Familijny weekend: jak przypomniałam mężowi, co jest w życiu najważniejsze

Żyjemy w dziwnych czasach, żeby nie powiedzieć – w rozkroku. Z jednej strony atakują nas z okładek kolorowych magazynów uśmiechnięte twarze ludzi sukcesu, którzy mówią, że wystarczy wziąć los w swoje ręce i ciężko pracować, żeby być szczęśliwym, a z drugiej… W samo południe w miejskich kawiarniach siedzą faceci, którzy nieśpiesznie popijają kawę i co rano zamiast ciasno wiązać krawat pod szyją, przeczesują swoje bujne brody. Sieć aż huczy od blogów w duchu filozofii slow i radosnych historii rodzin, które porzuciły cały ten współczesny pęd na rzecz życia na wsi czy wypasania owiec gdzieś tam w Bieszczadach.

Ciężko się w tym odnaleźć. Bo człowiek chciałby mieć wszystko: pieniądze na spokojne życie, ale żeby mieć pieniądze, o spokojnym życiu raczej nie ma mowy. Pół biedy, jeśli jesteś singlem, który codziennie po pracy wraca do pustego domu, gdzie nikt na niego nie czeka. Wtedy kolejne nadgodziny bierze się co najwyżej ze szkodą dla własnego zdrowia. Gorzej, jeśli gdzieś tam w tym wszystkim czekają na ciebie dzieci. Bo dzieci zawsze wtedy cierpią…

Dla mnie znalezienie tej równowagi jest najtrudniejszym z życiowych wyzwań.

Żeby być tylko z dzieckiem, a nie być z dzieckiem i robić w tym czasie dziesięć innych rzeczy na raz. Uczę się tego dopiero od niedawna. Jeszcze w nocy – dzień przed porodem – siedziałam na łóżku na patologii ciąży i klepałam w klawiaturę. Teksty na bloga i maile do prelegentów. A potem pojawiła się nasza kochana Kosteczka i myślę sobie, że nie bez powodu los podarował mi drugie tak wymagające dziecko. Żebym już zwyczajnie nie miała innego wyjścia i musiała się po prostu zatrzymać. Wylogować z życia. Z nią na rękach. Na kanapie, półleżąc i bujając dzień cały.

Teraz dopiero wiem, dlaczego pierwsze macierzyństwo szło mi jak po grudzie. Bo ciągle miałam wrażenie, że jest mnie za mało. Nie potrafiłam po prostu położyć się z synkiem i… Leżeć. A bo ta chusteczka rzucona na podłogę, brudna pielucha wystająca z kosza… Więc śmieci trzeba wynieść. Już, teraz, natychmiast! Bo się świat zawali cały, jeśli tego nie zrobię. I kurz na szafce, który tak bardzo przeszkadzał. Więc musiałam wstać i go wytrzeć. A potem na basen pojechać, żeby jakoś efektywnie spędzić czerwcowe słoneczne przedpołudnie. Bo tak bez celu po ulicy z wózkiem się kręcić, to nieee…

Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki w jednej z ostatnich kłótni mąż nie wypomniał mi, że jestem pracoholiczką.

A poszło o to, że to on nie potrafi się od pracy oderwać. Bo po porodzie wszystkie moje sprawy przekazałam jemu. Część maili, organizację całej konferencji. Efekt był taki, że zasypiałam sama, bo on pracował i budziłam się sama, bo telefon od rana nie przestawał dzwonić.

Przeżyliśmy wtedy jeden z największych kryzysów w naszym życiu. Napędzany moimi hormonami i jego wiecznym brakiem czasu. Czułam się, jakbym męża nie miała, chociaż był, siedział w salonie, ale z uchem przy słuchawce i nosem w komputerze.

A ja w tym czasie z dziećmi.

I nikt, absolutnie nikt mnie nie rozumiał, bo to przecież takie normalne, że on ma pracę, że na życie musi zarabiać, realizować się zawodowo, a nie w przewijaniu pieluch pomagać. Ciesz się, że nie pije i nie bije – miałam wrażenie, że już zaraz, za moment właśnie takie słowa usłyszę.

Więc nikomu za bardzo nie mówiłam, co czuję. Tylko nocami, kiedy dzieci już spały, po kryjomu wycierałam łzy w poduszkę.

Ale teraz myślę sobie, że takich kobiet jak ja na pewno jest więcej. Które wiedzą jak to jest, kiedy mąż dużo pracuje. I ciągle go nie ma, bo właśnie stara się zapewnić swojej rodzinie lepszy byt, nie zdając sobie sprawy, że ona dzięki temu wcale nie będzie szczęśliwsza.

Więc kiedy tylko konferencja się skończyła, a Piotr dalej siedział w fakturach i rozliczeniach po uszy zakopany, wyjęliśmy z Kostkiem koc z szafy – taki największy – i koszyki. Spakowaliśmy nasze ulubione przekąski: owoce, świeże pieczywo i słodycze – wafelki Familijne 2GO. A potem upchnęliśmy to wszystko w aucie. Po brzegi! Stojąc w drzwiach zawołaliśmy tylko: „Tata, idziemy!”. Właśnie tak, bez planowania większego. I bez żadnego pytania.

DSC_9629

DSC_9552

DSC_9419

Porwany w ten sposób Piotr nie miał już żadnej wymówki, że praca czy mecz dzisiaj i nasi przecież grają. Co więcej – właśnie tam, na tej łące odludnej pod miastem – postanowiliśmy (najpierw ja z Kostkiem po cichu, a potem już głośno chwaląc się naszymi planami!), że częściej trzeba takie rodzinne pikniki urządzać. Relaks nie przed telewizorem albo komputerem. I nie w centrum handlowym czy w Ikei, gdzie zawsze pełno ludzi i trudno być ze sobą naprawdę. Tylko weekendy z dala od wszystkich i wszystkiego.

Ale dzięki temu bliżej siebie.

DSC_9493

DSC_9574

DSC_9551

* Partnerem wpisu jest marka Familijne

(8 216 odwiedzin wpisu)
20 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
e-milka
e-milka
7 lat temu

Chyba sie uzaleznilam, lubie tu zagladac. Wiesz co, chyba nielatwo tak przy pierwszym wyhamowac. No bo jak to ? dopiero co bylysmy tak
aktywne, wszem i wobec pokazywalysmy, ze z brzuszkiem sie da wszedzie, pracowalysmy na ostatnich nogach i teraz jak? Nie chcialysmy byc ?rozlazle?, ?rozmemlane?, a teraz co? A pranie? A okna? A zadzwonic do kolezanki, ze przeciez jestesmy jak najbardziej, ciagle po tej stronie zycia, chociaz tak naprawde gdzies sie w tym juz zagubilysmy. I tak naprawde nie wiemy, kim jestesmy, ale ciagle jeszcze nie chcemy wejsc w role ?Matki Polki?, ?meczennicy?, ?kury domowej?, ?mleczarni? jak wyzywa nas wewnetrzny cenzor. Nie wiemy tez jeszcze, ze niektore dzieci tego spokoju tak bardzo potrzebuja. U nas podobnie ? niestety wrocilam do pustego domu, zabraklo kobiety, ktora by sie nami zaopiekowala, a maz nie mogl wziac wolnego, bo po prostu by nie zarobil. A jak byl, to go nie bylo, a ja ciagle wsciekla z malym ssakiem, ze telefonuje tak glosno, ze okna nie zamknal i ciagnie, ze herbaty nie zrobil, a ja tu leze i moge zejsc i nawet nie zauwazy. A on po prostu nie chcial przeszkadzac, tez tak malo swiadomy wtedy
jak to jest. Przy drugim na szczescie bylo juz inaczej. Oboje mielismy juz stala prace, maz zostal kilka tygodni, a ja spedzilam polog tak jak powinnam byla to zrobic za pierwszym razem ? lezac. I czytajac ? sama, dla starszej, z malym u boku. Nauczylam sie prosic o to okno, herbate, zeby pranie wstawil. Ciagle nasza opieka nad dziecmi przypomina sztafete ? zeby nie byly do 5tej pod cudza opieka jedno z nas wstaje bardzo wczesnie a drugie wraca pozno. Ale cenimy te rzadkie chwile razem. Moze dlatego, ze jest ich niewiele. Tak notabene ? te wafelki to cos dla moich, szczegolnie ze bez polewy. :)

Agata (Cyk Cyk Studio)
Reply to  e-milka

Podoba mi się to, co napisałaś – że przy pierwszym to przez to zagubienie tak nie potrafimy wyluzować. Ja też nie umiem poprosić, by dziadki na spacer wyszły z dzieckiem, albo żeby mąż umył naczynia przed pracą czasem, bo mi – mimo że „siedzę” w domu, bo pracuję częściowo w domu – czasem się zwyczajnie nie chce!

salus salus
salus salus
7 lat temu

Lubie te ciacha.. jestem od nich uzależniona;);)
a dodatkowo uwielbiam tak beztrosko spędzone chwilę!!

Ilona Kostecka
7 lat temu
Reply to  salus salus

Ja też ciągle je podgryzam ;).

Co więcej, dałam bratu trzy paczki, następnego dnia pisze, że zjedzone. „Chcesz jeszcze?” – „A jak myślisz, po co piszę?”, haha ;).

Opinie_Mamy
7 lat temu

O tak, takich matek jest więcej! :) Chociażby JA, bo to tak jakbym czytała o sobie, choć drugie dziecko mi się jeszcze nie urodziło ;P Ale tak, ja też tak niestety mam – kilka srok za ogon łapię, chcę być jednocześnie z dzieckiem, ale jeszcze tylko naczynia do zmywarki włożę, odkurzę, bo wszędzie sierść psa widzę, no i przecież pranie trzeba nastawić…. A starsza córka tylko pyta: „Mamo, długo jeszcze mam czekać? Już przygotowałam puzzle…..miałyśmy układać…” Ciężko się tak przestawić na tryb „slow”, kiedy człowiek ciągle gdzieś w ciagu dnia pędzi… Ale staram się, czasem wychodzi mi to lepiej, czasem gorzej, choć ta druga ciąża mnie jakoś tak rozleniwiła, że coraz częściej macham ręką na bałagan i siadam z córką do rysowania :)

Ilona Kostecka
7 lat temu

Haha, taka zdolniacha mówisz?
Całkiem serio to statyw gdzieś tam sobie stał ;). A mała spała akurat w wózku :).

mamowato
7 lat temu

Wpis przepiękny – i pięknie zaplotłaś nogi na pierwszym zdjęciu, chwilę mi zeszło, która jest która ;)

Ilona Kostecka
7 lat temu
Reply to  mamowato

Zawsze jak siedzę mam poplątane nogi ;).

mamowato
7 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

To mój kompleks – moje nogi się nie plączą, bo są za krótkie ;)

Ilona Kostecka
7 lat temu
Reply to  mamowato

Ja też jestem niska! Ale nogi krzyżuję na tysiąc pięćset sto dziewięćset sposobów (kiedyś ćwiczyłam jogę przez wiele lat i chyba mi zostało ;)).

pestki
pestki
7 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

Też o tych nogach pomyślałam ? Która to która i jak to się da tak ??.

Malwina
Malwina
7 lat temu

Piękne zdjęcia!

Milka
Milka
7 lat temu

Zazdroszczę weekendu!!
Przeczytalam dopiero dzisiaj, ale za tydzień sama spakuję koc i zabieram rodzine na wycieczke.

Ola U.
Ola U.
7 lat temu

Ja mam chyba jeszcze gorzej, bo mój mąż pracuje za granicą przez co jestem praktycznie sama z trojka dzieci.

Ilona Kostecka
7 lat temu
Reply to  Ola U.

Współczuję Kochana :( jesteś bardzo silna!

Karolina Zagórska
Karolina Zagórska
7 lat temu

Byłam niedawno na rowerze z rodziną, najmłodsze dziecko w foteliku z tyłu co za frajda! Zabralismy te wafelki, miały się nie kruszyć (aha), ale fajnie, że są pakowane pojedynczo i bez czekolady to sie nam przynajmniej nic nie stopiło.

Też jestem za tym żeby jak najwiecej czasu zwlaszcza tego wolnego jak weekendy i urlopy spedzac razem z rodziną. Fajnie to napisałaś.

M.M.
M.M.
7 lat temu

A ta torba z gwiazdą skąd?

Ilona Kostecka
7 lat temu
Reply to  M.M.

Lidl – kupiona rok temu, ale ostatnio nawet była w koszu znowu :).

beb
beb
7 lat temu

Śliczne zdjęcia! :-)

Natalia
6 lat temu

I dlatego nazwałam się „Slowmummy”, co więcej wyhamowałam nie tylko po urodzeniu dziecka, ale wyhamowuje nadal, kiedy mała ma już 2 lata. Coraz częściej łapie się na tym, że jej wystarczy kopara z Tigera, balkon i kawałek piasku do zabawy, a nie cała plaża, jak mi się jeszcze kilka miesięcy temu wydawało ;-)