5 tekstów, które NA PEWNO usłyszy każda mama
Ja słyszałam je tyle razy, że już na dobre wrosły w mój macierzyński krajobraz i… Sama je czasami powtarzam! ;)
1. „No to teraz ci się zacznie!”.
Zdanie, które usłyszysz prawdopodobnie już w ciąży. A potem po porodzie. Kiedy zaczyna raczkować, chodzić, idzie do szkoły lub na pierwszą imprezę – nieważne! Teraz to ci się dopiero zacznie!
2. „Jakie ono podobne do ciebie!”
Nawet jeśli Twój maluch to skóra zdjęta z taty, nie przejmuj się, bo poza wami nikt tego nie widzi i jeszcze nie raz usłyszysz od postronnych, że jest podobne właśnie do ciebie!
3. „Potem będzie tylko gorzej!”
Dziecko nie śpi (a ty razem z nim) od miesięcy, bo cierpi na kolki? Rzuca się na podłogę w centrum handlowym w ataku histerii? Przynosi ze szkoły pierwszą jedynkę? Zaczyna pyskować? Nie martw się, potem będzie tylko gorzej!
4. „Jesteś już wygrana!”
Równocześnie, kiedy tylko: skończysz karmić piersią, nauczysz obsługiwać sztućce, odpieluchujesz, poślesz do przedszkola, wyprawisz huczną osiemnastkę – dowiesz się, że teraz jesteś już wygrana! Co znaczy mniej więcej tyle, że odchowałaś swoje dziecko i zaznasz w końcu upragnionego świętego spokoju.
5. „Ale to jeszcze nic! Bo ja miałam gorzej!”
Obojętnie jak mrożącą krew w żyłach historię opowiesz, inna matka ma w zanadrzu jeszcze gorszą. Miałaś ciężki poród? To nic, bo mój trwał dwie doby! Dziecko spadło z łóżeczka? To jeszcze nic, bo moje sturlało się ze schodów! Uciekło ci na ulicy? Moje wpadło kiedyś pod samochód!
Właściwie nie wiem, jakim cudem dzieci przeżywają? Jak w tym filmie, człowiek jest chyba ze stali.
Mama również, bo mimo, że ciągle coś jej się zaczyna (i nigdy nie kończy!), wie, że potem będzie miała coraz gorzej, a wygrana jest tylko czasami, wspaniale daje sobie ze wszystkim radę!
ostatnio słyszałam od studentki pedagogiki kultowe „małe dzieci mały problem, duże dzieci – duży problem” – oby mój syn nie był jej wychowankiem…
z kolei w ciąży, w 8 m-cu, gdy coraz większy maluch wyczyniał w moim brzuchu akrobacje i nie dawał mi spać, usłyszałam od sąsiada, który spotkał mnie wracającą z piekarni o 5:45 rano, że skoro maluch tak się w brzuchu wierci, to będzie łobuz… przytaknęłam, życzyłam miłego dnia i poszłam do domu robić śniadanie ;-)
Jeśli chodzi o podobieństwo, to w naszej rodzinie nie ma nikogo z dobrym systemem samowychowawczym, sami samobójcy są :) każdy, ale to każdy uważał, że córka to mój mąż, nawet ci, którzy mojego męża na zdjęciu tylko widzieli. Nie dało się ukryć podobieństwa, bo tego nie można nazwać podobieństwem. Twarz córki to twarz mojego męża i tyle. Za to syn to mój brat i mój szwagier. Nikt nie powiedział ze któreś dziecko chociaż trochę do mnie podobne, nikt nawet nie próbował kłamać w ramach sprawienia mi przyjemności :)
Dobrze, że ja urodziłam, bo przynajmniej wiem na stówę, że moje :D
Mój synek to kopia męża, no może poza oczami i charakterem, ale bardzo często słyszę: „Wykapana mamusia!”.
Kurczę, w takiej formie chyba nigdy niczego z tego nie słyszałam. Za to na okrągło słyszałam: Ojej, ale ona tak serio długo śpi? Ojej, ale ona serio śpi całą noc? Ojej, ona w ogóle nie płacze? (to pierwsze pół roku). A potem: Jaki piękny chłopiec! (bo ubierałam nie na różowo). Później się odwróciło i były teksty typu: Ona ma rok? Niemożliwe, wygląda na dwa lata. Ona je jabłko? Surową marchewkę? Najlepsze było zdziwienie lekarki jak się spytała, czy mamy problemy z apetytem, a ja stwierdziłam, że przeciwnie, apetyt ma na wszystko, warzywa, owoce, nie lubi tylko słodyczy ;) Do tej pory robi zjawisko na rynku podczas zakupów z tatą, gdy hałaśliwie domaga się obrania marchewki, tata specjalnie ze sobą zabiera skrobaczkę. Teraz się pewnie zacznie z mową, że dlaczego nie mówi, ale jak dotąd było tylko, że nic nie szkodzi, że „ktoś” znał masę dzieci mówiących dopiero w przedszkolu czy nawet później i że dopóki komunikuje się po swojemu, to jest ok.
Dodałabym jeszcze: A jemu to nie za zimno?!
Zapomniałam! „A gdzie czapeczka?!”
A z innej beczki:
kiedy ślub?
kiedy nam wnuka sprawicie?(mam to k**** na bieżąco, bo jesteśmy już 8 miesięcy po ślubie, więc już powinniśmy mieć trójkę!-przepraszam drażliwy temat…)
a potem: to kiedy następne?
a to trzecie to już nie za dużo…
ehh;)i tak bez końca
Dodałabym jeszcze: „Jedno jest, to teraz czas na drugie. Najgorsze co można zrobić to pozbawić dziecka szczęścia posiadania rodzeństwa”
A jak jest dwóch chłopców, to standardowo: „Kiedy dziewczynka?” i analogicznie przy dwóch dziewczynkach: „Kiedy chłopiec?”.
Za to przy trójce dzieci: „To była wpadka???”.
Haha. Standardowe truizmy, bo każdy wie najlepiej. Mama, babcia, ciocia, kuzynka, kuzyn, koleżanka, kolega, siostra brata szwagra wujka z Lublina… każdy ma w zanadrzu jakąś radę światłą. Ja wymienionych przez Ciebie nie usłyszałam, ale za to szlag mnie trafia gdy ktoś mi mówi… „Twój Bubinek płacze, bo jest…” i tu pada głodny/zmęczony/coś go boli, itd. A ja zazwyczaj wiem, że oni się mylą, bo powód jest inny (ach ten instynkt:P). Albo jeszcze…”powinnaś zrobić to czy tamto” (e.g. przewinąć, pobawić się, itd.) A przecież JA jestem matką i JA wiem najlepiej co powinnam! Ach.
Mam miesięczną córeczkę i od początku ciąży przywarła do mnie łatka ,,wyrodna matka”,bo mieszkanie nie za duże,a kocisko wielkie i owczarek niemiecki,toż to szok,że się nie boję toksoplazmozy,już napewno,ale to napewno ją mam,otóż nie miałam,a kuwety bałam się mniej,niż marchewki z ogródka,w dalszych etapach ciąży byłam poddawana chyba jakimś testom na iloraz inteligencji,bo kolejny rozmówca słysząc na pytanie Co ze zwierzętami po porodzie?moją odpowiedz,że zwierzęta mają się dobrze i miejmy nadzieję płacz dziecka nie utrudni im życia,widziałam tylko minę informującą mnie,że brakuje mi jakiejś klepki i to takiej konkretniejszej.Co lepsi edukowali mnie przedstawiając najtragiczniejsze fakty,że kot wygryzie dziecku krtań podczas snu (może to ta jego wielkość,czarna maść i wielkie kły przywodzą na myśl wampira),a pies taki duży usiądzie na dziecku i będzie po dziecku,nie mówiąc już o tym,że skojarzy mu się z tuszką kurzą.Po jakimś czasie poirytowana odpowiadałam,że czasy takie krytyczne,dom w budowie,więc w razie W będę miała czym zwierzęta nakarmić….Heu heue uwielbiałam wywołaną furię.O alergii już nie wspomnę….ehh,a o korzyściach z wychowania wśród zwierząt nikt słowem nie pisną.Póki co żyjemy i mamy się dobrze,a do moich obowiązków jako matki doszedł przynajmniej fajny element wychowania wśród zwierząt,a mój dzieć o ile fajniej ma.P.S teraz zbyt wścibskim mówię,że w razie nie pogody,lub braku moich chęci na wyjście dziecię zawsze będzie miało dzięki kotkowi piaskownicę w domu hehehe
O tak! My mamy dwa koty i 45m2. Koty były od nas eksmitowane od początku ciąży przez wszystkie „ciocie dobra rada”.
Hahaha, wszystko prawda :) Nie słyszałam jeszcze tylko ?Jesteś już wygrana!? – pewnie jeszcze nie jestem ;)
Ja też nie, ale jak urodziłam drugie dziecko, to mi znajoma położna powiedziała, że jestem już „wyrodzona”. Cokolwiek to miało znaczyć… Chyba to, że mam „wszystkie dzieci w domu” czyli syna i córkę.
jak dla mnie pierwszy punkt jest życiowy, bo bez tego nie powtarzałoby się słów „to minie” hehe :)
Zapomniałaś o uwagach, że dziecko za lekko ubrane, nie ma czapki albo ma ucho na wierzchu. Spacer bez takiego komentarza się przecież nie liczy! ;)
Hi hi hi. Bardzo mnie to rozśmieszyło.
ja bym dodała jeszcze pytanie „a karmisz jeszcze piersią?” nawet przypadkowe osoby o to pytają… i jakiej by odpowiedzi nie udzielić to zawsze albo „co tak krótko ” albo ” co tak długo „?
Tak! Dokładnie! :)