mam karmiących butelką- oszczędność czasu, wody i energii, a do tego pewność, że wszystko jest czyste i gotowe do ponownego użycia.
U mnie na spacerach i podczas podróży, kiedy nie ma dostępu do prądu sprawdza się podgrzewacz żelowy (mamy z LOVI) – szybko ogrzewa i długo trzyma temperaturę. Nie wyobrażam sobie bez niego wyjścia z domu w chłodne, jesienne czy zimowe dni. Jasne, że da się żyć bez tych wszystkich gadżetów, ale jeśli można sobie ułatwić życie to dlaczego nie?
Bardzo fajne i przydatne rzeczy mam od Kiinde, butelki i woreczki do pokarmów, wszystko jest bardzo wygodne, można też fajnie podać zupkę czy deserek.
ja właśnie tą szczotką myję przy użyciu płynu do butelek bebble. nie mam sterylizatora, sama wyparzam co kilka użyć