Skuteczne sposoby na bunt dwulatka. Tak, one istnieją!

To bardzo osobisty wpis. Przyznaję się w nim do wszystkich moich porażek wychowawczych. Dlaczego? Ano dlatego, żeby pomóc. Żebyś nie wpadła w ten kocioł, w którym ja się zanurzyłam po uszy. A nawet jeśli – to żebyś wiedziała, jak się z niego wydostać, zanim zrobi się naprawdę gorąco. Ostatni miesiąc był dla mnie trudnym czasem. Zaczął się trzeci trymestr, więc brzuch rosnący przypomina o sobie, kiedy wykonuję najprostsze nawet czynności. Do tego zima z prawdziwego zdarzenia: mrozy i śniegi. A na to wszystko nałożył się wzmożony bunt pierworodnego…

Byłam chyba najbardziej zagubionym rodzicem na świecie. Bo zdania na temat buntu dwulatka są – delikatnie mówiąc – podzielone. Z jednej strony słyszałam więc rady typu: nie reaguj, bo w ten sposób nagradzasz złe zachowanie i pokazujesz, że wystarczy krzyknąć wystarczająco głośno, tupnąć nogą kilka razy i rzucić się na podłogę w odpowiednim miejscu, żeby poruszyć rodzica i osiągnąć swoje. Za to z drugiej strony mówiono mi: musisz reagować, żeby dziecko nie czuło się odrzucone, tylko akceptowane i kochane.

Taki klops.

DSC_5415

No ale swój rozum przecież mam, więc usiadłam i zastanowiłam się: co u diaska? Co takiego wydarzyło się w ostatnim czasie, że nie potrafię dogadać się z moim dzieckiem? Ok, jestem w ciąży. Może to właśnie to? Może Kostek jest już zazdrosny? Eee, nie, bzdura totalna. Mój syn tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy, co się wydarzy za dwa miesiące. Ale ta ciąża to chyba jednak dobry trop?

I tak przeanalizowałam cały miesiąc: dzień po dniu, godzinę po godzinie. Skupiłam się na swoim zachowaniu, a nie na zachowaniu mojego syna. I wiesz co? Dzięki temu odkryłam przyczynę problemu. Także tak: polecam tę metodę wszystkim rodzicom! Co takiego JA robię źle, a nie co źle robi moje dziecko. Co JA mam w SOBIE zmienić, a nie co (i jak) muszę zmienić w nim.

I z tego wszystkiego wyszło mi, że zmienić wystarczy tylko trzy rzeczy.

1. Czas, czas i… Tak – jeszcze więcej czasu.

Będę brutalna, więc jeśli tego nie lubisz, lepiej wyjdź w tym momencie i dalej nie czytaj. Moim zdaniem większość problemów wychowawczych wynika z tego, że nie mamy – lub nie chcemy mieć – dla dziecka czasu.

A ono tego czasu rodzica zupełnie jak powietrza czy jedzenia potrzebuje. Tej uwagi dla nas głupiej, bo przecież kiedy układa puzzle, to dlaczego niby ja mam na to patrzeć? Nie mogę przyjść i pochwalić jak już skończy? Widocznie nie.

Ja nie lubię się z dziećmi bawić. No nie odnajduję się w tym kompletnie. A teraz to już w ogóle, bo jak kopię piłkę, to mam zadyszkę; jak z klocków mam wieże układać, to mój brzuch haczy gdzieś o podłogę i w sumie ciągle w tych zabawach nie ma dla niego miejsca. No więc odpuściłam trochę, dałam telewizor w zamian, komputer z Teletubisiami na YouTube i tablet z grami wirtualnymi, bo wtedy mojego dziecka nie ma. I ja nie muszę kibicować, mogę usiąść, odpocząć lub w spokoju popracować.

Ale w przyrodzie nic nie ginie.

Bo od tego zaczyna się bunt. Każdy krzyk, tupnięcie nogą, wszystkie te „niegrzeczne” zachowania to tak naprawdę wołanie o uwagę: „Mamo, mamo! Tu jestem!”. Rodzice tak często nie chcą tego widzieć…

Zauważyłam też, że im więcej czasu poświęcam mojemu dziecku, tym mocniejsza więź się między nami tworzy. To jak tkanie sznurka: im więcej zdążysz go utkać w ciągu dnia, tygodnia, roku, tym trudniej go potem zerwać. I twojemu dziecku (zamiast krzyczeć woli przyjść i się przytulić, że coś na sercu leży, a jeśli jednak te trudne emocje wezmą górę, to łatwiej nad nimi zapanować), i okolicznościom/ludziom z zewnątrz.

2. Akrobacje powietrzne tudzież lądowe. Lub podwodne.

Zima. Zakopałam się w domu jak niedźwiedź. A bo te choróbska w kółko: jak nie zatoki to kaszel, jak nie kaszel, to grypa. A bo buty samej sobie tak ciężko założyć, a co dopiero zasznurować je skaczącemu wokół dziecku! I w tym półskłonie szalik wokół szyi motać, o czapkę na głowie walczyć, kurtki dopinać. Zresztą, moja już się nie dopina. Z lenistwa, z wygody takiej zaległam więc z bebzonem na kanapie. I z dwulatkiem.

Ups.

Na własnej skórze przekonałam się, że dziecko znudzone to dziecko kapryśne. A dziecko niewybiegane to dziecko pełne energii. Niby jasne. Ale połącz teraz te dwa słowa: kaprys + energia i… Masz piękne salwy buntu w wykonaniu malucha!

No to teraz rowerek, plac zabaw, małpi gaj, kuleczki, basen… Jasne, nadal pieruńsko się męczę. Ale wiesz co? Słuchając wieczornych krzyków, męczyłam się jeszcze bardziej! No i ta radość w oczach Kostka… Po to przecież jestem, żeby mu ją dawać?

3. A dlaczego, a po co?

To nie jest tak, że dzieci są złośliwymi gremlinami, które nagle w wieku dwóch lat mają tylko jeden cel – uprzykrzyć życie rodzicom. One po prostu pewnych rzeczy nie wiedzą. Nie wiedzą, bo im tego nie powiedziałaś. A same nie zdążyły jeszcze wszystkiego doświadczyć.

Taki przykład. Kostek przez kilka tygodni budził się o czwartej nad ranem (a potem o szóstej i siódmej) z krzykiem: „Soćek! Soćek!!!”. Na jego nocnym stoliku stoi szklanka z wodą, ale za każdym razem, kiedy ją podawaliśmy, krzyczał coraz głośniej: „Chcem soćek! Soćek chcem!!!”. Ostatecznie sam wędrował po ciemku przez dom cały w poszukiwaniu tego przeklętego soku, a ja za nim, tłumacząc pokrętnie, że po myciu zębów nie pije się słodkiego. Że mama nie pije. I tata nie pije. Że robaczki przyjdą. Ale Kostek lubi robaczki, więc się nie wystraszył. Chociaż wtedy tego nie wiedziałam – umęczona do granic możliwości podejrzewałam go raczej o wyjątkową złośliwość. Aż nagle pewnego pięknego dnia tzn. nocy powiedziałam: „Nie można pić w nocy soczku, bo zrobi w ząbkach ała”. I wiesz co? Zrozumiał. Dopiero wtedy! A jak zrozumiał, to przestał się (i nas) budzić. Takie to proste.

Krótki, jasny komunikat. Jedno, dwa zdania. „Nie bo nie” nie wystarczy. Trzeba pokazać związek przyczynowo-skutkowy, np.: soczek na noc – ból zębów; wyjdziesz bez kurtki – będziesz miał kaszel. Ok, to drugie sam musiał sprawdzić, bo nie wierzył na słowo. Bywa i tak.

I już. Serio tylko tyle. Jasne, że dziecko nadal będzie wpadać w złość, tupać, wołać, ale… Jako rodzic nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej. Nie jesteśmy też w stanie zrobić nic lepiej. Tylko cierpliwie towarzyszyć, kiedy maluch uczy się swoich emocji.

(23 796 odwiedzin wpisu)
16 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Chichotki Trzpiotki
8 lat temu

Mądre słowa. Wykorzystam te rady, bo choć mam w domu półtoraroczną córkę, to od kilku tygodni zauważam u niej przedwczesny bunt dwulatka. :D Ale rzeczywiście zakopałam się w te brzydkie dni w chałupie. To nic dziwnego, że się w niej gromadzą emocje, bo nie mają ujścia.

salus salus
salus salus
8 lat temu

U Nas buntu 2 latka nie było.. jest teraz przełom 56 i to jest bunt.. do tego zazdrość mała o brzuszkowego.. wariacja! A zarazem abstrakcja

S.D.
S.D.
8 lat temu

Mogę spytać o pochodzenie Twojej czapki:D?

Natalia
Natalia
8 lat temu

Wszystko ok, zgadzam się z Tobą w większości, sama się ostatnio zapętliłam w słabym nastroju i rzutowało to na mojego 2 latka, ale chcesz powiedzieć, że Twój synek nie zdaje sobie sprawy, że za chwilę będzie miał rodzeństwo? Nie rozmawiacie o tym ? Z mężem nie snujecie jakiś planów, zakupów przygotowań ? Bo nam się czasami wydaje, że one nie wiedzą, nie rozumieją, a często jest zupełnie inaczej :-)

Ilona Kostecka
8 lat temu
Reply to  Natalia

Nie zdaje sobie sprawy, co się z tym wiąże :).
Oczywiście, że wie, że w brzuchu jest dzidzia. Rozmawia z nią, całuje, zna jej imię. Ale nie ma bladego pojęcia (bo skąd ma mieć?), jak wszystko się zmieni. I na pewno na tym etapie nie jest o rodzeństwo zazdrosny.

Natalia
Natalia
8 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

Ale doskonale czuje, że ‚ coś się święci’ ;) nie wie z czym to się wiąrze, ale zdaje sobie sprawę, że niesie to coś nowego i już to wystarczy, wiadomo czasami sobie nie radzi z emocjami czy coś i awantura gotowa;) obserwowałem jak złożozenie łóżeczka zadziałało na 2 latka, ale dzieci są też różne wiadomo, jedne bardziej wyluzowane, drugie bardziej przeżywające, wrażliwe, w każdym razie powodzenia :-)

Ewa
Ewa
8 lat temu

takie proste, a takie trudne… Też mam zbuntowanego prawie dwulatka, wiem o czym piszesz. Najgorsze jest, gdy zaczyna chorować i nie ma jak wyjść wyładować energii. Ostatnio zaczęliśmy nawet korzystać z placy zabaw w centrum handlowym, chociaż kiedyś uważałam to za świętokradztwo i profanację instytucji rodziny. A przy okazji zapraszam do siebie – szyjidajszycinnym.blogujaca.pl. A poza tym uwielbiam czytać, że inne matki też mają podobne problemy, jeśli wiesz co chcę powiedzieć :)

Ilona Kostecka
8 lat temu
Reply to  Ewa

Place zabaw w CH uskuteczniam 2-3 razy w tygodniu. Bez tego bym zginęła! ;)

Ewa
Ewa
8 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

A ja kiedyś patrzyłam na takich rodziców myśląc o ich leniwosci i upadku kultury rodzinnej, że przecież można dziecku zorganizować ciekawie czas w domu… Jak bardzo można się mylić! :) :) :)

Toldinka
Toldinka
8 lat temu

To co mi ogromnie pomaga przy złościach i „niegrzecznościach” mojego synka (obecnie lat 3) to zrozumienie, że to są po prostu jego trudności. Nawet mój mąż już się nauczył i mówi:”tak, tak. Wiem. Nie jest niegrzeczny. Jest mu trudno.” W zasadzie to nie zmienia przecież tego co dziecko robi, ale w mojej głowie to wygląda zupełnie inaczej. Bo teraz ja mogę mu pomóc. I gdy go pytam jak mu pomóc to czasem się dowiaduję, że np. na krzyk przy jedzeniu pomaga przytulenie. Albo dwa przytulenia i już jemy posiłek w spokoju, uśmiechnięci. Bez krzyków, płaczów.

Natalia Jurek-Pliszka

Bardzo mądre słowa :) Jesteśmy bardzo potrzebni swoim dzieciom, nie tylko maluszkom i kilkulatkom. Te starsze też potrzebują naszej uwagi :)

Aniko
Aniko
8 lat temu

Nie zawsze się z Tobą zgadzam Ilona, ale bardzo lubię Cię czytać i często tu wracam.
Bardzo ciekawy post, dzisiaj w 100% popieram, mam w domu dość spokojnego dwulatka(narazie), jednak elementy buntu nam nie obce, choć szybko staram się je wyłapywać, kluczem u nas rozmowa, szacunek i czas spędzony razem, rodzicielstwo bliskości przede wszystkim. Uważam, że ile dasz od siebie dziecku tyle do Ciebie wróci….
Dobrych i spokojnych dni dla Ciebie Ilonko!

Mamorki
8 lat temu

W tym czasie poświęcanym dziecku jest 100% racji. Widzę to po mojej Małej, która zbliża się do wieku 2 lat i jak tylko odejdę od niej, po kilku minutach wraca do mnie, łapie za rękę i ciągnie z powrotem do układania puzzli. To samo z wyjściem na dwór.. w zasadzie, to wyjęłaś mi z głowy moje myśli ;)

Diana

asiaoasi
8 lat temu

zgadzam się z Tobą w 100%. Jakoś od początku przyjęłam taktykę tłumaczenia dziecku dlaczego pewnych rzeczy nie należy robić, wyjaśniałam konsekwencje, czasami godziłam się żeby je ponosił (te mniej drastyczne) w efekcie nie wiem czym jest bunt dwulatka.

Paweł
Paweł
2 lat temu

Bardzo cenny tekst, ja kilka moich przemyśleń o buncie dwulatka opublikowałem na swojej stronie: http://www.404sposoby.waw.pl/2021/05/bunt-2latka/