Rzecz o zarabianiu na blogu
Co jakiś czas dostaję od Was wiadomości pod tytułem: „Rozumiem, że chcesz zarabiać na blogu, ale…” – jakim prawem, już Cię nie lubię, sprzedałaś się, itepe, itede.
Zawsze wtedy nasuwa mi się jedno pytanie: to rozumiesz, czy nie rozumiesz?
Celowo trochę odczekałam z napisaniem tego posta, żeby nie kupczyć niepotrzebnymi emocjami, ale że poruszę ten temat, wiedziałam od początku. Bo szanuję Cię jako Czytelnika i sądzę, że należą Ci się słowa wyjaśnienia.
DUŻO TO ZNACZY: ILE?
Jestem właśnie w trakcie składania deklaracji podatkowej, więc zebrałam papiery do kupy, przeanalizowałam je i wyszło mi z tego wszystkiego, że zarabiać zaczęłam dokładnie po dwunastu miesiącach od założenia bloga, czyli… W lipcu ubiegłego roku. Tak, przez rok robiłam za zupełną darmochę ;). Od tego czasu post sponsorowany pojawia się średnio… Raz na miesiąc. Czy to dużo? Nie sądzę. Ba! Podejrzewam nawet, że wpisy tego typu będą pojawiać się częściej, za co nie chcę przepraszać, bo…
BLOGOWANIE TYLKO Z BOKU WYGLĄDA JAK ZABAWA
Wiem, bo sama tak o nim myślałam. Jednak ktoś, kto nigdy nie prowadził bloga, nie ma pojęcia, ile wysysa energii oraz czasu. To jak prowadzenie własnej firmy: spokojnie będzie grubo ponad etat. Piątek czy świątek, wakacje czy choroba: jestem w pracy. Bo wiem, że czekasz na nowy wpis i choćby się waliło, paliło: ja go muszę puścić. Kosztem snu, popołudniowego relaksu, weekendu, który mogłabym spędzić razem z moją rodziną.
Nigdy nie wychodzę z biura, bo biuro mam w głowie.
Ale konkrety, bo czuję, że kręcisz właśnie z powątpiewaniem głową:
1. Przygotowanie zdjęć do jednego wpisu trwa średnio trzy godziny. Nie wliczam nawet samego ich robienia, bo to się dzieje zazwyczaj „przy okazji”. Prawdziwa jazda zaczyna się, kiedy siadam z pełną kartą przed kompem. Wybór 3-20 fotek spośród 200-500 nacykanych najczęściej przez męża (stara się chłopina, bo wie, że jestem wymagająca, a jego warsztat niewystarczający, więc robi, co może, żebym miała z czego wybrać). A potem czasochłonna obróbka – kosmetyczne duperele, zmiana rozmiaru, nazwy, zapisanie, wgranie do wpisu, uporządkowanie, żeby była jakaś korelacja z tekstem. Tak, tyle to trwa – nie bez powodu fotografowie biorą za sesję kilkaset złotych ;).
2. Napisanie tekstu – to zależy. Czasami godzina, czasami cztery. Taki jest standard, ale bywa, że i dni kilka, kiedy nie mam flow, a dziecko i mąż przerywają co pięć minut, więc tracę wenę, zapominam, co chciałam napisać, odlewam ziemniaki i od nowa siadam do rozgrzebanych emocji, zbieram je, staram się ubrać w słowa. A po chwili pieluchę trzeba przewinąć, zrobić listę zakupów, piłkę rzucić – i tak w kółko ;).
3. Korekta – od 30 minut do godziny. Zawsze staram się podać moim Czytelnikom w pełni dopracowany tekst, bez błędów, trzymający się kupy, więc czytam kilkakrotnie i dłubię: poprawiam, dopisuję, skreślam. Żaden przecinek na tym blogu nie jest kwestią przypadku ;). Przy dobrych wiatrach zabawę kończę o pierwszej w nocy!
4. Dyskoteka w social mediach – wymyślanie zajawki na fejsa, zdjęcia na insta, odpisywanie na komentarze, privy – ok. 30 minut dziennie. Bywa, że komentarze pod postem się sypią (za co bardzo dziękuję, bo dopiero wtedy czuję, że moje blogowanie nabiera sensu!), więc siedzę na fejsie i trzy godziny ciurkiem ;).
5. Maile – dziesiątki dziennie. No to odpisuję. Jak się sprężę, to jestem w stanie obrobić je w ciągu godziny. Oh, wait! Kolejny spłynął na skrzynkę za pięć dwudziesta czwarta… Ludzie w agencji – podobnie jak blogery – nie śpio…
Nie podliczyłam czasu spędzonego na pracach okołoblogowych: wymyślaniu strategii, całym tym pijarze, od którego Kasia Tusk i politycy mają zewnętrzne firmy, a ja jestem sama ;). I dalej: grafika, wybieranie szablonu (kilka miesięcy naprawdę wytężonej pracy, bo trzeba przejrzeć tysiące, żeby znaleźć ten jedyny!), poprawki (czyli np. szukanie ładnej czcionki z polskimi znakami), moderacja komentarzy, nauka (tak, tak, bloger też się uczy, czyta fachowe książki i jeździ na konferencje, a nawet sam je organizuje), księgowość czy wędrówki na pocztę z podpisanymi umowami. Taka wyliczanka nie ma jednak najmniejszego sensu, bo z grubsza naświetliłam już, że pracy jest dużo, ale nie narzekam, bo uwielbiam to, co robię stokroć bardziej niż na przykład oglądanie kolejnego odmóżdżającego serialu w tv. BTW od dwóch lat nie włączyłam telewizora ;). Od kiedy prowadzę bloga, fizycznie nie dałam rady dotrzeć do pilota, nie mówiąc już o siedzeniu na kanapie i słodkim nicnierobieniu ;).
Fizycznie nie dam rady pójść do innej pracy. Więc te reklamy tutaj to moje być albo nie być. Ja też mam rachunki do opłacenia, a z jednej pensji wiadomo – trudno wyżyć we trójkę. Mój mąż nie jest prezesem banku ;). Jeślibym poszła do pracy, nie miałabym czasu prowadzić jakościowo dobrego bloga. A skoro już o jakości…
BYŁA MOWA O DZIESIĄTKACH MAILI DZIENNIE
To gdzie w takim razie te dziesiątki reklam? Ano – nie przeszły sita.
Zarabianie zarabianiem, jednak nie chcę polecać czegoś, czego nie znam, nie jestem pewna, z czym mi nie po drodze. Bardzo starannie wybieram firmy, które pokazuję na blogu. Chcę, żebyś mogła mi zaufać, dlatego jeśli widzę jakieś minusy produktu, ZAWSZE je opisuję (zerknij tu lub tu). Ale ten Orsalit naprawdę uratował nam tyłek w trakcie odwodnienia (na przykład przed świętami całą rodzinę włącznie z babcią i dziadkiem postawił na nogi, bo nam się rozszalał rotawirus). To mam nie polecać, bo ktoś mi za to płaci? Mojej dobrej opinii nie można kupić, wiarygodną informację na blogu – tak. Tym się różnią wpisy sponsorowane tutaj od reklam w tv czy w gazecie, gdzie leci wszystko, jeśli tylko kasa się zgadza.
I na koniec: każdy wpis sponsorowany staram się dopieścić. Przydatny tekst, ładne zdjęcia, dobry produkt. Żebyś i Ty coś z tego miała, nie tylko ja. Bo to Ty jesteś tutaj najważniejsza, o czym – obiecuję – nigdy nie zapomnieć!
To jak – zgoda czy hejt?
Twój blog jest świetny widać,że go dopieszczasz i stad propozycje reklamowe Nie przejmuj sie sfrustrowanymi hejterami i rób swoje :)
Dziękuję! :*
Jestem jak najbardziej na tak. Mnie zawsze się marzyło mieć swoje miejsce w sieci.. i od kilku dni – raczkuję.. i już wiem, że to nie jest taka prosta sprawa dla osoby, która nie zna się za bardzo na tych wszystkich skomplikowanych sprawach (Ja), które doprowadzają do tak przyjemnego dla oka widoku jak u Ciebie. Od 2 dni, próbuję stworzyć nagłówek – logo, ale widzę, że potrzebuję na to jeszcze chwili czasu, aby opanować choć trochę te wszystko programy.. także jestem pełna podziwu dla osób, które samodzielnie prowadzą blogi, bo uważam, że jest to ogrom pracy! Powodzenia i oby jak najdłużej Twoje miejsce rozwijało się w sieci ;)
Spokojnie! Ja też się ciągle uczę – nawet nie chcesz wiedzieć, jak wyglądały moje początki ;).
Ale wiesz co? To jest dobre, że pieniądze w blogosferze są, ale nie przychodzą od razu (jak w niektórych branżach), bo to jest Twój czas na doskonalenie warsztatu, badanie rynku, szukanie własnej drogi. Człowiek ma cel, żeby być lepszym i lepszym. Czego oczywiście życzę :).
Ilona! ja tam myślę, że im więcej sponsorowanych to tym lepiej świadczy o Tobie i Twoim blogu, marki Ci ufają i chcą, żebyś o nich pisała! A taki Orsalit, niby nic, a przed Wielkanocą tragedia! Mała chora, nie je, nie pije, a i tak żołądkowa dalej ją meczy, orsalit nam uratował życie, jedna saszetka zdziałała cuda i wiesz co… Poleciła mi ją inna Mama, powołując się na blogerkę z Poznania, nazwy bloga nie pamięta ale ma synka, potem na spokojnie, siedzę i myślę i bingo! Przecież chodziło o Ciebie. Widzisz jaką masz moc? :)
Ps. I uwielbiam jak odpisujesz na komentarza i żadnego nie pomijasz :)
Serio? Ale fajnie! Miło to słyszeć :).
U nas przed Wielkanocą też cała rodzina położona. Co to za wstrętny wirus był, brrrr…
A ja widzę, że się zmieniasz. Czytałam ostatnio trzy Twoje wpisy i muszę przyznać – były takie, że jestem po czwarty. A wcześniej zaglądałam dość mocno sporadycznie. Więc brogery też się rozwijajo ;) Na plus!
Daj spokój, ja nawet nie chcę zaglądać do moich początków – jeśli to zrobię, to tylko po to, żeby te wszystkie wpisy pousuwać ;).
A mnie się podobałaś bardziej na początku… Ale wciąż zaglądam i czytam, i fakt widzę wyraźną różnicę.
Każdy może – nie każdy jednak da radę pracować, nie mając nad sobą bata. Publikować regularnie, długi czas za darmo. Nie wiedząc w ogóle, czy warto. Czy to się kiedyś zwróci. Potrzeba naprawdę ogromnego samozaparcia. I pasji – mnie to pomogło wytrwać :).
Mnie pomaga :)
Spokojnie, na razie nie na tyle dużo, żeby samodzielnie się utrzymać ;).
Dlatego płakać mi się chce, jak czytam, że komuś nie podoba się jeden post sponsorowany raz na jakiś czas.
ooo zgadzam się z każdym słowem. U mnie też pojawiają się komentarze typu: „szkoda, że z fajnego bloga stała się tablica reklamowa” – hmm nie rozumiem dlaczego większość uważa, że bloga powinnyśmy traktować jako hobby… ja również zaczęłam zarabiać po roku i faktycznie to najważniejszy rok, bo wtedy „zapracowałyśmy” i zdobyłyśmy czytelników i to właśnie oni są najważniejszi, a wiadomości z docenieniem bardzo cieszą!
Można traktować bloga jak hobby, ale wówczas:
– nie byłby prowadzony regularnie (bo po co? Dla kogo? Piszę jak mam ochotę, a jak nie – to nie, więc i miesiąc albo pół roku ciszy),
– nie byłoby na nim ważnych/interesujących tematów (raczej rodzaj pamiętniczka, w którym chodzi o wygadanie się: byle jak, byle z siebie wyrzucić),
– wyglądałby… średnio (nikomu nie chciałoby się grzebać w języku HTML, żeby dopasować wielkość czcionki do wielkości zdjęć, etc.),
i wiele, wiele innych niuansów.
Nie wiem, czy wszyscy Czytelnicy zdają sobie z tego sprawę. Tym bardziej, że w internecie mogą czytać coraz lepsze treści, za które w dodatku sami nie muszą płacić (jak np. za gazetę). Żyć nie umierać.
Dla mnie teraz blogowanie wydaje siędosyć proste. Ale z tygodnia na tydzień to okazuje się coraz bardziej złudne. Już nie tyle z perspektywy samego autora, ale również czytelnika. Większosc wolnego czasu w niedzielę lub poniedziałek przeznaczam na przeczytanie tego, co napisali inni z listy czytelniczej oraz jakieś pobieżne przeglądanie innych blogów w poszukiwaniu czegoś dobrego. A posty do krótkich nie należą. Ludzie psioczą na innych, bo myślą że autor napisze tekst w pół godziny, wyśle go w eter i po sprawie. Nie tylko bloger, ale to w każdej podobnej dziedzinie. Tak jest od zawsze, nawet jeśli to jest tłumaczone przez każdego autora osobno.
Prawda, prawda i jeszcze raz wszystko prawda. Sama pisze bloga od paru miesięcy, juz parę razy miałam chwile zwątpienia ale się nie poddaje. Czasami naprawdę ciężko znaleźć czas żeby napisać cos fajnego albo po prostu zmęczenie bierze gore i zamiast pisać posty trzeba się wyspać. To nie jest łatwa praca, jak sobie niektórzy myślą. Skoro można z tego tez czerpać jakiekolwiek korzyści to czemu nie. Nie widzę w tym nic złego a nawet twierdzę, że za ciężką prace należy Ci się nagroda. Pozdrawiam
Nawet nie wiem jak tu trafiłem, może to wina mojego rozpalonego laptopa:) Oby więcej dobra spływało na twoje zagraniczne konta w bankach
o tak przyznaje bez bicia, że na początku tak myślałam o blogowania…ale zdanie zmieniłam jak sama zaczęłam :) to prawda, że blogowanie pochłania masę czasu i energii
dokładnie wiem o czym piszesz. Sama ostatnio poruszyłam ten temat u siebie na blogu. Zrozumieć to wszystko może tylko chyba drugi blogger. Wszystko fajnie, pięknie. Zdjęcia, teksty ale przecież samo się nie zrobi. Pozdrawiam Serdecznie :*
Niestety tak jest, że większość pracuje bo musi. Niewielu stara się robić to co się kocha i na tym zarabiać. I choć w głębi duszy kazdy marzy o takiej pracy, nie kazdy ma tyle odwagi, motywacji by zmienić obecny stan rzeczy. Ludzie w większości to minimalisci, ale jeśli komuś się udało, to trzeba mu powiązać, że wcale taki fajny nie jest. Nie lubimy gdy się komuś udaje, choć sami na pewno chcielibyśmy być na jego miejscu. I o wiele łatwiej jest wtedy kogoś zgnebic niż mu pogratulować.
Ją Ci gratuluję i trzymam kciuki za dalszą działalność :-)
Zgoda
Jak dla mnie zgoda :) Mój mąż prowadzi bloga, co prawda całkiem inna tematyka, ale widzę ile czasu mu to często zajmuje, ale równocześnie ile radości sprawia :)
Teraz dopiero otworzyłam link – super pomysł z Blog Conference Poznań, szkoda, że akurat mniej więcej w tym czasie rodzę bo by się przejechała :)
Blogowanie wydaje się banalne,a wcale takie nie jest. Sama jestem blogerką i wiem coś na ten temat. Bardzo ciekawy post i bardzo przydatny. Jeżeli mogę napiszę do Pani meila, ponieważ mam kilka pytań.
http://alia-natalia.blogspot.com/
Jasne, pisz śmiało, tylko już bez „Pani” ;). Ilona jestem! :)
Kurcze, sama chętnie bym zarabiała na blogu, ale kiepsko mi idzie pisanie, mam mało czytelników, nikt się nie zgłosił do współpracy. I co w związku z tym? Mam Ci zazdrościć? Może raczej wściekła powinnam być na siebie, że mi nie wychodzi. Owszem zazdroszczę zgrabnego tylka, ale działam w temacie mojego.
strasznie, zaprawdę strasznie drażni mnie zazdrość o pieniądze. Pytanie innych ile zarabiają itd. To jakby komuś w majtki zaglądać.
Akurat tyłek jest moim najsłabszym punktem, bo jest mały, płaski i do dupy ;) osobiście lubię te bardziej kobiece i baaardzo żałuję, że mi Bozia nie dała.
Ja też nie rozumiem zazdrości o pieniądze, stan posiadania, itp., ale ja jestem jakaś dziwna, bo dla mnie kasa nie jest w życiu ważna. Fajnie jak jest, ale jak jej nie ma – nie wpływa to na poziom mojego szczęścia.
A z blogowaniem… Daj sobie czas. Ja w sumie pisania uczyłam się całe życie (zawsze chciałam pisaniem zarabiać na siebie!) i zobacz, jak mimo to kiepsko wystartowałam. Do teraz wiem, że sporo jeszcze muszę się uczyć :).
Oj tam nie mam parcia na wielce sławnego bloga, chociaż nie powiem, by było przyjemnie mieć wiele nowych znajomości i nie tylko :) co do tyłka to mały jest ok, byle był okrągły tam, gdzie trzeba :)
nad wszystkim moim pracuję, zobaczymy ile mi motywacji wystarczy.
ostatnio był wrzask o pieniądze z blogów modowych, teraz pewnie czas na inne
Ten wrzask też wynika z niezrozumienia tematu :). Dziewczyny przecież nie leżą i nie pachną.
Z tego co wiem wynajmują firmy zewnętrzne, więc część tych kwot to prowizja dla agencji, podatek. Mnie te sumy w ogóle nie dziwią, wiem mniej więcej kto i ile zarabia (czyli ile można wołać przy jakich statystykach) i to nadal pikuś w porównaniu z tym, ile biorą za reklamę gazety/tv/radio.
I do tego jeszcze strasznie denerwujące stwierdzenie że to jest kasa za nic, bo przecież to nie praca, tylko wieczne wakacje.
Dziewczyny stworzyły bardzo silną markę, porównywalną z największymi firmami w Polsce, bo niemal każdy dzisiaj wie, kim jest Jessica Mercedes czy Maffashion, tak jak wiemy, czym jest Apart. Z tym, że Apart miał na promocję miliony złociszy i speców w dziedzinie marketingu/pijaru, a one to wszystko same, własnymi rękoma.
Wystarczy mieć odrobinę oleju w głowie, żeby ogarnąć jaki to ogrom pracy :).
Prowadzenie ciekawego i profesjonalnego bloga też kosztuje – choćby utrzymywanie domeny, szablon itd. Myślę, że nie masz się z czego tłumaczyć. Blog to też praca, tylko trochę inna niż etat :)
Dokładnie tak! Ale fajnie, że to rozumiecie.
Jeszcze reklamy na fb – studnia bez dna ;).
Ilona, dobry tekst, i cholernie prawdziwy, bo każdy bloger który prowadzi swojego bloga regularnie podpisałby się przynajmniej pod kilkoma lub nawet wszystkimi tymi punktami. Nie wiem jednak, czy ktoś kto sam nie pisze jest w stanie rzeczywiście poczuć ten klimat, zrozumieć mini-piekło wymyślania tektów, obrówbki zdjęć, zbierania materiałów, szaleństwa social mediów etc.
Niemniej – dobrze że takie teksty się pojawiają i trochę odczarowują blogosferę, pokazują ją jako zajawkę którą można realizowac naprawdę na poważnie.
Ja nie jestem blogerką, a mimo to rozumiem i czuję klimat (z natury zawsze jakaś taka empatyczna byłam;)). Nie raz zastanawiałam się jak
ona/ on to robi. Nie dość, często gęsto pisze teksty ( i skąd w ogóle czerpie na nie pomysły?), to jeszcze odpowiada na milion dziennie komentarzy, plus zdjęcia i inne?
Dlatego jeśli o mnie chodzi nikt nie musi mi się tłumaczyć z zarabiania na blogu. Nie zazdroszczę (również niecierpię procederu zaglądania do
czyjegoś portfela), a podziwiam ? za umiejętności pisarskie, wyobraźnię, zapał i za umiejętność zarabiania na tym co kocha się robić. Gdybym posiadała te umiejętności, pewnie sama zaczęłabym prowadzić bloga i ….zarabiać na nim.
Oczywiście blog blogowi nie równy, dlatego to, co ogólnie napisałam powyżej, dotyczy w szczególności Ciebie Ilona. No jednym słowem
lubię do Ciebie zaglądać ? ciekawie, a przy tym, jasno, czysto, przejrzyście(czcionka w sam raz ? nie trzeba brać lupy, żeby doczytać), prędkość odpowiadania na komentarze zastraszająca;)
To już wiadomo, dlaczego mam wiecznie rozładowany telefon ;). Staram się odpisywać na bieżąco – również na maile i privy, bo po pierwsze – zawsze mnie ciekawi, co ktoś do mnie napisał w komentarzu czy wiadomości prywatnej, więc nie ma bata, muszę przeczytać, a jeśli zostawię odpisywanie na później, to zwyczajnie zapomnę/nie znajdę już czasu.
A pomysły… Tak, tak to jest, że bloger jest w pracy cały czas, bo minutę po publikacji myśli nad nowym tematem. Ba! Czasami i w trakcie pisanie mam pootwierane trzy inne karty, bo coś przychodzi mi do głowy, więc szybko robię szkic, żeby nie umknęło :).
Mądrze napisanie, niektórzy myślą , że blog to pestka, a post pisze sie w 5 minut :) http://soundlymalinkaa.blogspot.com/
Kiedy czytam wiadomości ludzi z hejtami, że umieszczanie reklam jest nie fer i właśnie straciłem czytelnika tak naprawdę jestem szczęśliwy. Bloger musi mieć świadomość iż jest blogerem, a nie czyjąś służącą. Czytelnik który przestaje czytać bo dostał reklamą w oko – tak naprawdę nie zasługuje na czytanie.
No i najgorsze co może być. Dlaczego człowiek wchodząc na bloga skupia się na rozliczaniu blogera, ile to on nie zarabia, a jak zarabia to już jest zły. Dlaczego więc drogi czytelnik sam nie założy bloga i nie skupi się na tym by również zarabiać. Połowa zapewne próbowała i po trzech tygodniach czy miesiącach kiedy to zysku nie przynosiło – odpuściła. Wcale tak łatwo nie ma. Nie ma, a mało tego blogosfera coraz bardziej się rozrasta, więc i przebić się gdziekolwiek jest trudniej.
A swoją drogą spójrzmy jeszcze na to realnie. Gdybym chodził do normalnej pracy, idę, pracuję 8h, wychodzę i mam w tyłu. A przy blogu nie da się przestać pracować, bo nawet kiedy głupi film oglądasz to w głowie kotłują się przemyślenia, może to zmienię, może tamto przerobię, a może ……
Dzięki za ten wpis i prawdę mówiąc – zachęcam innych blogerów by popełniali podobne. Może kiedy czytelnicy sobie uświadomią jak jest czasami ciężko to skończy się hejterzing dotyczący reklam.
Blogowanie to praca, nie każdy może to pojąć. Ale nie ma co się takimi ludźmi przejmować ;) człowiek by oszalał, gdyby miał sobie wszystko brać do serca.
sama jestem blogerką i zgadzam się z Tobą. choć ja pieniędzy na blogu nie zarabiam (tylko współpraca barterowa) to wiem ile to wszytsko pochłania czasu. zdjęcia, pisanie, obróbka, poprawki.. a do tego jak sie jeszcze dorzuci maile komentarze i fesjbunia (ja nie mam instagrama, tłitera i pinteresta) to trochę godzin tygodniowo się uzbiera.. i jesli raz na jakis czas można coś z tego mieć, to dlaczego nie??
Zarabianie na blogu jest normalne, to tak jakby człowiek nie mógł być piłkarzem ligowym, bo zarabia,a to już nie jest to samo co granie dla przyjemności :o Jak ktoś lubi robić zdjęcia, to nie może zostac profesjonalnym fotografem, bo będą mu za to płacić? Nie wiem skąd to głupie myślenie tych hejterów c:
Pozdrowionka! :)
O czym mówimy? Dla mnie pisanie to przyjemność i pasja.
Nie ma mowy o żadnym wysiłku, chociaż oczywiście na zewnątrz kłamie ile to poświęcam na wpisy i ile mnie to kosztuje energii.
Ale to tylko tak-bo uwielbiam kłamać.
Naprawdę mógłbym pisać trzy teksty po 10 tysięcy znaków dziennie i dalej nie miałbym dosyć.
Robię to co kocham. A jeżeli ktoś zaczyna narzekać, że pisanie zajmuje dużo czasu, że to, że tamto-widać tego nie kocha.
Jak z dzieckiem(ja nie mam) ale jak masz to je kochasz a wszystkie trudności, zmartwienia i czas poświęcony-to nic. Bo kochasz. Tak samo z pisaniem. http://www.bragiel.blox.pl Świat według Brągiela pozdrawia.
Poczekaj w takim razie aż bedzięsz miał dziecko – możesz się zdziwić ;).
Ja założyłam bloga początkiem stycznia… mimo, że już zrobiłam wiele postępów – to czuję, że nadal bardzo raczkuję. I nigdy nie myślałam o tym, żeby na tym zarabiać, ale im więcej czasu jemu poświęcam zaczynam czuć, że to coś co naprawdę lubię i z chęcią poświęciłabym temu więcej czasu… nie łącząc tego z etatem jak teraz i ze studiami. Może kiedyś się uda!
Wspaniale dopieszczony ten Twój blog ! :) Jest fantastyczną inspiracją do pracy nad własną stroną.
Pozdrawiam ciepło,
Panna Joanna
Blog to bardzo dużo czasu i pracy… Jeśli blog nie jest bardzo popularny tot jeśli podliczyć czas poświęcony na jego prowadzenie, a zarobek… to sorry ale jest się sporo na minusie. I więcej zarobiło by się roznosząc ulotki :)
Nigdy w życiu nawet nie pomyślałabym, że pisanie bloga to prosta robota. A gdzie tam. Chociażby właśnie ta kwestia zdjęci. A nie tylko pewnie trzeba wybrać, bo przydałoby się czasami jakoś fajnie obrobić. Także trzymaj tak dalej i chociaż miej coś z tego, jak np. pieniążki! :D
Taki stary wpis, ale tak bardzo aktualny. Niektórym wydaje się, że prowadzenie bloga to tylko napisanie tekstu i ile to właściwie może trwać pół godzinki?. Oj? tak bardzo się mylą jak wiele jest przy tym pracy.